Lupusy roztapiały się jeden po drugim. Cała populacja licząca tysiące osobników zamieniła się w śmierdzącą breję, po czym zaczęła wsiąkać w ziemię. Wszystko wróciło do normy, ale ze mną też zaczęło dziać się coś dziwnego. Silny ból przeszywał mnie od środka. „Czy ja też się roztopię?”- Zapytałem sam siebie w myśli. W końcu też byłem lupusem i nadal nim jestem…. tylko, że w innym ciele.
Dopadł mnie atak kaszlu, już miało mnie rozsadzić od środka, ale nagle z pyska wylała mi się niemała ilość rtęci. Ostatnio było jej w moim życiu tak dużo, że zdążyłem ją dogłębnie znienawidzić. Co za paskudztwo. Straciłem władzę w łapach, w wyniku czego upadłem na ziemię. Kiedy umiera władca lupusów, umiera całe stado. W jaskini było dużo wilków. Patrzyli na mnie, bo chyba dla nikogo wilk wymiotujący rtęcią nie był normalnym widokiem. Biała wilczyca – Aurora podbiegła do mnie, by pomóc mi wstać. Ból wciąż rozrywał mnie od środka, złapałem się za brzuch, nagle znacznie ustąpił. Co za ulga. Bez słowa i bardzo powolnie wstałem z małą asekuracją wadery. Wciąż czułem zgryźliwe kłucie, ale żyłem, nie umarłem. Nie docierało do mnie co się teraz dzieje. Ktoś coś mówił, inne wilki stały, zadawały pytania. Medyk watahy mroku – Kite położyła łapę na moim grzbiecie. Pomogło. Teraz obraz stał się ostry i wyraźny. Z wdzięcznością spojrzałem na nią, po czym powiedziałem „Rozejdźcie się, już jest dobrze”. Lekko kuśtykając poszedłem w głąb potężnej Jaskini Zgubionych Dusz. Była ogromna, wilki nigdy zagłębiały się w nią, zawsze zbierały się i spały w części centralnej (po przekroczeniu progu wejścia do jaskini znajdowała się właśnie część centralna) o podłużnym, nieregularnym kształcie, od której odbiegał jeden nieduży korytarz prowadzący do tuneli. Wejście do niego było zsypane skałami większymi ode mnie. Tunel rozdzielał się na kilka części które znałem lepiej niż samego siebie. Jeszcze zanim wilki przybyły do tej krainy, jako lupus przemierzałem całe tereny. W tej jaskini również bywałem jeszcze za czasów kiedy nie została odkryta przez watahę mroku i wędrowały po tych skalnych tunelach.
Znajdowałem się przy skałach oddzielających jaskinię od tuneli. Byłem za słaby, by odsuwać kamienie, nawet za pomocą magii. Położyłem się więc trochę dalej, w jednym z kątów jaskini. Nie spałem, bo było jeszcze wcześnie. Lupusy zaatakowały o poranku, więc było jeszcze przedpołudnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz