Wyglądało na to, że wszystko idzie zgodnie z jakimś tam planem. Gdy zaczęła się rozmowa z jakąś dziewczyną, wyłączyłem się i zacząłem rozglądać po otoczeniu. Staliśmy już przed szkołą, która, o dziwo, wyglądała całkiem normalnie z zewnątrz. Odchodząc, kątem oka zauważyłem ruch w oknie. Przystanąłem i zacząłem uważniej przyglądać się budynkowi. Po chwili znów coś mignęło tuż na granicy mojego pola widzenia.
- Ej, towarzystwo, wy też to widzicie? - zapytałem. Zatrzymali się.
- Niby co? - zapytał ze znudzeniem Akatsuki.
- Ktoś jest w budynku i najwyraźniej nie chce być zauważony... - staliśmy chwilę, wpatrując się w ciemne okna. Nic się jednak nie poruszyło.
- Odbija ci od nadmiaru emocji, pedałku - wzruszyła ramionami Ari i ruszyli dalej. Ja jednak postanowiłem to zbadać. Mógł to być zagubiony uczeń, który nie wie, co się dzieje, albo jeden z królików doświadczalnych, który ukrył się gdzieś na czas akcji i teraz nie ma pojęcia, co ze sobą począć.
- Akatriel, nie rób scen! - krzyknął ktoś za mną, nawet nie zwróciłem uwagi, kto.
- Pedałku! Pogrzało cię do reszty? - zawtórowała mu niewątpliwie Ari. Nie odpowiedziałem.
- Zostawcie go, jest dorosły - powiedział Akatsuki - Masz chociaż broń? - dodał, głośniej. W odpowiedzi tylko wyciągnąłem pistolet z torby i odbezpieczyłem go teatralnie nad głową, nie zatrzymując się.
- Widzicie? Nie jest kompletnym idiotą - zakończył dzieciak i cała ekipa zapewne ruszyła dalej, sądząc z dźwięku oddalających się kroków. Ja wszedłem ostrożnie do budynku i ruszyłem w stronę miejsca, gdzie ostatnio widziałem tajemniczą postać. Na ziemi zauważyłem upuszaczoną przez kogoś, dziwną monetę. Wyglądała jak znak rozpoznawczy jakiejś sekty czy innej, dziwnej organizacji. Schyliłem się, żeby ją podnieść i lepiej przyjrzeć się wyrytemu na niej symbolowi, kiedy usłyszałem cichy, przytłumiony wystrzał. Coś świsnęło mi nad głową, a z cienia po prawej wyłonił się ręczny pistolet na strzałki usypiające i odziana w czarną, skórzaną rękawicę dłoń napastnika. Właśnie zaciskała się ona na spuście, chcąc poprawić strzał. Wbiłem nogi w ziemię, wykonując szybki, choć trochę niezdarny unik. Tym razem strzałka minęła moje ramię o niecały milimetr, a w drodze była już następna, tym razem wymierzona w moją twarz. Dotarło do mnie, że nie dam już rady uskoczyć, ani zmienić się w wilka, aby uniknąć strzałki. W ostatnim odruchu osłoniłem oczy ręką. Ostry kraniec przeorał mi wierzch dłoni, zostawiając głęboką, choć potencjalnie niegroźną szramę, przez którą wprowadzony został do mojego organizmu jakiś rodzaj trucizny, bo nie byłem już w stanie odzyskać równowagi. Runąłem jak długi, plecami do napastnika. Dobiegł mnie jego rechot. Brzmiał trochę psychopatycznie, co nie wróżyło mi za dobrze. Usłyszałem dźwięk ciężkich, wojskowych butów, gdy nieznajomy powoli zaczął się do mnie zbliżać. Wtedy przypomniałem sobie o buteleczce z dziwną cieczą, którą dostałem od Akatsukiego. Ostatkiem sił w mdlejących ramionach wygrzebałem mą z torby. Na szczęście moje ciało zamaskowało ten ruch przed agresorem. Po kilku próbach udało mi się ją odkorkować i wlać sobie do gardła. Modliłem się w duchu, żeby to nie był kolejny z jego durnych żartów i jednocześnie dziękowałem opatrzności, że nie miałem czasu oddać specyfiku nauczycielowi matematyki. Patrzyłem, jak ręce odmawiają mi posłuszeństwa i bezwładnie opadają na podłogę. Nagle zauważyłem, że rana, pozostawiona przez strzałkę na mojej dłoni zasklepia się w oczach. Jednocześnie poczułem się, jak kopnięty prądem. Substancja z buteleczki usunęła toksynę z organizmu. Każda komórka mojego ciała aż buzowała energią. Miałem niesamowitą ochotę spożytkować ją na oprawcy, ale na razie leżałem tylko bez ruchu, czekając aż podejdzie bliżej. Zerwałem się do góry dopiero, kiedy poczułem czubek jego buta pod żebrami. Moja pięść poszybowała niewiarygodnie szybko w stronę jego podbródka i zagłębiła się w nim z głuchym chrupnięciem pękającej kości. Nie wiem, czyjej. Nie czułem bólu. Nieznajomy poleciał kilka metrów w tył i wylądował twardo na plecach. Wiedziony instynktem zabijania, przemieniłem się i rzuciłem mu na szyję. Chyba był na to przygotowany, bo zasłonił się ręką odzianą w twardy ochraniacz, jakiego używają policjanci na ćwiczeniach z psami. Ten był jednak w wersji cieńszej i zdecydowanie mniej przyjaznej dla szczęk zwierzęcia. Nie mogłem nawet porządnie go ugryźć, bo kły ześlizgiwały mi się z gładkiej powierzchni, a sam materiał był na tyle twardy, że bałem się o kondycję moich zębów. Facet odepchnął się od ziemi i naparł na mnie całym ciężarem ciała, przygniatając mnie i fachowo łapiąc tak, że nie mogłem mu nic zrobić. Przynajmniej jako wilk. Szybko przemienilem się z powrotem do mojej ludzkiej postaci i odepchnąłem go od siebie nogami, po czym wróciłem do bardziej bojowej skóry - wilka. Wiele let zajęło mi opanowanie sztuki płynnej zmiany postaci. Teraz w końcu okazało się to przydatne. Nieznajomy wstał i zaśmiał się, ocierając krew z twarzy.
- Niezłe ruchy, futrzaku! - krzyknął w moją stronę. Warknąłem groźnie w odpowiedzi.
- Muszę przyznać, nie doceniłem cię! Byłem pewien, że dasz się łatwo złapać, może nawet już po pierwszej strzałce. A tu proszę, jednak zapowiada się ciekawy dzień - postąpił krok na przód. Nastroszyłem się jeszcze bardziej i wydałem z siebie gardłowy pomruk.
- Pokaż, co umiesz. Użyj tej swojej cholernej mocy! - krzyknął. Albo mnie z kimś pomylił, albo próbował zdekoncentrować wspomnieniem o jakiejś mocy. Kiedy rzucił się na mnie z nożem, uskoczyłem za niego, próbując wybadać, gdzie mogę przebić się przez jego pokrywający całe ciało pancerz. Wydawało mi się, że nie ma takiego miejsca. Podczas walki zauważyłem, że musiał on być jeden z wyników zakończonych wcześniej eksperymentów, bo poruszał się z nieludzką zręcznością i siłą. Początkowo nie ustępowałem mu pola, ba, nawet miałem nadzieję na wygraną, ale z biegiem czasu mikstura od Akkiego przestawała działać i coraz dotkliwiej odczuwałem skutki długiej walki. Jak na ironię mój przeciwnik wyglądał, jakby wcale się nie męczył. To pewnie też był efekt eksperymentów. I choć wydawało mi się, że walka trwa już kilkadziesiąt minut, w pewnej chwili miałem okazję spojrzeć na zegar i orientacyjnie określić jej prawdziwą długość - 3 minuty. W pewnym momencie jedna z łap trafiła mi na coś śliskiego, co później okazało się być moją własną krwią. Wraz ze zmęczeniem przychodził ból promieniujący z różnych ran i nacięć, które nazbierałem w trakcie potyczki, a których nie zauważyłem dzięki eliksirowi Akkiego. Okazało się, że efekt mikstury jest bardzo krótkotrwały, a dodatkowo osłabia ona organizm. Nic więc dziwnego, że po chwili przeciwnik nawet nie musiał mnie powalać, bo sam padłem przed nim na pysk.
- Już skończyłeś? - zrobił smutną minkę i podniósł mi pysk butem - skoro nie użyłeś żadnej mocy, czyżbyś w tym wieku jeszcze swojej nie odkrył? - nagle poweselał - eksperymenty na niestabilnym obiekcie! na reszcie trochę zabawy! - aż klasnął w dłonie, po czym wyciągnął komórkę.
- Mam go - powiedział wesoło do aparatu i poczekał na odpowiedź z drugiej strony - jest w...dobrym stanie - rzucił mi szybkie spojrzenie - nie słyszał Pan najlepszego. Jest niestabilny - po chwili rozpromienił się jeszcze bardziej - obiekt kontrolny? stabilny? może Pan na mnie liczyć - powiedział, po czym się rozłączył. Ukucnął przy mojej twarzy.
- Nie bój się. To będzie tylko długi i bolesny proces, po którym staniesz się dużo silniejszy no i prawdopodobnie ujawnią się Twoje moce. - poczochrał mi futro na głowie i gwizdnął przeciągle, wołając ukrytą do tej pory ekipę, która szybko i cicho przetransportowała mnie do samochodu. Gdy ruszyliśmy, mężczyzna wbił mi w udo jedną z tych strzałek, którymi wcześniej do mnie strzelał. Wszystko ogarnęła ciemność.
- Ej, towarzystwo, wy też to widzicie? - zapytałem. Zatrzymali się.
- Niby co? - zapytał ze znudzeniem Akatsuki.
- Ktoś jest w budynku i najwyraźniej nie chce być zauważony... - staliśmy chwilę, wpatrując się w ciemne okna. Nic się jednak nie poruszyło.
- Odbija ci od nadmiaru emocji, pedałku - wzruszyła ramionami Ari i ruszyli dalej. Ja jednak postanowiłem to zbadać. Mógł to być zagubiony uczeń, który nie wie, co się dzieje, albo jeden z królików doświadczalnych, który ukrył się gdzieś na czas akcji i teraz nie ma pojęcia, co ze sobą począć.
- Akatriel, nie rób scen! - krzyknął ktoś za mną, nawet nie zwróciłem uwagi, kto.
- Pedałku! Pogrzało cię do reszty? - zawtórowała mu niewątpliwie Ari. Nie odpowiedziałem.
- Zostawcie go, jest dorosły - powiedział Akatsuki - Masz chociaż broń? - dodał, głośniej. W odpowiedzi tylko wyciągnąłem pistolet z torby i odbezpieczyłem go teatralnie nad głową, nie zatrzymując się.
- Widzicie? Nie jest kompletnym idiotą - zakończył dzieciak i cała ekipa zapewne ruszyła dalej, sądząc z dźwięku oddalających się kroków. Ja wszedłem ostrożnie do budynku i ruszyłem w stronę miejsca, gdzie ostatnio widziałem tajemniczą postać. Na ziemi zauważyłem upuszaczoną przez kogoś, dziwną monetę. Wyglądała jak znak rozpoznawczy jakiejś sekty czy innej, dziwnej organizacji. Schyliłem się, żeby ją podnieść i lepiej przyjrzeć się wyrytemu na niej symbolowi, kiedy usłyszałem cichy, przytłumiony wystrzał. Coś świsnęło mi nad głową, a z cienia po prawej wyłonił się ręczny pistolet na strzałki usypiające i odziana w czarną, skórzaną rękawicę dłoń napastnika. Właśnie zaciskała się ona na spuście, chcąc poprawić strzał. Wbiłem nogi w ziemię, wykonując szybki, choć trochę niezdarny unik. Tym razem strzałka minęła moje ramię o niecały milimetr, a w drodze była już następna, tym razem wymierzona w moją twarz. Dotarło do mnie, że nie dam już rady uskoczyć, ani zmienić się w wilka, aby uniknąć strzałki. W ostatnim odruchu osłoniłem oczy ręką. Ostry kraniec przeorał mi wierzch dłoni, zostawiając głęboką, choć potencjalnie niegroźną szramę, przez którą wprowadzony został do mojego organizmu jakiś rodzaj trucizny, bo nie byłem już w stanie odzyskać równowagi. Runąłem jak długi, plecami do napastnika. Dobiegł mnie jego rechot. Brzmiał trochę psychopatycznie, co nie wróżyło mi za dobrze. Usłyszałem dźwięk ciężkich, wojskowych butów, gdy nieznajomy powoli zaczął się do mnie zbliżać. Wtedy przypomniałem sobie o buteleczce z dziwną cieczą, którą dostałem od Akatsukiego. Ostatkiem sił w mdlejących ramionach wygrzebałem mą z torby. Na szczęście moje ciało zamaskowało ten ruch przed agresorem. Po kilku próbach udało mi się ją odkorkować i wlać sobie do gardła. Modliłem się w duchu, żeby to nie był kolejny z jego durnych żartów i jednocześnie dziękowałem opatrzności, że nie miałem czasu oddać specyfiku nauczycielowi matematyki. Patrzyłem, jak ręce odmawiają mi posłuszeństwa i bezwładnie opadają na podłogę. Nagle zauważyłem, że rana, pozostawiona przez strzałkę na mojej dłoni zasklepia się w oczach. Jednocześnie poczułem się, jak kopnięty prądem. Substancja z buteleczki usunęła toksynę z organizmu. Każda komórka mojego ciała aż buzowała energią. Miałem niesamowitą ochotę spożytkować ją na oprawcy, ale na razie leżałem tylko bez ruchu, czekając aż podejdzie bliżej. Zerwałem się do góry dopiero, kiedy poczułem czubek jego buta pod żebrami. Moja pięść poszybowała niewiarygodnie szybko w stronę jego podbródka i zagłębiła się w nim z głuchym chrupnięciem pękającej kości. Nie wiem, czyjej. Nie czułem bólu. Nieznajomy poleciał kilka metrów w tył i wylądował twardo na plecach. Wiedziony instynktem zabijania, przemieniłem się i rzuciłem mu na szyję. Chyba był na to przygotowany, bo zasłonił się ręką odzianą w twardy ochraniacz, jakiego używają policjanci na ćwiczeniach z psami. Ten był jednak w wersji cieńszej i zdecydowanie mniej przyjaznej dla szczęk zwierzęcia. Nie mogłem nawet porządnie go ugryźć, bo kły ześlizgiwały mi się z gładkiej powierzchni, a sam materiał był na tyle twardy, że bałem się o kondycję moich zębów. Facet odepchnął się od ziemi i naparł na mnie całym ciężarem ciała, przygniatając mnie i fachowo łapiąc tak, że nie mogłem mu nic zrobić. Przynajmniej jako wilk. Szybko przemienilem się z powrotem do mojej ludzkiej postaci i odepchnąłem go od siebie nogami, po czym wróciłem do bardziej bojowej skóry - wilka. Wiele let zajęło mi opanowanie sztuki płynnej zmiany postaci. Teraz w końcu okazało się to przydatne. Nieznajomy wstał i zaśmiał się, ocierając krew z twarzy.
- Niezłe ruchy, futrzaku! - krzyknął w moją stronę. Warknąłem groźnie w odpowiedzi.
- Muszę przyznać, nie doceniłem cię! Byłem pewien, że dasz się łatwo złapać, może nawet już po pierwszej strzałce. A tu proszę, jednak zapowiada się ciekawy dzień - postąpił krok na przód. Nastroszyłem się jeszcze bardziej i wydałem z siebie gardłowy pomruk.
- Pokaż, co umiesz. Użyj tej swojej cholernej mocy! - krzyknął. Albo mnie z kimś pomylił, albo próbował zdekoncentrować wspomnieniem o jakiejś mocy. Kiedy rzucił się na mnie z nożem, uskoczyłem za niego, próbując wybadać, gdzie mogę przebić się przez jego pokrywający całe ciało pancerz. Wydawało mi się, że nie ma takiego miejsca. Podczas walki zauważyłem, że musiał on być jeden z wyników zakończonych wcześniej eksperymentów, bo poruszał się z nieludzką zręcznością i siłą. Początkowo nie ustępowałem mu pola, ba, nawet miałem nadzieję na wygraną, ale z biegiem czasu mikstura od Akkiego przestawała działać i coraz dotkliwiej odczuwałem skutki długiej walki. Jak na ironię mój przeciwnik wyglądał, jakby wcale się nie męczył. To pewnie też był efekt eksperymentów. I choć wydawało mi się, że walka trwa już kilkadziesiąt minut, w pewnej chwili miałem okazję spojrzeć na zegar i orientacyjnie określić jej prawdziwą długość - 3 minuty. W pewnym momencie jedna z łap trafiła mi na coś śliskiego, co później okazało się być moją własną krwią. Wraz ze zmęczeniem przychodził ból promieniujący z różnych ran i nacięć, które nazbierałem w trakcie potyczki, a których nie zauważyłem dzięki eliksirowi Akkiego. Okazało się, że efekt mikstury jest bardzo krótkotrwały, a dodatkowo osłabia ona organizm. Nic więc dziwnego, że po chwili przeciwnik nawet nie musiał mnie powalać, bo sam padłem przed nim na pysk.
- Już skończyłeś? - zrobił smutną minkę i podniósł mi pysk butem - skoro nie użyłeś żadnej mocy, czyżbyś w tym wieku jeszcze swojej nie odkrył? - nagle poweselał - eksperymenty na niestabilnym obiekcie! na reszcie trochę zabawy! - aż klasnął w dłonie, po czym wyciągnął komórkę.
- Mam go - powiedział wesoło do aparatu i poczekał na odpowiedź z drugiej strony - jest w...dobrym stanie - rzucił mi szybkie spojrzenie - nie słyszał Pan najlepszego. Jest niestabilny - po chwili rozpromienił się jeszcze bardziej - obiekt kontrolny? stabilny? może Pan na mnie liczyć - powiedział, po czym się rozłączył. Ukucnął przy mojej twarzy.
- Nie bój się. To będzie tylko długi i bolesny proces, po którym staniesz się dużo silniejszy no i prawdopodobnie ujawnią się Twoje moce. - poczochrał mi futro na głowie i gwizdnął przeciągle, wołając ukrytą do tej pory ekipę, która szybko i cicho przetransportowała mnie do samochodu. Gdy ruszyliśmy, mężczyzna wbił mi w udo jedną z tych strzałek, którymi wcześniej do mnie strzelał. Wszystko ogarnęła ciemność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz