środa, 27 marca 2013

(wataha ziemi) Od Kiche



Szłam w stronę Szmaragdowego Boru z myślami które nie dawały mi spokoju „Hmm co ze mną będzie? Nic, to samo co zawsze – opiekunka Natury i Pani Ziemi. Pięknie. Nic się nie zmieniło przez 6969 lat to czemu teraz ma się coś zmienić? Moja wataha się rozrasta, ha super ! Szkoda, że ja nie lubię tej monotonni ciągle to samo robić…”. Przystanęłam wzdychając głęboko. Las przywitał mnie pięknymi kolorami  ciepłej jesieni.
- Ach ! No tak… już jesień ! – Uśmiechnęłam się i przywitałam stojącego koło mnie zajączka.  – Witaj maluchu, jak przygotowania na zimę?
Zajączek uśmiechnął się, widziałam w jego pięknych niebieskich oczkach zapracowanie i zmęczenie lecz jednak z wielkim zadowoleniem odpowiedział:
- A dobrze, dobrze. Na szczęście jeszcze troszkę czasu jest al… - Nagle uciął i spojrzał na mnie wytrzeszczając oczka  i wykrzyknął jakby z wyrzutem – Kiche ! Jak Ciebie długo nie było ! Co się stało ?
- Długa historia. – Tak naprawdę opowieść nie byłaby taka długa, ale chcę o tym zapomnieć, koniec. Basta. – Już jestem czy to nie jest ważniejsze?
- A no jest. Wybacz. – Zawstydził się.
- Kto pyta, nie błądzi. – Spojrzałam przed siebie i ruszyłam dalej, nie patrząc na maleńkie stworzenie. Szłam niczym prowadzona przez coś jak tamtego dnia kiedy odkryłam podziemia.. jednak teraz nie chciałam tam wchodzić nawet… Gdy myślałam o tamtym miejscu przypominał mi się mój Anioł Stróż, którego tak dawno nie widziałam. „Gdzież ty poleciał, żeś mnie opuścił?” głowiłam się.
- A gdzież mam być ? – Usłyszałam głos dochodzący za mną. Odwróciłam się i krzyknęłam :
- Goghte !
- No ja, ja we własnej osobie – Przytulił mnie, ha to takie miłe. Jednak nie był do końca sobą, jego oczy niby czarne z pięknym szarym błyskiem ale… zmartwione, takie jakby szykował się na ukrzyżowanie.
- Gogthe co się stało? – Spojrzałam na niego troszeczkę przerażona… bo jak On się martwi to coś hm… dziwnego.
- Nic, nic. – Spojrzał na mnie, jednak za sekundę pokręcił głową. – Ciebie nie mogę okłamywać. Kiche, nie obroniłem Cię przed Lupusami. Muszę ponieść karę…
- Jak to? Przecież nic mi nie jest. Żyję ! Widzisz !? – Warknęłam jednak to „żyję i widzisz” zabrzmiało tak jakbym sama siebie pytała czy faktycznie żyję. – żyję.
- Ale po to jestem by Cię chronić. Jestem stracony wybacz Kiche… Muszę się Tobą opiekować tam z góry… niestety nawet Ty która widzisz duchy mnie nie przywołasz. – Odwrócił się.
Ja nie płakałam, ani nie załamywałam się, stałam. Po prostu. Nie chciałam w to uwierzyć. On był jedynym stworzeniem które mogło mnie wysłuchać i być. To był ostatni raz kiedy widziałam Goghte.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz