wtorek, 5 sierpnia 2014

Od Akatriela

Po przebudzeniu Angel opowiedziała mi, co się wydarzyło. Posiedziałem trochę przy łóżku ojca, myśląc nad tym, co kiedyś między nami zaszło. W końcu, kiedy przeszłość zaczęła mnie przytłaczać, wyszedłem bez słowa z hotelu. Pozwoliłem nieść się nogom. Po chwili znalazłem się na znanym mi złomowisku. Z westchnieniem uklęknąłem przy utworzonym wiele dni wcześniej szałasie i przejrzałem moje rzeczy. Jedynym suchym przedmiotem była schowana głęboko skrzynka z narzędziami. Westchnąłem i wyciągnąłem ją z trudem. Zabrałem ze sobą jeszcze ulubiony polar przeciwdeszczowy. Reszta nie nadawała się już do użytku. Usiadłem na murku kilka ulic dalej i zajrzałem do portfela. Stwierdziłem, że starczy mi najwyżej na hamburgera, po czym powtórzyłem sobie tysięczny raz, że nie będę brał pieniędzy od Angel. Ani od nikogo innego. W pewnym momencie dopadło mnie dziwne uczucie bycia na nieznanym terenie. Rozejrzałem się. Rzeczywiście nie rozpoznawałem żadnego z budynków naokoło siebie.
Zakląłem cicho. Nagle usłyszałem jakby echo mojego głosu, tyle że w wersji damskiej. I to echo posłało w przestrzeń jeszcze kilkanaście przekleństw, w tym 3 wiązanki, które słyszałem pierwszy raz w życiu. Złapałem skrzynkę i poszedłem za róg, gdzie młoda dziewczyna próbowała wtargać wielką skrzynię po schodach do mieszkania. Podszedłem bliżej.
- Pomóc? - zapytałem z uśmiechem.
- Nie! Sama sobie poradzę!
- Właśnie widzę... - odchrząknąłem znacząco, nie chcąc dostać w twarz od już poddenerwowanej dziewczyny. Westchnęła i spojrzała na mnie złowieszczo.
- No dobra, przystojniaku. Pokaż, co potrafisz - wzruszyła ramionami i oparła się o poręcz, sięgając po butelkę wody. Odstawiłem moją skrzynkę z narzędziami i zabrałem się za wnoszenie tego, jak się chwilę później okazało, ciężkiego cholerstwa na górę. Gdy udało mi się dotaszczyć to jakoś do salonu, zauważyłem, że mieszkanie jest zupełnie gołe i domyśliłem się, co jest zawartością skrzyni.
- Mebelki? - zapytałem, wychodząc i kierując się do stojącej przed domem ciężarówki. Na szczęście następne pakunki nie były już takich gabarytów, jak pierwsza. Dziewczyna w odpowiedzi tylko pokiwała głową i zniknęła w środku. Gdy ostatni karton stanął pod ścianą, usiadłem obok niego, oddychając ciężko. Wtedy do pokoju weszła dziewczyna ze szklanką zimnej coli. Podziękowałem jej skinieniem głowy i wypiłem duszkiem. Siedzieliśmy tak chwilę w milczeniu.
- Rapix - powiedziała nagle.
- Co?
- Rapix. To moje imię - powtórzyła, wciąż patrząc za okno. Dochodziło południe.
- Akatriel - także się przedstawiłem - będziesz potrzebować pomocy w skręcaniu mebli? - dodałem.
- Pan majster-złota rączka? - zaśmiała się. Kiwnąłem głową, nawet trochę rozbawiony tym stwierdzeniem.
- Czemu nie? - wzruszyła ramionami - ta żółta skrzynka na dworze to twoja?
- Tak - wstałem i poszedłem po nią. W tym czasie Rapix otworzyła pierwszy z kartonów. Ochoczo zabrałem się do pracy. Skupiłem się na niej całkowicie, starając się nie myśleć o przeszłości, która ostatnio zaczęła mnie przytłaczać. Postanowiliśmy skończyć około ósmej wieczorem. Właśnie układałem śrubokręty w skrzynce, kiedy poczułem, jak Rapix wsuwa mi coś do kieszeni na piersi. Uniosłem jedną brew, gdy okazało się to być pliczkiem banknotów. W odpowiedzi uśmiechnęła się tylko promiennie.
- No bez przesady - powiedziałem i wyciągnąłem rękę, z zamiarem oddania jej pieniędzy. Nie żebym nagle przestał ich potrzebować, po prostu... sam nie wiem.
- Zwrotów nie przyjmuję! - zaśmiała się. Pokręciłem głową. W tym momencie dość głośno zaburczało jej w brzuchu.
- Proponuję kompromis. Zabieram cię za to na kolację - powiedziałem stanowczo i, widząc, że chce oponować, popchnąłem ją delikatnie w kierunku drzwi. Nagle przemknęła mi przez myśl twarz siostry, mówiącej złośliwie "przystawiasz się do niej!", ale szybko się jej pozbyłem, przekonując sam siebie,  że tak nie jest. Musiałem przyznać, że była ładna, a nawet bardzo ładna. Inteligentna, dobrze mi się z nią rozmawiało. Zaraz skarciłem się za takie myśli. Po krótkiej dyskusji ustaliliśmy, że zjemy spaghetti w pobliskiej restauracji. Po kolacji odprowadziłem ją pod drzwi domu i pożegnałem. Usiadłem na chwilkę na schodach jej domu i oparłem głowę o poręcz. Przypomniałem sobie, że zostawiłem u niej skrzynkę z narzędziami, ale postanowiłem zabrać ją jutro. Z delikatnym uśmiechem na ustach myślałem o dzisiejszym wieczorze i nie zauważyłem, jak powoli odpływam. W końcu powieki opadły mi do końca, a ja zasnąłem.

<Rapix, Angel, ktokolwiek by się chciał włączyć? :P>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz