To wszystko było takie chaotyczne. Szalone. I co dziwniejsze, podobało mi się to.Po wyznaniu miłości, całą noc podziwialiśmy gwiazdy. Udało mi się nawet wypatrzeć kometę. Uroczo.
    Cóż, nie byłam w mojej jaskini trzy dni, kurczę, nie dobrze.
Otrzepałam
 się z kurzu i puściłam się pędem ze wzgórza.  Scythe dogonił mnie  i 
rzucił ostrzegawcze spojrzenie. Uprzedzając jego pytanie rzuciłam:
- Zamierzam zaopiekować się dzisiaj watahą. Chcesz mi towarzyszyć? - Uśmiechnęłam się tajemniczo.
W odpowiedzi skinął głową, a kąciki powędrowały w górę.
Gdy
 weszliśmy, wszyscy jeszcze spali. Nie chciałam ich budzić, usiadłam 
przed jaskinią i obserwowałam okolicę. To było szalenie nudne. 
Postanowiłam przynieść im śniadanie, poprosiłam Scythe'a o pomoc.
Zdążyliśmy wrócić ze zwierzyną, gdy pierwsze wilki się budziły.
Wydawały się zdziwione. Może trochę przestraszone. Ale czym?
Podsunęłam im jedzenie.
-
 Przepraszam za zaniedbywanie was. Mam nadzieję, że więcej się to nie 
powtórzy. - Uśmiechnęłam się promiennie, tak jak zwykle robią to matki, 
by dodać otuchy.
Wielki, czarny kruk przysiadł na mym barku. Uśmiechnęłam się szerzej.
Podeszłam do Aurory i oderwałam kawałek mięsa. Wyszłam zjeść przed jaskinię. W południe miałam się spotkać z Minsem.
Układałam
 sobie w głowie co mu powiem. Po prostu łagodnie oznajmię, że nie chcę z
 nim być. Miałam tylko nadzieję, że to nie będzie dla niego cios i że 
znowu nie ucieknie.
Po drodze spotkałam Kiche, była jakaś nieswoja. Nie miała nawet ochoty na rozmowę, bo ucięła mi i pobiegła gdzieś.
Słońce było w zenicie, zamknęłam oczy i wsłuchiwałam się w wiatr. Niedługo nadejdzie zima, wszystko utonie w sterylnej bieli.
Usłyszałam
 kroki, otworzyłam oczy i zauważyłam Minsa. Nie zmienił się ani trochę. 
Wyglądał tak samo jak pierwszego dnia, gdy go spotkałam i zaprosiłam do 
Watahy. Fascynujące.
Przywitałam go, jak gdyby nic ważnego miało 
się  za chwilę nie stać, jakbym nie miała mu złamać serca i zawalić 
całego świata. Byłam odprężona.
- Hej, Aoime. - odpowiedział.
No
 jasne. Zamknęłam z powrotem oczy i igrałam z nim. Czekałam, aż zapyta. 
Nie powinnam się nim bawić, a jednak pociągało mnie to. Jestem okropna.
W końcu się przełamał:
- Podjęłaś już decyzję?
Milczałam długo, obserwując jak napięcie w nim narasta. Musiałam się powstrzymywać od nie wybuchnięcia śmiechem.
W końcu ochłonęłam, wzięłam kilka głębokich wdechów, otworzyłam oczy i przemówiłam:
-
 Tak, wybrałam. Wybieram Scythe'a. A Ty musisz sobie z tym poradzić. Nie
 jestem jedyną waderą w tej krainie. - Rzuciłam mu oszałamiający 
uśmiech.
Po co się mu tłumaczyłam? Może z jakiegoś sentymentu? Był jednym z pierwszych wilków, które do mnie dołączyły.
Wstałam i wróciłam do wilków. Moich wilków. Mojej watahy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz