Usiadłem na fotelu w rogu pokoju i zacząłem bawić się nożem. Pistolet leżał bezpiecznie w torbie. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że w hotelu mogą nietolerować broni, a nikt nie powiedział, że nie zamontowali w pokojach monitoringu. Szybko schowałem nóż do pochwy, którą miałem przypiętą przy kostce tak, że zasłaniały ją długie spodnie. Rzuciłem się plecami na łóżko, myśląc co ze sobą zrobić. W końcu zasnąłem. Rano obudził mnie budzik z telefonu Angel, z notatką "Wstawaj, palancie. Spóźnisz się do pracy". Z jakiegoś powodu wcale mnie to nie zdziwiło. Wyszykowałem się, złapałem torbę i kurtkę, po czym ruszyłem w stronę szkoły. Nigdzie nie widziałem Akatsukiego. Pojawił się dopiero, gdy zadzwonił dzwonek, rozpoczynający moją pierwszą lekcję w tej szkole. Nawet nie patrzyłem na swój grafik, więc nie wiedziałem, że będę ją prowadził akurat z jego klasą. Usiadłem na biurku, przodem do dzieciaków i poczekałem, aż szmery ucichną.
- Jestem Akatriel - zacząłem - wasz nauczyciel techniki. Nazwiska nie podam, bo jeszcze zaczniecie się do mnie zwracać "Proszę Pana". Dziwnie bym się czuł słysząc to od ludzi tylko kilka lat młodszych ode mnie - przez salę przeszedł szmer, zapewne złożony głównie z komentarzy pod moim adresem.
- Zarzuciłby mi ktoś podręcznik? Mój jeszcze nie doszedł - przerwałem rozmowy. Jakaś dziewczyna z pierwszej ławki zarumieniła się i z cichym "proszę" podała mi książkę. Szybko przejrzałem tematy.
- Ale oni tu bzdury piszą... - westchnąłem i rzuciłem podręcznik z powrotem na ławkę dziewczyny.
- Dobra, jako że ten podręcznik jest, nie przeklinając, do kitu, a teorii chyba nikt się nie chce uczyć, będę was zabierał na zajęcia praktyczne. To pięć razy ciekawsze i dziesięć razy bardziej pouczające. Na to muszę mieć jednak zgodę najwyższej instancji, więc dzisiaj nic nie zrobimy. Proponuję do końca lekcji prowadzić luźną dyskusję zapoznawczą. Ktoś ma jakieś pytanie? - przede mną wyrósł las rąk. Westchnąłem cicho i zapytałem pierwszą lepszą osobę. Potem kolejną i kolejną. Po chwili zauważyłem, że jedyną osobą, która się nie odzywa jest Akatsuki, który drzemał smacznie z głową wtuloną w plecak, leżący na ławce. Postanowiłem mu nie przeszkadzać. Gdy zabrzmiał dzwonek, ku mojemu zdziwieniu prawie nikt nie wybiegł z sali na wyścigi, wszystcy wyszli spokojnie, niektórzy nawet się ociągając i zadając ostatnie, krótkie pytania. Ogonek stanowiła grupka dziewczyn, szepczących między sobą i rzucających mi ukradkowe spojrzenia. Gdy i one w końcu wyszły, w sali zostałem tylko ja i Akatsuki. Podszedłem do niego i usiadłem na parapecie okna, po czym szturchnąłem go lekko w ramię. Odgonił mnie tylko ręką, mamrocząc coś o przejściu do drugiego skrzydła szkoły. Potrząsnąłem nim porządnie i dopiero wtedy uniósł leniwie powieki i przeciągnął się.
- Czemu chcesz się dostać do drugiego skrzydła szkoły? - zapytałem cicho. Spojrzał na mnie podejrzliwie.
- A co cię to obchodzi? - zmarszczył brwi. Westchnąłem.
- Słuchaj, młody, jeśli mam ci jakoś pomagać, musisz mnie choć trochę wtajemniczać w swoje plany. Może nie znam się na mordowaniu, ale znam się na subtelnych niuansach tego świata, o których ty nie masz pojęcia. Wychowywałem się wśród ludzi, umiem znaleźć ich słabe punkty i w razie potrzeby wykorzystać tą wiedzę, nie tracąc przy tym zaufania danej osoby. W tym wypadku może nam się to bardzo przydać. Ty jesteś wojownikiem, ja dyplomatą. Żeby wygrać potrzebujesz mieć najlepszych ludzi w obu tych dziedzinach. I załatw mi pozwolenie na broń - dodałem.
- To nie jest miejsce na takie rozmowy. Spotkajmy się w domu Rin wieczorem, do tego czasu załatwię ci to pozwolenie.
- A jeśli będę miał dzisiaj okakzję wejść do tamtego skrzydła?
- Nie będziesz miał.
- Ale jeśli?
- Rozejrzyj się i zapamiętaj jak najwięcej odnośnie zabezpieczeń i planu budynku. Postaraj się nie wzbudzić żadnych podejrzeń - Akatsuki złapał plecak i szybkim krokiem wyszedł z sali. Wróciłem za biurko i zacząłem porządkować papiery, które dostałem od dyrektora szkoły, jednocześnie przysłuchując się gwarowi na korytarzu w nadzieji, że usłyszę coś ciekawego, jednak jedyną rozmowę, której słowa byłem w stanie zrozumieć stanowiła pogawędka dziewczyn z dwóch najmłodszych klas.
- Jaki on jest?
- Całkiem spoko. Można z nim normalnie porozmawiać. I całkiem przystojny. Podobno wolny.
- Serio, kurdę, muślisz, że mam szansę? - ostatkiem sił powstrzymałem się przed wybuchnięciem śmiechem, bo w chwili wyjścia Akatsukiego, przez szparę w drzwiach zobaczyłem, że mówiącymi były typowe "róźowe dziunie", jak zwykłem je nazywać. Nie miałem też wątpliwości, kto jest tematem ich rozmowy. Akurat zdążyłem się jako tako uspokoić, kiedy zadzwonił dzwonek, obwieszczający początek mojej drugiej lekcji. Zastosowałem ten sam schemat, jednak jako że klasa była w większości żeńska, pytania ograniczały się do tego, czy jestem w związku, gdzie mieszkam, czy mam zwierzątko itp., co stanowiło dla mnie niezły ubaw. Potem nadeszła długa przerwa, więc powędrowałem do pokoju nauczycielskiego. Tam rozwiązała się moja odwieczna zagadka z dzieciństwa "co robią nauczyciele w tym magicznym miejscu, gdzie nie ma wstępu?". Okazało się, że większość czasu spędziłem na piciu herbaty i rozmowach, co w przeszłości wydałoby mi się pewnie nudne, ale teraz stanowiło miłą formę odpoczynku. W pewnym momencie mężczyzna odpowiedzialny za edukowanie młodego pokolenia w dziedzinie chemii stwierdził, że musi zanieść coś do drugiego skrzydła. Od razu stałem się czujniejszy, wyczekując okazji. I nadarzyła się. Okazało się bowiem, że owy ładunek stanowią dwa wielkie pudła, wypełnione probówkami z przeźroczystym płynem, połączonych w grupy po 5 sztuk. Nauczyciel narzekał, że będzie musiał łazić dwa razy, kiedy zaoferowałem mu pomoc. Na szczęście przyjął ją z ochotą. Gdy doszliśmy do kiejsca, w którym oba skrzydła łączyły się, mężczyzna wstkuał skomplikowany kod do drzwi i po chwili stanęły one otworem. Zaraz powitał nas uzbrojony strażnik.
- On nie może tu wejść - powiedział, wskazując na mnie.
- John, przesadzasz. On tylko pomaga mi zanieść te pudła do mojego gabinetu. To tuż za rogiem. - strażnik przyjrzał mi się podejrzliwie.
- Rewizja osobista, proszę dać torbę - powiedział, podchodząc do mnie.
- John, do cholery, tylko pudła! Nie będę tu stał cały dzień! - krzyknął nauczyciel.
- Na twoją odpowiedzialność - ostrzegł z groźną miną
- Tak, tak, dobra - mężczyzna machnął ręką i poszedł dalej. Uśmiechnąłem się do strażnika i podążyłem za nauczycielem. Tak na prawdę nie miałem za dużo do oglądania, bo gabinet chemika znajdował się, jak mówił tuż obok wejścia, ale udało mi się zauważyć, że samo to miejsce jakoś tak przytłacza. Pomalowane na szaro-granatowy kolor ściany mogłyby z powodzeniem przyprawić o depresję, gdyby długo w nich mieszkać. Zabezpieczenia też nie wróżyły nic dobrego - kamery na każdym kroku, patrolujący korytarze, uzbrojeni strażnicy i pancerne drzwi. Na to wszystko mogłem tylko pobieżnie rzucić okiem, bo zaraz zostałem zaprowadzony do "gabinetu", który bardziej przypominał labolatorium.
- Postaw to na stole, obok szafy, proszę - rzucił mężczyzna i zaczął przeglądać papiery, leżące na biurku, które prawdopodobnie ktoś przyniósł, gdy go nie było. Odstawiając pudełko, dyskretnie wsunąłem jeden z zestawów probówek do torby, modląc się, żeby żaden korek nie puścił podczas przenoszenia.
- Czy mógłbyś jeszcze podać mi ten miernik z parapetu? - zapytał mężczyzna, zanim wyszedłem. Z duszą na ramieniu i uśmiechem przyklejonym do ust spełniłem jego prośbę i obserwowałem, jak przestawia jakieś wajchy i wciska guziczki. Nagle urządzenie zaczęło wydawać z siebie serię przenikliwych pisków.
- Hmmm, ciekawe - mruknął do siebie chemik i wyłączył je. Ja w tym czasie z całych sił starałem się nie zemdleć ze strachu. Czy urządzenie wykryło probówki w torbie? Może ktoś widział, jak rozglądałem się po skrzydle, szczególną uwagę zwracając na rozkład kamer? Ku mojej uldze po chwili byliśmy już w normalnej części szkoły. Zamiast do pokoju nauczycielskiego, wróciłem do sali, w której za 5 minut miałem mieć lekcje i wyjąłem komórkę. Wybrałem numer Akatsukiego, który podał mi jeszcze wczoraj, przed moim wyjściem i zadzwoniłem.
- Czego? - warknął głos po drugiej stronie.
- Musimy się spotkać od razu po lekcjach. Nie wcześniej, to wzbudzi za duże podejrzenia.
- Coś się stało?
- Byłem w drugim skrzydle - ściszyłem głos, chociaż wiedziałem, że sale po bokach są puste, a gwar na korytarzu zagłuszy moją rozmowę. Po drugiej stronie zapadła cisza.
- Będę tam - powiedział w końcu Akatsuki i rozłączył się. Usiadłem za biurkiem, chcąc się uspokoić przed ostatnią tego dnia lekcją. Nagle usłyszałem zza ściany przytłumione głosy. Rozpoznałem w nich dyrektora i chemika. Najwyraźniej nie tylko ja szukałem odosobnienia. Szybko złapałem kubek i przyłożyłem go do ściany, ale usłyszałem tylko końcówkę rozmowy.
- ... nową świnkę doświadczalną? - zapytał chemik.
- Czemu nie? Tylko zorganizuj to po cichu.
- Oczywiście - po tych słowach usłyszałem oddalające się kroki i trzask zamykanych drzwi.
- Jestem Akatriel - zacząłem - wasz nauczyciel techniki. Nazwiska nie podam, bo jeszcze zaczniecie się do mnie zwracać "Proszę Pana". Dziwnie bym się czuł słysząc to od ludzi tylko kilka lat młodszych ode mnie - przez salę przeszedł szmer, zapewne złożony głównie z komentarzy pod moim adresem.
- Zarzuciłby mi ktoś podręcznik? Mój jeszcze nie doszedł - przerwałem rozmowy. Jakaś dziewczyna z pierwszej ławki zarumieniła się i z cichym "proszę" podała mi książkę. Szybko przejrzałem tematy.
- Ale oni tu bzdury piszą... - westchnąłem i rzuciłem podręcznik z powrotem na ławkę dziewczyny.
- Dobra, jako że ten podręcznik jest, nie przeklinając, do kitu, a teorii chyba nikt się nie chce uczyć, będę was zabierał na zajęcia praktyczne. To pięć razy ciekawsze i dziesięć razy bardziej pouczające. Na to muszę mieć jednak zgodę najwyższej instancji, więc dzisiaj nic nie zrobimy. Proponuję do końca lekcji prowadzić luźną dyskusję zapoznawczą. Ktoś ma jakieś pytanie? - przede mną wyrósł las rąk. Westchnąłem cicho i zapytałem pierwszą lepszą osobę. Potem kolejną i kolejną. Po chwili zauważyłem, że jedyną osobą, która się nie odzywa jest Akatsuki, który drzemał smacznie z głową wtuloną w plecak, leżący na ławce. Postanowiłem mu nie przeszkadzać. Gdy zabrzmiał dzwonek, ku mojemu zdziwieniu prawie nikt nie wybiegł z sali na wyścigi, wszystcy wyszli spokojnie, niektórzy nawet się ociągając i zadając ostatnie, krótkie pytania. Ogonek stanowiła grupka dziewczyn, szepczących między sobą i rzucających mi ukradkowe spojrzenia. Gdy i one w końcu wyszły, w sali zostałem tylko ja i Akatsuki. Podszedłem do niego i usiadłem na parapecie okna, po czym szturchnąłem go lekko w ramię. Odgonił mnie tylko ręką, mamrocząc coś o przejściu do drugiego skrzydła szkoły. Potrząsnąłem nim porządnie i dopiero wtedy uniósł leniwie powieki i przeciągnął się.
- Czemu chcesz się dostać do drugiego skrzydła szkoły? - zapytałem cicho. Spojrzał na mnie podejrzliwie.
- A co cię to obchodzi? - zmarszczył brwi. Westchnąłem.
- Słuchaj, młody, jeśli mam ci jakoś pomagać, musisz mnie choć trochę wtajemniczać w swoje plany. Może nie znam się na mordowaniu, ale znam się na subtelnych niuansach tego świata, o których ty nie masz pojęcia. Wychowywałem się wśród ludzi, umiem znaleźć ich słabe punkty i w razie potrzeby wykorzystać tą wiedzę, nie tracąc przy tym zaufania danej osoby. W tym wypadku może nam się to bardzo przydać. Ty jesteś wojownikiem, ja dyplomatą. Żeby wygrać potrzebujesz mieć najlepszych ludzi w obu tych dziedzinach. I załatw mi pozwolenie na broń - dodałem.
- To nie jest miejsce na takie rozmowy. Spotkajmy się w domu Rin wieczorem, do tego czasu załatwię ci to pozwolenie.
- A jeśli będę miał dzisiaj okakzję wejść do tamtego skrzydła?
- Nie będziesz miał.
- Ale jeśli?
- Rozejrzyj się i zapamiętaj jak najwięcej odnośnie zabezpieczeń i planu budynku. Postaraj się nie wzbudzić żadnych podejrzeń - Akatsuki złapał plecak i szybkim krokiem wyszedł z sali. Wróciłem za biurko i zacząłem porządkować papiery, które dostałem od dyrektora szkoły, jednocześnie przysłuchując się gwarowi na korytarzu w nadzieji, że usłyszę coś ciekawego, jednak jedyną rozmowę, której słowa byłem w stanie zrozumieć stanowiła pogawędka dziewczyn z dwóch najmłodszych klas.
- Jaki on jest?
- Całkiem spoko. Można z nim normalnie porozmawiać. I całkiem przystojny. Podobno wolny.
- Serio, kurdę, muślisz, że mam szansę? - ostatkiem sił powstrzymałem się przed wybuchnięciem śmiechem, bo w chwili wyjścia Akatsukiego, przez szparę w drzwiach zobaczyłem, że mówiącymi były typowe "róźowe dziunie", jak zwykłem je nazywać. Nie miałem też wątpliwości, kto jest tematem ich rozmowy. Akurat zdążyłem się jako tako uspokoić, kiedy zadzwonił dzwonek, obwieszczający początek mojej drugiej lekcji. Zastosowałem ten sam schemat, jednak jako że klasa była w większości żeńska, pytania ograniczały się do tego, czy jestem w związku, gdzie mieszkam, czy mam zwierzątko itp., co stanowiło dla mnie niezły ubaw. Potem nadeszła długa przerwa, więc powędrowałem do pokoju nauczycielskiego. Tam rozwiązała się moja odwieczna zagadka z dzieciństwa "co robią nauczyciele w tym magicznym miejscu, gdzie nie ma wstępu?". Okazało się, że większość czasu spędziłem na piciu herbaty i rozmowach, co w przeszłości wydałoby mi się pewnie nudne, ale teraz stanowiło miłą formę odpoczynku. W pewnym momencie mężczyzna odpowiedzialny za edukowanie młodego pokolenia w dziedzinie chemii stwierdził, że musi zanieść coś do drugiego skrzydła. Od razu stałem się czujniejszy, wyczekując okazji. I nadarzyła się. Okazało się bowiem, że owy ładunek stanowią dwa wielkie pudła, wypełnione probówkami z przeźroczystym płynem, połączonych w grupy po 5 sztuk. Nauczyciel narzekał, że będzie musiał łazić dwa razy, kiedy zaoferowałem mu pomoc. Na szczęście przyjął ją z ochotą. Gdy doszliśmy do kiejsca, w którym oba skrzydła łączyły się, mężczyzna wstkuał skomplikowany kod do drzwi i po chwili stanęły one otworem. Zaraz powitał nas uzbrojony strażnik.
- On nie może tu wejść - powiedział, wskazując na mnie.
- John, przesadzasz. On tylko pomaga mi zanieść te pudła do mojego gabinetu. To tuż za rogiem. - strażnik przyjrzał mi się podejrzliwie.
- Rewizja osobista, proszę dać torbę - powiedział, podchodząc do mnie.
- John, do cholery, tylko pudła! Nie będę tu stał cały dzień! - krzyknął nauczyciel.
- Na twoją odpowiedzialność - ostrzegł z groźną miną
- Tak, tak, dobra - mężczyzna machnął ręką i poszedł dalej. Uśmiechnąłem się do strażnika i podążyłem za nauczycielem. Tak na prawdę nie miałem za dużo do oglądania, bo gabinet chemika znajdował się, jak mówił tuż obok wejścia, ale udało mi się zauważyć, że samo to miejsce jakoś tak przytłacza. Pomalowane na szaro-granatowy kolor ściany mogłyby z powodzeniem przyprawić o depresję, gdyby długo w nich mieszkać. Zabezpieczenia też nie wróżyły nic dobrego - kamery na każdym kroku, patrolujący korytarze, uzbrojeni strażnicy i pancerne drzwi. Na to wszystko mogłem tylko pobieżnie rzucić okiem, bo zaraz zostałem zaprowadzony do "gabinetu", który bardziej przypominał labolatorium.
- Postaw to na stole, obok szafy, proszę - rzucił mężczyzna i zaczął przeglądać papiery, leżące na biurku, które prawdopodobnie ktoś przyniósł, gdy go nie było. Odstawiając pudełko, dyskretnie wsunąłem jeden z zestawów probówek do torby, modląc się, żeby żaden korek nie puścił podczas przenoszenia.
- Czy mógłbyś jeszcze podać mi ten miernik z parapetu? - zapytał mężczyzna, zanim wyszedłem. Z duszą na ramieniu i uśmiechem przyklejonym do ust spełniłem jego prośbę i obserwowałem, jak przestawia jakieś wajchy i wciska guziczki. Nagle urządzenie zaczęło wydawać z siebie serię przenikliwych pisków.
- Hmmm, ciekawe - mruknął do siebie chemik i wyłączył je. Ja w tym czasie z całych sił starałem się nie zemdleć ze strachu. Czy urządzenie wykryło probówki w torbie? Może ktoś widział, jak rozglądałem się po skrzydle, szczególną uwagę zwracając na rozkład kamer? Ku mojej uldze po chwili byliśmy już w normalnej części szkoły. Zamiast do pokoju nauczycielskiego, wróciłem do sali, w której za 5 minut miałem mieć lekcje i wyjąłem komórkę. Wybrałem numer Akatsukiego, który podał mi jeszcze wczoraj, przed moim wyjściem i zadzwoniłem.
- Czego? - warknął głos po drugiej stronie.
- Musimy się spotkać od razu po lekcjach. Nie wcześniej, to wzbudzi za duże podejrzenia.
- Coś się stało?
- Byłem w drugim skrzydle - ściszyłem głos, chociaż wiedziałem, że sale po bokach są puste, a gwar na korytarzu zagłuszy moją rozmowę. Po drugiej stronie zapadła cisza.
- Będę tam - powiedział w końcu Akatsuki i rozłączył się. Usiadłem za biurkiem, chcąc się uspokoić przed ostatnią tego dnia lekcją. Nagle usłyszałem zza ściany przytłumione głosy. Rozpoznałem w nich dyrektora i chemika. Najwyraźniej nie tylko ja szukałem odosobnienia. Szybko złapałem kubek i przyłożyłem go do ściany, ale usłyszałem tylko końcówkę rozmowy.
- ... nową świnkę doświadczalną? - zapytał chemik.
- Czemu nie? Tylko zorganizuj to po cichu.
- Oczywiście - po tych słowach usłyszałem oddalające się kroki i trzask zamykanych drzwi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz