- Wpadłem tylko zobaczyć, jak sobie radzisz w tym miejscu - powiedział. - No i zburzyć część w to co wierzysz. Sądząc po szoku, jaki wtedy się po tobie odmalował, kiedy powiedziałem, że nie jesteś człowiekiem wywnioskowałem kilka rzeczy.
- Jakich rzeczy? - Zapytałem, przemieniając się w człowieka, aby łatwiej nam się rozmawiało.
- Nie wiesz zbyt wiele o tym miejscu. Ani o jego mieszkańcach - odwrócił się ode mnie - Jak wiele jest tutaj naszego rodzaju i jak niebezpieczni jesteśmy.
- Co masz na myśli? - Zaciekawiło mnie to, co powiedział o "naszym rodzaju" i że jest nas więcej. Nie wiedziałem, co co mu chodzi z tym miejscem, ale postanowiłem milczeć i czekać aż sam do tego dojdzie.
- Gdybyśmy byli zwykłymi wilkami z możliwością przybrania ludzkiej postaci nie bylibyśmy nawet w jednej setnej tak niebezpieczni, jak jesteśmy - zaśmiał się. Nie odpowiedziałem. Nie widziałem potrzeby. W końcu opowiadał mi to, co sam doskonale wiedziałem. Na zbadanie swoich możliwości miałem 25 długich lat.
- Co byś powiedział na to, że przybyliśmy do tego miasta z innego świata? - Zapytał. - Mord dla wielu z nas jest nieobcy i już dawno zapomnieliśmy o strachu przed śmiercią. - Czyli o to mu chodziło z "tym miejscem". To by tłumaczyło nagły skok cen mieszkań - wszystkie najtańsze wykupiły wilki z innego wymiaru. Super.
- Brzmisz, jakbyś był potworem - stwierdziłem w końcu, odnosząc się do drugiej części jego wypowiedzi. Chciałem dodać coś odnośnie tego, że w tym świecie mordowanie nie jest konieczne, ale doszedłem do wniosku, że wielu moich pobratymców wcale nie zabija z przymusu.
- Może i nim jestem - wzruszył ramionami. - Zresztą jestem wilkiem tylko w połowie. Nie chcesz zbytnio wiedzieć czym jest moja druga połowa mnie. - miał rację, nie interesował mnie zbytnio życiorys tego szczeniaka.
- Przyszedłeś, żeby tylko tyle mi powiedzieć? - Zapytałem ze spokojem, zmieniając temat. Bałem się, że zaraz wyskoczy z jakąś opowieścią o magicznym lesie.
- Postanowiłem się odwdzięczyć za uratowanie mi tyłka - uśmiechnął się tajemniczo. - Masz!
Złapałem rzuconą w moją stronę buteleczkę i obejrzałem ją dokładnie, jednak nie mogłem dojść do tego, co to jest. Przynajmniej nie bez otwierania.
- Co to? - Zapytałem.
- Pewna mikstura - odpowiedział. - Myślę, że powinna oszczędzić ci poszukiwań.
- Czyżbyś czuł się winny? - Szczerze mnie to ciekawiło.
- Radzę ci w to nie wnikać - znów się odwrócił - Po prostu uznałem, że powinienem się odwdzięczyć, chociaż nie zamierzam odbierać ci zabawy poszukiwania prawdy o tym miejscu. - Chyba pora mu uświadomić, co o tym wszystkim myślę. Schowałem buteleczkę głęboko i bezpiecznie do torby, a dzieciak w tym czasie wykręcił numer i przyłożył telefon do ucha. Już otwierałem usta, aby wytłumaczyć mu kilka spraw, kiedy nagle zbladł.
- Niemożliwe... - Wyszeptał, a potem przybrał groźny ton. - Co jej zrobiłeś?!
- No i masz te swoje mordy - powiedziałem do siebie.
- Coś ty jej zrobił? - Powtórzył. - Nigdy by czegoś takiego nie zrobiła w normalnych okolicznościach. - zacząłem z uwagą przysłuchiwać się rozmowie, ale nie byłem w stanie usłyszeć, co mówiła osoba po drugiej stronie.
- Co ty planujesz? - Był coraz bardziej rozwścieczony, jego twarz z białej zrobiła się czerwona.
- Wcale nie jesteśmy tacy sami - warknął. - Zniszczę ciebie. To nie ma znaczenia. Znajdę ciebie i zabiję nieważne co miałbym zrobić. - po wysłuchaniu odpowiedzi na tą groźbę, dzieciak rzucił komórką o drzewo.
- Kto to był? - Zapytałem tylko po to, żeby jakoś zacząć rozmowę.
- Nie twój interes - warknął - Zresztą jesteś zbyt słaby żeby mi pomóc, tylko byś mi zawadzał. - dodał. Zaśmiałem się cicho, właściwie tak mnie to wszystko rozśmieszyło, że po chwili śmiałem się już na cały głos.
- Czego rżysz?! - wrzasnął chłopak, odwracając się w moją stronę z czysta furią wypisaną na twarzy.
- Ty... - wykrztusiłem - ty jesteś taki zabawny! - więcej wytłumaczyć nie dałem rady, bo przerwała mi kolejna salwa niekontrolowanego śmiechu.
- A idź w cholerę, kretynie - odpowiedział mi i ruszył w stronę miasta.
- Poczekaj, dziecko, poczekaj - spróbowałem się uspokoić. Chyba określenie "dziecko" go uraziło, bo gdy je usłyszał, zjeżył i rzucił mi spojrzenie, które mogłoby powalić trupem małego gryzonia.
- Słuchaj, może w tym twoim wymiarze piętnastolatek naparzający się z innymi wilkami w wielkich wojnach na magię, kły i miecze to norma, ale w tym świecie panują trochę inne zasady. I coś czuję, że tym, który nie ma o niczym pojęcia jesteś ty - w tym momencie chyba nerwy mu puściły, bo rzucił się na mnie z gniewnym okrzykiem. Jak powszechnie wiadomo, gniew dobrym doradcą w walce nie jest, więc byłem w stanie uniknąć jego ciosu, jednocześnie łapiąc go za rękę i przyszpilając do drzewa. Chyba większy udział miało w tym szczęście i refleks, niż umiejętności, ale w życiu się do tego przed nim nie przyznam.
- Puszczaj, pierdolcu! - wrzasnął.
- Nie przeklinaj, kaleczysz piękny język - odparłem ze spokojem.
- Pierdol się - usłyszałem tylko w odpowiedzi.
- Powtarzasz się, chociaż byś się kreatywnością wykazał. - cały czas musiałem go mocno trzymać, bo prawdopodobnie po uwolnieniu zatrzaskałby mnie na miejscu - uspokój się trochę to normalnie porozmawiamy - dodałem. Jako odpowiedź dostałem tylko łokciem w szczękę. Zaraz skorygowałem chwyt, żeby nie mieć powtórki z rozrywki - jak już ci się znudzi stanie z twarzą wciśniętą w drzewo, daj znać - powiedziałem i zacząłem układać w głowie listę pytań, jakie mu zadam, gdy trochę ochłonie. Po kilku minutach chłopak przestał się szarpać i mruknął coś pod nosem.
- Słucham? - zapytałem
- Powiedziałem puszczaj, pedale - zgodnie z obietnicą uwolniłem go i odsunąłem się na kilka kroków. Przeciągnął się i spojrzał na mnie spode łba.
- Jak już się ogarnąłeś, chcesz się czegoś napić? - zapytałem, siadając na pniaku. Jego mina dobitnie świadczyła o tym, że nie tego się spodziewał.
- No co? - wzruszyłem ramionami - żeby wyruszyć na poszukiwania tajemniczego głosu z telefonu musisz się przygotować. Chodź, zrobię ci naszą ulubioną kawę i wszystko mi opowiesz - wyszczerzyłem się do niego. Chyba zrozumiał żart, bo na jego twarzy zagościł przelotny uśmiech.
- Dobra, możesz się do mnie przyczepić, ale idziemy do mojej przyjaciółki.
- Daj mi tylko odłożyć rzeczy - powiedziałem i nie czekając na niego, ruszyłem w stronę zabudowań. Po chwili zrównał się ze mną i między budynki weszliśmy już razem. Bez słowa dotarliśmy do hotelu.
- Tu mieszkasz? - zapytał, unosząc jedną brew.
- Aktualnie tak.
- Ale to hotel...
- Moja siostra wynajęła całe piętro, czemu miałbym nie skorzystać? - wzruszyłem ramionami i wprowadziłem go do największego pokoju. Rzuciłem wszystko, co niepotrzebne na kanapę i wyjąłem z mini-barku dwie puszki dobrze schłodzonej pepsi. Jedną rzuciłem dzieciakowi.
- Czekaj tu - powiedziałem i poszedłem zobaczyć, co z ojcem. Nadal leżał nieprzytomny. Szybko zmieniłem mu zimny kompres, który wcześniej przygotowała Angel i wróciłem do chłopaka. Wtedy zorientowałem się, że zostawiłem lekko uchylone drzwi i, gdyby chciał, mógł mnie przez cały czas obserwować. Miałem ochotę walnąć głową w mur, ale zamiast tego podszedłem do drzwi.
- Idziemy - powiedziałem i nacisnąłem klamkę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz