Chłopiec, o imieniu Akatsuki, zniknął z mojego pola widzenia. Chwilę jeszcze patrzyłam na budynek, za którego ścianą ostatni raz go widziałam, ale potem przerwałam moją obserwację i spojrzałam ponownie na Phatusia. Jego ciało zdążyło już ostygnąć, a krew odpłynęła z policzków. Jego twarz naprawdę stała się biała jak kartka. Byłam zbyt skołowana by wiedzieć co z nim teraz począć. Mogłam poczekać aż zjawią się tu jakieś podejrzane typy, albo po prostu zadzwonić na policję. Skoro został zabity w taki sam sposób jak wiele innych ludzi, to pewnie zostanę przesłuchana, ale jeśli przyjadą i grzecznie przewiozą mi go w bezpieczniejsze miejsce, to jestem w stanie poświęcić im trochę czasu. Tak też robiłam.
W gazecie pojawił się artykuł o kolejnej ofierze seryjnego zabójcy, jednak niczego się z niego nie dowiedziałam. Choć miałam laptop w domu, to jakoś nie chciało mi się go otwierać i poszukać informacji. Zrobię to gdy dojdę do siebie. Pogrzeb ma się odbyć dopiero za kilka dni, ponieważ goście z laboratorium chcieli przebadać ciało mojego kochanka. Szkoda, że na nic im się to nie zda.
Wróciłam do pracy następnego dnia. Szkoła była taka sama: pełna rozwydrzonych i kłopotliwych bachorów. Nie to, że zawsze miałam takie podejście do dzieci, ale od kiedy zobaczyłam tą akcję z dyrektorką, miałam wrażenie, że poziom ignorancji w naszym społeczeństwie znacznie się podniósł. Cóż, trzeba temu jakoś w przyszłości zaradzić. Jednak na razie nie zamierzam się tym interesować.
Ku mojemu zdziwieniu, przechodząc jak zwykle korytarzem, zobaczyłam Akatsukiego. Stał całkiem grzecznie, nie wadząc nikomu, tylko jego niecne oczy lustrowały otoczenie i wyglądały trochę tak, jakby zaraz miały zbiec z jego oczodołów i same spieprzyć z tego miejsca. Gdy popatrzyłam trochę bardziej w lewo, zobaczyłam powód jego nastroju: jakaś nauczycielka, na tyle odważna aby do niego podejść po incydencie z pineskami, właśnie coś mu wyrzucała. Niestety korytarz był za głośny bym mogła dosłyszeć co konkretnie mówi, jednak w pewnej chwili nasze spojrzenia spotkały się i kobieta wydała z siebie triumfalny okrzyk.
- O, pani pedagog! - chwyciła chłopca za ucho i pociągnęła za sobą - No to jest nie do pomyślenia co on na lekcjach wyrabia! Nie do pomyślenia!
- A cóż się stało..? - spytałam. Nie interesowało mnie zbytnio co on przeskrobał, ale przecież to była moja praca. Wysłuchać skargi, dać dziecku parę ciasteczek i zrobić krótki wywód, ono obieca, że już nigdy więcej tak nie zrobi, a następnego dnia wróci z tym samym nauczycielem. Zawsze będzie tak samo. - Zabił kogoś?
- Tak, moją dumę! - krzyknęła baba, najwidoczniej wkurwiona nie na żarty. - Ten tu delikwent ukradł mi pasek ściągający spódnicę, która następnie zjechała na ziemię!
- Po co zakłada pani za dużą spódnicę? - spytałam natychmiast. Bardzo mnie to zastanowiło.
- Co, co? - spytała zbita z tropu. Chyba spodziewała się mojego lamentu, czy czegoś tam..
- Czy nie prościej kupić spódnicę w swoim rozmiarze, niż wiązać za dużą? - przekrzywiłam głowę - Jestem pewna, że ułatwiłoby to pani życie.
- No, no tak.. - zaczerwieniła się - ..ale tak się składa, że spódnice, nie ważne jak małe w pasie, zawsze ze mnie zjeżdżały.. - zbyt wąskie biodra. Chodzi jej o to, że ma za wąskie biodra. Zbyt dużo testosteronu w okresie dorastania musiało doprowadzić do zahamowania wzrostu właściwych, kobiecych proporcji. Ale skoro tak..
- Czemu zakłada pani spódnice, jeśli wie pani, że nie pasują na pani sylwe.. - ofuknęła mnie.
- To nie pokaz mody. - syknęła. - Tu chodzi o to, aby ukarać ucznia!
- To nie moja wina, tak przy okazji.. - wtrącił się - ..pani była po prostu zbyt głupia i powolna aby zobaczyć prawdziwego sprawcę, więc zwala wszystko na mnie, ponieważ tak jest jej wygodniej. - to nie tak, że go lubiłam i dlatego byłam w stanie mu uwierzyć. Po prostu jędza na mnie zasyczała. Będzie cierpieć za taki przejaw niesubordynacji do końca życia..
- O, słyszy pani?! - krzyknęła - I jeszcze mnie obraża! Proszę mu wymierzyć stosowną karę.! - karę? Przecież dzieci nie wolno już bić. Karne punkty? Uwaga..? Czy ona naprawdę łudziła się, że to podziała?
- Już się tym zajmuję. - w tej samej chwili zadzwonił dzwonek - Wygląda na to, że znowu opuści lekcje..
- To nic. - poprawiła dumnie spódnicę, która nawet z paskiem zjeżdżała jej z dupy i odeszła naburmuszona.
Ruszyłam bez słowa do gabinetu, a były "obiecujący obywatel", podążył za mną.
Usiadłam spokojnie za biurkiem, a Akatsuki umościł się na kanapie. Teraz było tu znacznie czyściej i, tak, okazało się, że w tym pomieszczeniu jest całkiem wygodna sofa. Odkopałam ją dziś rano.
- Częstuj się ciasteczkami. - rzekłam, wskazując talerzyk z ptasim mleczkiem, sezamkami i innymi dziełami cukierniczej sztuki - Może jak ci glukoza skoczy to rzadziej będziesz się pakował w takie kłopoty. - zignorował mój komentarz, ale do talerzyka się dorwał. Po chwili pożarł wszystko. A to miało starczyć na cały dzień..
- Nie będzie kazania..? - spytał w końcu z pełnymi ustami.
- Nie. - pokręciłam głową, a on spojrzał na mnie zaskoczony. - Wierzę Ci. W to co wtedy powiedziałeś.
- Że to nie ja..? - przełknął wszystko - To dobrze. Choć jestem zaskoczony. - przekrzywił głowę - Myślałem, że będziesz zła, wściekła czy coś w tym stylu... - mruknął, a potem zaraz się poprawił - Znaczy się cieszę się, że pani taka pogodna i wspaniałomyślna dzisiaj. I do twarzy pani w tej sukience. - doprawdy, tani komplement, no ale cóż.
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się spokojnie. - Nie mam zamiaru cię zabić, jeśli o to ci chodziło. Jesteś zbyt pożyteczny.
- Chce pani dalszych informacji na temat tego całego mordercy, tak..? - uśmiechnął się. - Jestem tylko zwykłym uczniem, ale postaram się pani pomóc jak tylko będę mógł..
- Dziękuję jeszcze raz. - schyliłam się i wyciągnęłam z szuflady pudełko z ciastkami. - Chcesz jeszcze..? - przez moment wydawało mi się, że widzę w jego oczach podejrzliwość, ale potem się przemógł i pokiwał głową - Powinieneś zająć się podniesieniem swoich ocen, tak przy okazji. - usiadłam obok niego i położyłam zbożowe suchary przed nim - Bo mi się sporo osób na ciebie skarży. A skoro jesteś samozwańczym geniuszem, to czas, abyś mi to udowodnił. W dzienniku nie masz chyba żadnej pozytywnej oceny. Masz chociaż podręczniki..?
- Co pani nagle zainteresowana moją edukacją? - miałam wrażenie, że cała ta rozmowa jest dość dziwna. Oboje mówiliśmy jakbyśmy dawno się znali i teraz sympatycznie gadali o pierdołach. Ale jednocześnie nie mogłam nie zauważyć, że tym bardziej jestem dla niego miła, tym bardziej staje się on ostrożny i podejrzliwy. Poza tym sam fakt.. wczoraj widział zabitego człowieka. Czy zwykły uczeń, którego tytułem się mieni, reagował by tak, że na drugi dzień wcinałby beztrosko ciastka w gabinecie żony zamordowanego? Mimo, że zdawał się zachowywać całkiem naturalnie, to zarówno wczoraj jak i dzisiaj towarzyszyło mi to dziwne uczucie, że o ile większość jego zachowań jest aż do przesady szablonowych, to czasem zdarza mu się zachowywać tak, jak naprawdę się czuje. Właśnie ta rozbieżność podpowiadała mi, jak bardzo fałszywy jest ten miły i uśmiechnięty uczeń, przed którym teraz siedziałam, a jak bardzo prawdziwy musiał być chłopiec, który wczoraj badał rany na ciele trupa i stwierdził, że ludzkie życie nic dla niego nie znaczyło.
- Po prostu jakoś tak. - zaśmiałam się - Wszystkie nauczycielki mają jakąś dziwną manię na nawiedzanie mnie i opowiadanie o Tobie, chyba jeszcze mają nadzieję, że zdołam zażegnać ten twój bunt młodzieńczy.
- Ah, rozumiem. - zaśmiał się również. - Ależ są naiwne.
- Najwidoczniej. - wzruszyłam ramionami - W sumie to wiesz co..? - spojrzał na mnie pytająco - Mogę Cię o coś zapytać, Akatsuki? - wlepił we mnie oczekujące spojrzenie - Dlaczego się nie uczysz? - mruknął coś, co przypominało jednocześnie pytające "hmmm?" i "hmmm" pełne zadumy, tak, że nie wiedziałam czy jest zdziwiony czy się zastanawia. - Dlaczego dla świętego spokoju nie udajesz perfekcyjnego ucznia? Czy skoro jesteś zamieszany w takie.. dość niemiłe sprawy, to nie wygodniej byłoby stać się kimś, kogo nikt nie podejrzewa, niż kimś o kim ciągle się mówi w niepochlebny sposób, nasyła się policję i kuratora? - uśmiechnęłam się - Mogę być szczera? Uważam, że mimo wczorajszych wydarzeń, mimo tego wszystkiego czego nie jestem w stanie zrozumieć, mimo skarg i twojego buntowniczego nastawienia do wszystkiego, to jednak jesteś naprawdę dobrą osobą, Akatsuki. Jakby nie było: gdybyś wczoraj nie zatrzymał mnie wtedy, gdy chciałam pobiec do Phantom'a, na pewno zginęłabym. I nie ważne jakie były twoje pobudki; zrozumiałam, że to nierozsądne by niepotrzebnie umrzeć, zwłaszcza, że przybyliśmy zbyt późno aby coś zrobić. No więc tak jakby ocaliłeś mi życie. Dziękuję. - znowu się uśmiechnęłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz