Ari wspomniała tamtego dnia, że musi sprawdzić parę rzeczy i się nie pojawi w szkole, podobnie nie było Shane'a. Zaczynało mi się już tutaj nudzić, ponieważ nie miałem zbytnio kogo wkurzać.
Zastanawiało mnie też ile czasu Rin chciała, żeby odstawiać tą szopkę z odwracaniem uwagi, ponieważ wcale nie wracała.
A może wyniknął jakiś problem i wpadła kłopoty. Nie, no... Jest dużą dziewczynką i na pewno, by wymyśliła wyjście z jakieś sytuacji.
Kolejna lekcja... Matematyka. Nie śpieszyło mi się na nią zbytnio. Spokojnie poczekałem, aż skończy mi się utwór, a potem puściłem jeszcze jeden i ruszyłem w stronę klasy.
Oczywiście nikogo już nie było pod drzwiami i słyszałem nauczyciela, który kazał wyjmować książki. W tej szkole zrobienie czegoś według zasad było dosłownie niedopuszczalne, co tym bardziej kusiło mnie żeby je złamać.
Otworzyłem drzwi i niezauważalnie pociągnąłem nosem. Jak zwykle powitała mnie grobowa cisza. Zdjąłem moje bezprzewodowe słuchawki i wyłączyłem muzykę.
Uderzył mnie nowy zapach, stanowczo nieludzki.
Uważnie przesunąłem wzrokiem po klasie i mój wzrok padł na nową sylwetkę.
Brązowowłosy chłopak, starszy ode mnie pachniał... Wilkiem.
Może i nie wyglądał nadzwyczajnie, ale nie wątpiłem, że to nie był człowiek.
Ciekawe czemu pojawił się tutaj w takim czasie... I tak się tego teraz nie dowiem.
Podszedłem do mojej ławki i usiadłem. Jak zwykle wzrokiem odprowadziło mnie parę dziewczyn. Irytujące. Dzięki mojemu słuchowi wiedziałem, że o mnie dużo gadały, lecz każda z nich bała się do mnie podejść... Chociaż może to i lepiej, mam spokój.
Siedziałem patrząc się w okno i nie przejmując, jak zwykle gadaniem nauczyciela, nawet nie pofatygowałem się, żeby wyciągnąć zeszyt i zapisywać.
- Akatsuki - usłyszałem, ale zignorowałem ten głos. - Akatsuki!
Niechętnie odwróciłem wzrok od okna i obrzuciłem nauczyciela nieprzyjaznym spojrzeniem.
- Mógłbyś to rozwiązać? - Jako jeden z nielicznych nauczycieli nie poddawał się widząc moje nastawienie, cała reszta czekała, aż zostanę przeniesiony do klasy dla psycholi, jednak z jakiegoś powodu góra tego nie robiła.
Patrzyłem się ze dwie sekundy na przykład i powiedziałem.
- Czterysta osiemdziesiąt dwa pierwiastki z ośmiu tysięcy dziewięćdziesięciu ośmiu koma czterysta pięćdziesiąt siedem w okresie.
- Mógłbyś zapisać rozwiązanie? - Zapytał nauczyciel.
Heh. Nie wątpiłem, że dawca zadania sam jeszcze go nie rozwiązał i na pewno nie znał odpowiedzi.
Uśmiechnąłem się pod nosem i sięgnąłem dyskretnie do mojej torby, a ruch mojej ręki przyciągnął uwagę tamtego brązowowłosego, który cicho siedział.
Potajemnie wyjąłem pinezki i klej.
Dwie metody stare, jak świat połączone w jedno potrafią być zabójcze.
Podszedłem do nauczyciela stojącego przy tablicy i usiadłem za jego biurkiem na samym skrawku jego fotela.
- Po co mam to pisać? - Zapytałem. - Przecież rozwiązałem zadanie.
Nauczyciel milczał chwilę nie wiedząc, jak odpowiedzieć. W końcu nie chciał się przyznać, że nie zna odpowiedzi.
Wykorzystałem ten czas, żeby podłożyć czarne pinezki i nałożyć warstwę przeźroczystego kleju, a potem wstałem.
- Cóż, niech wyjdzie na pana korzyść - westchnąłem ciężko.
Hmmmmmm... Zamaskowałem diabelski uśmiech i zacząłem od niechcenia pisać rozwiązanie długiego przykładu, aż w końcu zabrakło mi tablicy, mimo, że pisałem naprawdę bardzo małe znaki, ostatecznie dołożyłem na koniec odpowiedź pomijając kilka ostatnich działań.
Nauczyciel patrzył się na to zaskoczony, a potem podszedł do biurka, wciąż patrząc się na tablicę i licząc dalszy ciąg, a wtedy usiadł.
Jego twarz przybrała odcień białej tablicy na której chwilę wcześniej pisałem markerem, chwilę milczał, a białka oczu zrobiły się czerwone, a potem niezwykle głośno wydarł się na całą szkołę i łzy poleciały mu z oczu.
Roześmiałem się ukradkiem i wyrzuciłem tubkę po kleju.
Nieszczęsny nauczyciel bezradnie próbował się oderwać od siedzenia, lecz klej już zdążył go skleić z siedzeniem.
Pozwoliłem sobie na diabelski uśmiech.
- Czyżby coś się stało proszę pana? - Zapytałem udając, że nie wiem o co chodzi.
Z klas w pobliżu zbiegli się nauczyciele w panice i jeden z nich wybrał numer karetki. Uczniowie zostali wyprowadzeni, a ja zostałem i delektowałem się tą sceną stojąc oparty o ścianę przy brązowowłosym.
Kilku z nich obrzuciło mnie spojrzeniem, nikt z nich nie wątpił, że to była moja sprawka.
- Nie obejdzie się bez obdarcia ze skóry - oceniłem cicho, tak, żeby tylko ten nowy mnie usłyszał. - Musi boleć - uśmiechnąłem się pogodnie. - Pinezki zostały wymierzone w najbardziej bolesne miejsca.
- Zajmę się nim - powiedział jeden z nauczycieli i do mnie podszedł.
- Nie - powiedział nowy. - Ja się z nim próbuję zająć, wy powinniście pomóc poszkodowanemu.
Złapał mnie za rękę i wyciągnął z klasy.
- Co ty robisz? - Zapytał się mnie.
- Ja? Nic takiego - udawałem niewiniątko.
- Dobrze wiem, że to twoja sprawka. Masz ciekawe pomysły...
- Przecież to tylko ludzie - w moim wzroku była zawarta pogarda do tych istot niższego rzędu. - Życie takiej pojedynczej jednostki, a tym bardziej jej tyłek nie spowoduje żadnej tragedii dla innych. Poza tym, jego reakcja była zabawna - mój uśmiech nadał mi wygląd demona.
Milczał patrząc się na mnie.
- Poza tym ty chyba też nie jesteś człowiekiem... - Zauważyłem od niechcenia i uważnie zmierzyłem go wzrokiem.
Wątpiłem, żeby stanowił dla mnie zagrożenie, ale i tak kusiło mnie, żeby dowiedzieć się co ty robi.
<Akatriel, your turn - proszę o odpowiedź>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz