Szłam w stronę Szmaragdowego Boru z myślami które nie dawały
mi spokoju „Hmm co ze mną będzie? Nic, to samo co zawsze – opiekunka Natury i
Pani Ziemi. Pięknie. Nic się nie zmieniło przez 6969 lat to czemu teraz ma się
coś zmienić? Moja wataha się rozrasta, ha super ! Szkoda, że ja nie lubię tej
monotonni ciągle to samo robić…”. Przystanęłam wzdychając głęboko. Las przywitał
mnie pięknymi kolorami ciepłej jesieni.
- Ach ! No tak… już jesień ! – Uśmiechnęłam się i
przywitałam stojącego koło mnie zajączka.
– Witaj maluchu, jak przygotowania na zimę?
Zajączek uśmiechnął się, widziałam w jego pięknych
niebieskich oczkach zapracowanie i zmęczenie lecz jednak z wielkim zadowoleniem
odpowiedział:
- A dobrze, dobrze. Na szczęście jeszcze troszkę czasu jest
al… - Nagle uciął i spojrzał na mnie wytrzeszczając oczka i wykrzyknął jakby z wyrzutem – Kiche ! Jak
Ciebie długo nie było ! Co się stało ?
- Długa historia. – Tak naprawdę opowieść nie byłaby taka
długa, ale chcę o tym zapomnieć, koniec. Basta. – Już jestem czy to nie jest
ważniejsze?
- A no jest. Wybacz. – Zawstydził się.
- Kto pyta, nie błądzi. – Spojrzałam przed siebie i ruszyłam
dalej, nie patrząc na maleńkie stworzenie. Szłam niczym prowadzona przez coś
jak tamtego dnia kiedy odkryłam podziemia.. jednak teraz nie chciałam tam
wchodzić nawet… Gdy myślałam o tamtym miejscu przypominał mi się mój Anioł
Stróż, którego tak dawno nie widziałam. „Gdzież ty poleciał, żeś mnie opuścił?”
głowiłam się.
- A gdzież mam być ? – Usłyszałam głos dochodzący za mną.
Odwróciłam się i krzyknęłam :
- Goghte !
- No ja, ja we własnej osobie – Przytulił mnie, ha to takie
miłe. Jednak nie był do końca sobą, jego oczy niby czarne z pięknym szarym
błyskiem ale… zmartwione, takie jakby szykował się na ukrzyżowanie.
- Gogthe co się stało? – Spojrzałam na niego troszeczkę
przerażona… bo jak On się martwi to coś hm… dziwnego.
- Nic, nic. – Spojrzał na mnie, jednak za sekundę pokręcił
głową. – Ciebie nie mogę okłamywać. Kiche, nie obroniłem Cię przed Lupusami. Muszę
ponieść karę…
- Jak to? Przecież nic mi nie jest. Żyję ! Widzisz !? –
Warknęłam jednak to „żyję i widzisz” zabrzmiało tak jakbym sama siebie pytała
czy faktycznie żyję. – żyję.
- Ale po to jestem by Cię chronić. Jestem stracony wybacz
Kiche… Muszę się Tobą opiekować tam z góry… niestety nawet Ty która widzisz
duchy mnie nie przywołasz. – Odwrócił się.
Ja nie płakałam, ani nie załamywałam się, stałam. Po prostu.
Nie chciałam w to uwierzyć. On był jedynym stworzeniem które mogło mnie wysłuchać
i być. To był ostatni raz kiedy widziałam Goghte.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz