Po wyskoczeniu przez okno usłyszałem głos za moimi plecami:
- Można wiedzieć czemu skaczesz z piętra przez okno?
Odwróciłem się i zauważyłem brązowowłosego chłopaka. Czy to nie był przypadkiem Phantom Dancer z Ziemi?
- Sam nie wiem. Nudzi mi się, nie chce mi się siedzieć w pokoju - powiedziałem.
Westchnął:
- Nie tylko tobie - stwierdził.
- A więc, jak tutaj wylądowałeś? - Spytałem.
- A stanąłem raz w obronie takiej dziewczyny, co nie chciała się wyróżnić swoimi mocami - stwierdził. Taka niebiesko włosa niewdzięcznica.
Hmmm... Znałem jedną taką niewdzięcznicę.
- Nie nazywała się przypadkiem Rin? - Zaciekawiło mnie.
- Możliwe - odparł. - A co?
- Czyli nie tylko ja wylądowałem przez nią w szpitalu - westchnąłem.
Kompletnie nie wiedziałem co jeszcze do niego powiedzieć. W końcu nigdy nie miałem okazji pogadać z Alfą tego żywiołu. Zastanawiało mnie... Jak przełamać tą niezręczną atmosferę.
- Co powiesz na walkę? - Zapytałem przerywając milczenie. - Bez zbędnego mordobicia, jak jeden z nas się poddaje to jest koniec. Taka przyjacielska rozgrywka między nieznajomymi.
- Niby jaki jest sens w walce? - Odparł pytaniem na pytanie. - Po co chcesz walczyć?
- Zobaczysz, jak sprawisz, że się poddam - uśmiechnąłem się. - Jestem ciekawy, czy będziesz zaskoczony.
- Cóż... W sumie i tak nie mam co robić, więc czemu nie? - Powiedział i wyszedł na zewnątrz przed okno, a następnie stanął naprzeciwko mnie.
- I jak coś to wszystkie ciosy i sztuczki dozwolone - zastrzegłem.
Wymierzył pierwszy cios, a ja go z łatwością uniknąłem. Czyżby dawał mi fory? To było całkiem możliwe, skoro to miała być przyjacielska walka - może nie powinienem był tego tak określać? W końcu nie chodziło o to, żeby się powstrzymywał.
Uniknąłem również jego kolejnych ciosów. Może jednak lepiej walczył, jako wilk? W końcu wiele osób raczej unika ćwiczenia sztuk walki w takim stopniu, jak ja i skupia się raczej na doskonaleniu ataków w wilczej postaci.
- Czemu nie atakujesz? - Zapytał. - Jedyne co robisz to unikasz ciosów, w ten sposób nie wygrasz walki!
Zaatakowałem go, a on zablokował mój cios. Co prawda nie szedłem na całość, ale i tak przeciętny przeciwnik leżałby już dawno powalony po nim.
- Jesteś całkiem dobry - stwierdziłem z podziwem. - Zwłaszcza, jak na kogoś kto leżał w szpitalu.
- Mówisz, tak jakbyś ty wcale nie wylądował w szpitalu, tak jak ja - odparł.
- Fakt, zapomniałem o tym, że też tu powinienem być - stwierdziłem. - Ale ja tutaj wcale nie jestem z powodu ran po walce.
- A czemu? - Zainteresował się.
- Moja własna beta próbowała mnie otruć - odparłem. - Na jej nieszczęście, wciąż żyję.
- A czemu to zrobiła?
- Nie wiem. Pewnie z tego samego powodu co ja ją próbowałem otruć - zamyśliłem się.
- Powinieneś skupić się także na walce - poradził mi i chwilę później w stronę mojej twarzy wymierzył błyskawiczny cios.
Szybko odskoczyłem w tył.
- Miało być bez zbędnego mordobicia - powiedziałem. - Nawet nie wyobrażam sobie, jak bym wyglądał po tym, gdyby twój cios dosięgnął celu. Gdyby moja twarz byłaby pokazana w telewizji po tym musieliby to ocenzurować, bo inaczej małe dzieci miałyby po tym koszmary.
- Sam powiedziałeś, że wszystkie chwyty dozwolone - przypomniał mi.
- No mówiłem... Ale to nie znaczy, że od razu musisz próbować przestawić mi nos.
Wyminąłem jeszcze parę jego ciosów i uśmiechnięty zaatakowałem. Nie spodziewał się, żebym tak nagle przeszedł z defensywy do ofensywy.
Wymyśliłem tą strategię, jakiś czas temu w razie walki z Salai'm i w sumie pomyślałem, że skoro już walczę, to czemu jej nie wypróbować. Polegała na zmęczeniu i przyzwyczajeniu przeciwnika jedynie do tego, że unikam ataków, a potem przejścia do ofensywy w najmniej spodziewanym momencie.
Moja pięść pomknęła w stronę jego twarzy i nie miał czasu jej zablokować.
- Poddaję się.
- Co?
- Poddaję się - powtórzyłem i cofnąłem pięść, która zatrzymała się niecały centymetr przed jego nosem. - Wygrałeś.
Był wyraźnie zaskoczony. W końcu każda inna osoba nie zatrzymałaby walki w takiej sytuacji na moim miejscu.
Wzdychając oparłem się o pobliskie drzewo.
- Czyli według umowy mam ci powiedzieć powód dla którego chciałem z tobą walczyć... Chcesz go usłyszeć? - Zapytałem.
Kiwnął głową.
Zamyśliłem się, a potem po prostu odpowiedziałem:
- Nie miałem żadnego powodu, żeby z tobą walczyć - na mojej twarzy pojawił się cień uśmiechu. - Po prostu nie miałem pomysłu, jak by tu przełamać pierwsze lody, więc pomyślałem, że to mógłby być całkiem niezły pomysł.
- Jesteś dziwnym gościem - skomentował.
- Wiem - odparłem.
- Chociaż muszę przyznać, że twój pomysł z walką się sprawdził - przyznał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz