Nieznany mi człowiek chwycił mnie delikatnie za ramię i przeciągnął na chodnik(to było mądre), przy czym odczuwałam dziwne mrowienie, które natychmiast ustało, gdy tylko mnie puścił. Nim zdążyłam zaprotestować, ściągnął swoją marynarkę i narzucił ją na moje plecy. To był miły gest, trochę nawet ZA MIŁY. Po chwili ruszył. Co ja miałam zrobić? Miałam jego marynarkę, a stwór, który w tajemniczy sposób zniknął, wciąż mnie nieco niepokoił, więc podążyłam posłusznie jego śladem. Nie zastanawiałam się za długo gdzie mnie prowadzi, bo wkrótce dotarliśmy do kawiarni o uroczej nazwie "Pod Bluszczem"... oryginalne, serio. Weszliśmy do tejże kawiarni i pierwsze co mnie uderzyło w oczy, to płomienie tańczące w kominku, lecz szybko mój wzrok zmienił obiekt zainteresowania na chłopaka, który ruchem ręki pokazał mi miejsce w którym miałam usiąść po czym odszedł, ale nie zwracałam zbytniej uwagi gdzie. Usiadłam.
Po kiego grzyba ja w ogóle za nim szłam? Nie lepiej byłoby po prostu spuścić wzrok, zignorować gościa i iść do domu? Ale nie.. musiałam. Czemu? Czemu.. miałam dziwne przeczucie... że powinnam za nim iść. Tylko to nie było takie przeczucie typu "pójdę dziś do parku, to spotka mnie coś miłego"(a potem, przyciągają samych pedałów jak magnes, przez swoją pozytywną energię), tylko.. to było bardziej rozbudowane. Takie... narzucone z góry.
- Nie odpływaj, księżniczko. - Wyrwał mnie z tej zadumy jego głos.
Spojrzałam na niego, chcąc odczytać jego zamiary - sam chyba nie miał pojęcia co robi. Uśmiechnęłam się znikomo, bo to było nawet zabawne.
- Jestem Amagi. - Oznajmił gdy już usiadł.
Teraz pasowałoby, abym też się przedstawiła...
- Azuri. - Odparłam cicho, ale i tak bolało.
- Jesteś z Sił Natury, prawda? - Miałam wrażenie, że robi mi jakieś wyrzuty sumienia. Ta... też Cię lubię. Mimo wszystko, zdziwiło mnie, skąd on to wie. Skąd on w ogóle wie, że posiadam moce.
Przytaknęłam.
- Jestem jej liderem. - Dodałem w kwestii wyjaśnienia. - Jakim żywiołem się posługujesz.?
- Wodą. - Chrząknęłam.
Amagi uśmiechnął się szeroko, po czym wyciągnął rękę do przodu, a po chwili zauważyłam kilka płatków śniegu spadających na jego dłoń. Szybko jednak cofnął rękę, bo podeszła do naszego stolika kelnerka, która postawiła dwie filiżanki, po piance na wierzchu, zgadłam, że to było Macchiato. Trzymała też talerzyk z kawałkiem ciasta.
- To dla tej pani. - Powiedział do niej.
Szybko położyła to przede mną i odeszła.
- Jedz. - Rozkazał bezwiednie i pochwycił napój w dłonie.
Spuściłam wzrok na pysznie wyglądający kawałek ciasta. Chwyciłam łyżeczkę i kawałek po kawałku pochłaniałam ciasto. W połowie przerwałam i zadałam dręczące mnie pytanie.
- Czemu to robisz? - Szepnęłam.
Chyba nie zrozumiał albo sądził, ze to oczywiste, bo zmarszczył czoło.
- Bo chcę. Mieszkasz sama? - Miałam wrażenie, że chce mnie bliżej poznać.
Zaprzeczyłam dyskretnym ruchem głowy.
- Ze swoją siostrą. - Jak tak dalej pójdzie, to będę musiała zacząć używać telepatii.
- Macie zwierzęta? - Kolejne pytanie z jego strony.
- Psy. - Odparłam
- Tak myślałem.
- Czemu? - Spojrzałam na niego, nieco zbita z tropu.
- Czuć. - Uśmiechnął się nieco rozbawiony.
- Ty za to masz kota. - Prychnęłam czując swąd tego stworzenia.
- Nie inaczej.
- Uważaj. - Szepnęłam ledwo słyszalnie, już byłam nieco zmęczona rozmową, po czym oparłam się wygodnie na krześle.
- Na co? - Podniósł jedną brew pytająco.
~ Mam umiejętności telepatyczne, stwierdziłam, że powinieneś o tym wiedzieć.
Nieco się wzdrygnął, lecz nie okazał zbyt wielkiego zdziwienia.
- Powinienem coś jeszcze wiedzieć? - nachylił się w moją stronę przez stolik, aby wyglądało to na normalną rozmowę.
Skrzywiłam się nieco, nie miałam zamiaru mówić o tym, że nie umiem swobodnie mówić.. jak będzie się rzucał, to powiem, wtedy w szoku ucieknie.. no dobra. Przesadziłam.
~ Jak na pierwszą rozmowę to i tak za dużo wiesz. - Nachyliłam się tak, aby włosy zasłoniły moją twarz. ~ Jak się wabi twój kot?
- Sullen. - Przewrócił oczyma.
~ Co? - Czyżby nie odpowiadało imię jego własnego kota?
- Nic.. bawi mnie jedynie nasza rozmowa. - Zaśmiał się krótko.
Dobra. Jestem aspołeczna na wskroś. Nie ogarniam ludzi.
Spuściłam wzrok na niedokończone ciasto. Nagle usłyszałam szuranie krzesła i oddalające się kroki. Podniosłam pośpiesznie wzrok. Amagi szedł jakby nigdy nic w stronę drzwi. Gwałtownie wstałam, wypiłam pośpiesznie napój, który zdążył już ostygnąć i chwyciłam w dłoń ciasto(nie mogłam przecież je tak zostawić, co nie?), a po chwili wybiegłam przed kafejkę rozglądając się za białowłosym chłopakiem.
- Mógłbym cię odprowadzić? - Usłyszałam głos za sobą.
Odwróciłam się. Stał pod ścianą.
Zagryzłam wargę. Podeszłam do niego, ściągnęłam jego marynarkę i mu ją oddałam. Ten zaś, ją przyjął, po czym podszedł do mnie i znów ją narzucił.
~ Nie masz innych rzeczy do roboty...
- Nie każ mi więcej pytać. - Wtrącił mi się.
~ Nie przerywaj, gdy ktoś mówi. - Burknęłam, zmierzając w stronę mojego domu
Nic więcej już nie powiedział. Szedł obok mnie i żadne z nas już nie przerywało ciszy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz