Następna klientka była drobna, miała delikatne rysy twarzy, blondynka, do tego młoda. Widać było jak się stresuje, więc postanowiłam uspokoić złość wewnątrz mnie.
- Witam. – Podałam jej rękę, gdy podeszłam.
- Dzień dobry. – Wstała nerwowo podając rękę.
- Co mam zrobić? – Zapytałam.
- Ostatnio pewna dziewczyna uwzięła się na mnie… Chodzę na studia, a dziewczyny tam nie są miłe. Za parę minut mam lekcję i naprawdę się boję. – Rozkleiła się.
- Rozumiem. Jaki strój jest tam dozwolony? – Zapytałam bez przeszkód.
- Taki jak ja mam na sobie. – Przyjrzałam się jej szybko.
- Poczekaj. – Wstałam i poszłam obok do sklepu.
Gdy podeszłam miałam na sobie jeansy, pudełkową bluzkę i blado różowe balerinki.
- Jak wyglądam? – Zapytałam.
- Idealnie. – Ucieszyła się.
Poszłyśmy razem, wpuścili mnie bez problemu, kretyni. Po chwili podeszły do nas dwie maniaczki solarium.
- Kolejna? – Zapytała z wrednym uśmieszkiem.
- Hmmm, ładna buzia. – Zaczęła zbliżając do mnie swoje łapska.
- Nie radzę. – Powiedziałam.
Druga w tym czasie złapała za włosy moją klientkę. Postanowiłam się zemścić w innym miejscu. Szarpiąc nas doprowadziły nas na tyły, gdzie nikt nie chodził.
- Chyba w końcu trzeba wam pokazać kto tu rządzi. – Powiedziała jedna.
- Dwie dzi*ki chodzące na solarium? – Zapytałam.
- Coś ty powiedziała? – Zbliżyła do mnie swój plastikowy ryj.
Koniec z babraniem się, dostała od razu w twarz, przy czym prawdopodobnie złamałam jej nos. Druga w odwecie chciała mnie kopnąć w krocze. Szybko ją podcięłam i przyłożyłam głowę do ziemi, trzymając za włosy.
- Jesteście wyszczekane, ale zbliżycie się do niej jeszcze raz, a wasze białe zęby poczują wiatr. – Powiedziałam oschle po czym zostawiłam je w takim stanie.
Moja klientkę odprowadziłam do klasy, po czym poszłam do pracy. Szkoda, że pracowałam dziś do późna. Około 2.00 wróciłam do domu i się spakowałam, po czym poszłam spać. Wyjazd był o 8.00 tak więc miałam jeszcze dużo czasu na sen. Wstałam o 6.00, ogarnęłam się i przyszykowałam, następnie o godzinie 7.30 byłam na lotnisku, zostało mi tylko przejście wszystkich pierdołów na lotnisku. Bez problemu dotarłam z biletem do wpuszczającego już do samolotu mężczyzny. Weszłam i tam już czekała moja współpracownica. Wglądała na smutna i zmęczoną.
- Witam. – Usiadłam obok.
- Dzień dobry. – Wymusiła uśmiech.
Dostała pstryczka w czoło i zrobiła wielkie oczy.
- Nie musisz udawać. – Odparłam.
- Przepraszam. – Schyliła głowę.
- Nie przepraszaj, działaj. – Uśmiechnęłam się.
Na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Droga była długa i wyczerpująca, tyle energetyków na raz nie było za dobrym pomysłem. Po dotarciu na miejsce, w miasteczku Amityville rozgościłyśmy się w jakimś moteliku. Moja współlokatorka wyglądała naprawdę źle. Usiadłam na moim łóżku, a ona na swoim.
- Masz jakieś informacje? – Zapytałam.
- Tak… - Odparła.
- Daj. – Wyciągnęłam ręce.
Podała mi papiery. Kiedyś w pewnym domu dzieciak zamordowało swoją rodzinę, potem zaczęło tam straszyć. Jacyś ludzie się tam wprowadzili i zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Najprostsza odpowiedź jaka może być, bawili się tam tabliczką Ouiji… Pewnie źle to rozegrali, dzieciak opętany, rodzice nic nie wiedzieli itp. Standardowo jeśli chodzi o tę sprawę. Jutro trzeba poszukać tabliczki i uzdrowić to miejsce.
- Ej… - Przerwano mi moje myślenie.
- Ta? – Spojrzałam na kobietę obok mnie.
- Wyglądasz jakbyś wiedziała o co chodzi w tej historii… - Powiedziała.
- Pewnie. Prostszej zagadki nie było? – Zapytałam.
- Chyba nie rozumiem.
- Wieczorem idziesz ze mną popytać ludzi, następnie pobawimy się w seans spirytystyczny. – Odparłam.
- Co? – zdziwiła się.
- Nie ważne, idę popytać. Ty zostań i odpocznij. – Wstałam.
- Pójdę z Tobą. – Wstała natychmiast.
- Wyglądasz strasznie, ogarnij się przez ten czas jak mnie nie będzie. – Powiedziałam i wyszłam.
Obeszłam większość domów, ludzie zawsze mówili podobna historyjkę. Oczywiste jest, że straszy i ktoś tam zginą. Znudzona wróciłam do pokoju. Moja pracownica leżała na łóżku i oglądała telewizje. Wyglądała znacznie lepiej. Ruszyłyśmy jeszcze popytać nocnych marków. Jednak oni także nic nowego nie powiedzieli. Może tylko powieść z przed lat… Mianowicie: Wszystko zaczęło się 14 listopada 1974 roku, kiedy policja odebrała zgłoszenie, że w domu przy Ocean Avenue 112 najprawdopodobniej wszyscy nie żyją. Zginęło sześcioro z siedmiorga mieszkańców, a mordercą okazał się młody Butch DeFeo.
Po powrocie ze szkoły pierwsze strzały skierował w stronę śpiącego ojca. Chwilę później zginęła matka i czworo rodzeństwa. Okrzyknięty psychopatą, wylądował w więzieniu stanowym, skazany na dożywocie. To jednak nie dzięki DeFeo dom stał się sławny na cały świat.
Ponad rok po tragedii kupiło go młode małżeństwo - George i Kathy Lutz, którzy wprowadzili się do niego wraz z trójką dzieci. Od początku działy się tam przedziwne rzeczy: drzwi i okna otwierały się same, a zewsząd dobiegały tajemnicze hałasy. Podobno, kiedy do domu przyszedł kapłan odprawić egzorcyzmy, został przepędzony przez "diabelski" głos.
Kolejne dni przynosiły nowe koszmary - ze ścian zaczęła spływać krew i sączyć się kleista, śmierdząca maź, na oknach stale przesiadywały roje much, wabione przykrym zapachem. Podobno domownikom zaczęły ukazywać się zakapturzone tajemnicze postaci, a najmłodsze dziecko, odgrywające w tej historii rolę medium, komunikowało się z demonami. Najstraszniejsze było spotkanie z samym szatanem. Tajemnicza siła rzuciła Kathy Lutz o podłogę, a na cegłach kominka pojawiła się szyderczo uśmiechnięta twarz Pana Ciemności.
Po czterech tygodniach rodzina uciekła z domu, powiadamiając media o swoim dramacie. Na miejsce błyskawicznie przybyła telewizja i naukowcy.
Legenda nie była nawet trochę intrygująca, za to dama która siedziała obok mnie zagryzała wargi ze strachu. Po tych historiach wróciłyśmy się przebrać i poszłyśmy na ulicę Ocean Avenue 112. Ja od razu zaczęłam szukać tablicy. Dziewczyna jednak patrzyła wokół siebie ze strachem.
- Emmm. Mam pytanie. – Powiedziała, by rozładować napięcie.
- Taa? – Zapytałam patrząc uważnie na deski.
- Masz na imię Hinata Toshi… Nie chcesz znać mojego imienia i nazwiska? – Zapytała.
- Nie zależy mi na tym. – Odparłam.
- Misao Kiru! – Powiedziała głośniej.
- Ładnie. – Powiedziałam.
- E? Dziękuję. – Zdziwiła się.
- Mam. – Powiedziałam z zadowoleniem.
- Co? – Zapytała podchodząc.
- To. – Pokazałam jej tablicę.
- He? – Popatrzyła na tabliczkę jakby nie rozumiała co to ma być.
Wytłumaczyłam jej co ma robić i na czym polega taki seans. Po przygotowaniu się zaczęłyśmy. Po przywołaniu ducha natychmiast wyczułam, że ktoś… Nie… WILK, jest tutaj. Po prostu świetnie.
-Jesteś zły? – Zapytałam ducha.
- Yes. – Odparł.
- Zginąłeś tutaj? – Znowu zapytałam.
- No.
- Jesteś demonem?
- Yes.
- Masz słaby punkt?
- No.
- Masz słaby punkt?
- No.
- Masz słaby punkt?
- Yes.
- Jest to twoja przeszłość?
- Yes.
Nagle ktoś w jakiejś ektoplazmie wszedł do pokoju.
- Co do…
- Ty, siadaj tu z nami, Misao cicho.
- Kim ty…
- SIADAJ. – Warknęłam wściekle.
Gdy siedziałyśmy już i dalej pytałam ducha po chwili odgadłam z pomocą wilczycy zagadkę.
- Masz an imię Dark, ciemność. – Powiedziałam.
- Matka Cię katowała kiedy żyłeś. – Powiedziała wilczyca.
- Ojciec pił. – Dodałam.
- Nienawidzisz ludzi, bo im się układa. Teraz prosimy Cie byś odszedł..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz