sobota, 10 maja 2014

(Wataha ziemi) od Phantoma

     Po serii pytań uspokoiłem Aurorę i zagwarantowałem, że wszystko w porządku. Czułem się nadzwyczaj dobrze i naprawdę nic mi nie przeszkadzało. Kiedy przybrałem ludzką postać wadera jakby wyluzowała, bo ta na szczęście nie urosła.
Spędziliśmy razem bardzo miły dzień, potem rozeszliśmy się do domów.



     Dziwne to rzeczy podziały się ostatnio w moim życiu. Przemiana sprawiła, że zacząłem jakby widzieć więcej, lepiej rozumieć otoczenie. To jednak sprawiało, że coraz bardziej odsuwałem się od rzeczywistości. Nowoczesność zgniatała mnie wewnętrznie. Miewałem takie "odchyły", że zamiast spać w domu, na łóżku, po ludzku, chowałem się gdzieś w lesie, w krzakach. Bo przecież byłem jednak wilkiem, tak...?
Taka też była zeszła noc. Wczesnym rankiem, obudzony przechodzącym po grzbiecie dreszczem wypełzłem z ukrycia, przeciągnąłem się porządnie i otrzepałem. Stwierdziwszy, że wypadałoby zajrzeć do watahy ruszyłem w stronę miasta, tam też udałem się do siebie. U wilków wszystko zdawało się być ok.
     W mieszkaniu czekała już Lanea.
  -Gdzieś się znowu szwendał, pchlarzu!?-warknęła na wejściu. Zmieniłem się w człowieka i uniosłem brew.
  -Nie zapominasz się trochę?-odpowiedziałem zjadliwie, zdejmując płaszcz, który zaraz odwiesiłem na wieszak. Zrzuciłem koszulę i rzuciłem byle jak na kanapę, udałem się do łazienki.
  -Mógłbyś chociaż uprzedzać kiedy wychodzisz!-syknęła siostra. W zasadzie nie miałem ochoty słuchać jej wywodów. Bo co, że niby jest starsza? Fascynujące.
  -Słuchaj, nie jestem szczeniaczkiem, a Ty nie jesteś moją matką. Jeśli to wszystko, co chciałaś mi powiedzieć to tam są drzwi.-odpowiedziałem. Usłyszałem trzask, na co tylko się zaśmiałem. W tej samej chwili ciepła woda zalała całe moje ciało, patrzyłem w górę, w przestrzeń. Pustym, jakby martwym wzrokiem. Z godzinę tak postałem...
     Nie wiedzieć czemu, poczułem gdzieś w sobie okrutny żal. Byłem wielkim, potężnym zwierzęciem, które uwięziła cholerna technologia.
Szybko się ubrałem, po czym wybiegłem znów z domu. Chciałem udać się dokądkolwiek. Łzy wezbrały mi w oczach, aż w końcu w biegu prawie stratowałem jakiegoś wilka.
-Psia mać...Przepraszam...-powiedziałem cicho, unosząc wzrok na pobratymca.-Wszystko w porządku?-spytałem.

<Ktokolwiek?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz