niedziela, 4 maja 2014

(Wataha Mroku) Od Aoime




O dziwo, udało nam się przejść to wszystko. Teraz wiem, że sama nie dałabym rady, bez względu na to, jak  świetne były moje moce, albo jak wielkie szczęście posiadałam.
Teraz byłyśmy kawałek od ruin i szczerze niezmiernie mnie to cieszyło. Myślałam, czym zajmę się, jak już wrócę do siebie. Nadal nie mamy załatwionych stałych dostaw pożywienia. Wypadałoby się zająć również podziałem władzy i obowiązków tutaj.  I stworzyć pozory normalności.
Zeszłyśmy z koni i ostatni odcinek szłyśmy. Pojawiło się kolejne pytanie – gdzie ja jej znajdę miejsce i jak załatwię jedzenie? Przydałby się również ktoś, kto rozłoży  jej energię, bo wątpię, że ja znajdę codziennie czas…
Spotkałyśmy Akatsukiego, gdzieś tam w cieniu znikał również Mins.
- Co tam?  - zapytał.
- Lepiej nie mówić. Masz coś do picia? – Rin przeszła od razu do rzeczy.
Akatsuki wyjął z kieszeni dwie zielone puszki, a Rin je przejęła, otworzyła swoją, a drugą podała mi. O dziwo, tajemniczy napój bardzo mi smakował.  Bąbelki w nim zawarte radośnie muskały moje podniebienie.
- Co wy robiłyście?
- Odwiedzałyśmy ruiny. – zaczęłam wyliczać na palcach. – Znalazłyśmy tablet, przechodziłyśmy labirynt, testowałyśmy pułapki i hm , kilkanaście razy omal nie zginęłyśmy.
- Nie wiem, jak wy to robicie we dwójkę, ale przyciągacie w okolicy największe kłopoty, jakie mogą się wydarzyć w Mora Soul. – westchnął. – Przecież to przekracza zdrowy rozsądek.
- Wiem. – powiedziała Beta.  - Ale to nie nasza wina. Tak po prostu jest. Tak właściwie to chyba ja przyciągam kłopoty i wplątuje w nie przy okazji inne osoby.
- To nie jest powód do dumy. – stwierdził.
- Ostatecznie nie było tak źle. – posłałam jej zabójcze spojrzenie. – Przynajmniej dostałyśmy te dwa konie w zamian i ja mam jeszcze tą bransoletę.
- Ja już idę. – pożegnałam i odeszłam.

Zaprowadziłam klacz do mojego dworku i omal nie wpadłam na Nemezis, cofając się ze zdziwienia.
- Co ty tutaj robisz? I co to ma znaczyć? – rzuciłam jej wściekłe spojrzenie.
- Ale co konkretnie? –zachichotała.
- Ta… stajnia. Jest ogromna.
- Pomyślałam, że ci się przyda.
- Ach tak? A skąd niby to wiedziałaś? A może to ty uknułaś całą tą pieprzoną zagadkę?
- Nie.
- Mhm. – mruknęłam.  – Co jest w środku?
- Wejdź, a się przekonasz.

Koniec końców, cieszyłam się, że nie muszę sama się tym zajmować, więc podziękowałam jej, chociaż powinna mieć ciut więcej wyczucia i uprzedzać, zanim zmaterializuje się za moimi plecami.
Nadal zagadką było dla mnie to, czemu grecka bogini nie beształa mnie za brak posłuszeństwa wobec niej i dawała często wolną rękę? To nie temat na dziś.  Powieki stały się dziwnie ciężkie i usnęłam, leżąc na sianie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz