niedziela, 18 lutego 2018

Opowiedz mi coś więcej o swoich marzeniach...//Aurora

Tego ranka obudziłam się bardzo wcześnie. Maurycy i Ruth nadal spali smacznie w salonie, toteż, aby mogli podzielić mój ból, zaczęłam krzątać się po kuchni i brzdękać garami. Uznałam, że będę na tyle uprzejma i zrobię nam jakieś ludzkie śniadanie, takie, które nie przyprawi mojej podopiecznej o rewolucję żołądkową. Zazwyczaj jadłyśmy jakieś chińskie jedzenie z puszki: ja jadłam jedzenie, a Ruth puszkę, ostatnio jednak zaczęła narzekać na tę dietę, ponieważ jakieś koleżanki z jej klasy uświadomiły ją, że nie tak powinien wyglądać jadłospis współczesnej nastolatki. „Więcej warzyw” mówiły, „niech ci pani pedagog kupi też jakieś suplementy diety, to włosy ci przestaną wypadać”. Ah, ta dzisiejsza młodzież. Naczytają się jakiś kolorowych czasopism o urodzie i prawach człowieka i już próbują mi wmówić, że nie mogę karmić własnej wychowanicy tym, czym chcę. Co za nonsens.
- Aurora, co ty wyprawiasz, jest jakoś piąta… - wspomniany problem-któremu-się-warzyw-zachciało szedł właśnie w moim kierunku wyglądając, jakby dieta puszkowa faktycznie doprowadziła ją na skraj zagłady - ...przestań hałasować.
- Tak to jest, kiedy próbujesz być dobrym, poczciwym obywatelem swojego państwa i jak na patriotę przystało robisz jedzenie dla swoich dzieci… - westchnęłam teatralnie - ...przyszłości tego narodu, tej nacji! Co dostaję w zamian? „Przestań hałasować”, „co ty wyprawiasz”…
- Doskonale wiesz o czym mówię – spiorunowała mnie wzrokiem – i nie udawaj poszkodowanej.
- Nie umiem spać. - burknęłam krojąc pomidora – To stwierdziłam, że coś ugotuję.
- Próbowałaś spalić dom póki spałam? Chytre, nie powiem. - pokazałam jej końcówkę mojego języka. - To bardzo dojrzałe, szanowna pani pedagog. - zaśmiałam się pod nosem.
Ruth trafiła do mnie z powodu amnezji. Jej rodzice zaginęli, nie miał się kto nią zająć, więc pani dyrektor zadecydowała, że ja, jako najcudowniejszy pedagog świata, poświęcę się w imieniu pracy i zaadoptuję to biedactwo. I w sumie z początku byłam całkiem podekscytowana tym pomysłem. Głównie z jednego powodu, a mianowicie nadziei, że dziewczyna szybko odzyska wspomnienia i co nieco mi opowie. Jednak to nigdy się nie stało.
W czasie, gdy dziewczyna okupowała łazienkę z powodu porannych rewolucji (może jednak faktycznie zmiana jedzenia coś da) ja zrobiłam zupę. W sumie nie byłam pewna czy była jadalna, ale to było w dalszym ciągu jedzenie dla Ruth, więc nie musiałam się zbytnio wysilać. Postanowiłam sobie osobiście kupić frytki po drodze do pracy, ot tak, dla pewności. Zrobiłam poranną kawę, a następnie wskoczyłam szybko w robocze ubrania. Dziewczyna, po swoim powrocie, dostawszy do rąk miskę wypełnioną wodą, pomidorami, ryżem i czymś tam jeszcze spojrzała na mnie z wyraźną pogardą, ale zabrała się za jedzenie tak czy siak.
W domu było zupełnie cicho, poza odgłosami wydawanymi przez łapczywe pałaszowanie Ruth. Ciągle waliła łyżką o dno miski, jakby nie umiała jeść zupy jak cywilizowany człowiek. Co za niedołęga. Nie dość, że straciła pamięć i nie mogła mi zdradzić żadnych pikantnych szczegółów o własnej rodzinie, to jeszcze została przez nią porzucona. Nikt nie zainteresował się losem mojej uczennicy, co bardzo mnie rozczarowało. Spodziewałam się jakiejkolwiek reakcji, ale wyglądało na to, że została pozostawiona samej sobie. Zabawne, że jej wujkiem jest Hades we własnej osobie, a kuzynem...
- Ciekawe czy przez ten rok Akatsuki się zmienił…? - wyszłam na balkon ściskając kawę w ręce. W końcu był pół bogiem, tak? Miał ten swój dziecięcy wygląd od setek lat… to znaczy, że nigdy już nie urośnie? Jego twarz już zawsze będzie miała ten sam młodzieńczy, naburmuszony wyraz, zwany przeze mnie syndromem prawiczka...? - Hej, młoda? - rzuciłam, a dziewczyna spojrzała na mnie – Przypomniałaś coś sobie…? - łyżka Ruth przerwała swój kurs do jej ust i kropla zupy chlupnęła z pluskiem ponownie do miski – Coś o swoim kuzynie na przykład?
- Mówiłam ci, że nic. - bąknęła znudzona – Sądzisz, że tak po prostu pewnego dnia wstanę i sobie przypomnę? Nawet jakby tak było, to zaraz bym przyleciała z wiadomościami… poza tym co cię ten kuzyn tak interesuje?
- Heh… to nic takiego. - uśmiechnęłam się i podniosłam kubek bliżej twarzy delektując się zapachem – Powiedzmy, że szukam go czysto hobbystycznie. - nie patrzyłam w jej stronę, ale założyłabym się, że jej umysł kompresował to co właśnie usłyszała. Po chwili jednak wróciła do jedzenia, a łyżka znowu zaczęła stukać o porcelanową zastawę.
Co za niefart.
Po naszym jakże rodzinnym śniadanku obie ruszyłyśmy do szkoły. Ruth poszła dalej bratać się z tymi zarozumiałymi dziewczynami, które próbowały wnieść nutę oświecenia do jej głowy, a ja pośpieszyłam do swojego gabinetu.
Godziny mijały smętnie, jak każdego innego dnia. Czasy, gdy cieszyła mnie ta praca, dawno już przeminęły. Teraz głównie zajmowałam się robieniem testów zawodowych dla moich uczniów, bo szanowna pani dyrektor wymyśliła, że to modne ostatnio w innych placówkach, a my nie możemy być gorsi.
- I jak, czy zostanę sławną gwiazdą filmową? - dziewczyna, którą przyjmowałam tego dnia, uśmiechnęła się podekscytowana. „Wszelkie moje statystyki klasyfikują cię jako kompletnego przegrywa”, tak chciałabym powiedzieć, ale rok doświadczenia podpowiadał mi, że nie na tym polega praca pedagoga szkolnego. Robota ta polegała na zapewnianiu uczniom względnego poczucia bezpieczeństwa, uśmiechaniu się do nich, poklepywaniu po ramieniu i udawaniu, że interesujesz się ich problemami. Oczywiście tylko w przypadku, gdy naprawdę musisz oszukiwać w tej kwestii. Parę moich wychowanków miało całkiem ciekawe życie i w sumie byłabym rada wyciągnąć z nich jeszcze więcej opowieści o rypaniu się na chórze w czasie nabożeństwa, włamywaniu się na prywatny basen i zażywaniu kąpieli z zakupionym ze środków własnych płynem do mycia, czy po prostu o jakiś standardowych porwaniach, włamaniach czy przemytach. Niestety, to były tylko pojedyncze przypadki. Poza tym większość z nich już dawno wyleciała z tej szkoły, mimo moich starań.
- W zasadzie to nie bardzo… - zaczęłam - ...ale za to wynika z tego, że masz chyba większe predyspozycje jeśli chodzi o stosunki międzyludzkie… może bardziej opiekunka, albo coś…
- Ale to idealnie, proszę pani… bo ja… to w sumie chciałabym w filmach pornograficznych grać… - zamrugałam parę razy myśląc nad tym co przed chwilą usłyszałam - ...podobno dobrze płacą.
- Czy ty tak na serio… - spojrzałam na nią szczerze zadziwiona - …abstrahując od tego, że etyka i tak dalej, to średnio masz do tego… warunki… - spojrzałam na jej klatkę piersiową.
- Pani powinna mnie wspierać na mojej drodze kariery! - zdecydowanie to było ponad moje siły.
- Oh nie, dzwonek, jak mi przykro! - rzekłam patrząc na zegar, zanim dzwonek w ogóle rozbrzmiał – Musimy umówić się na następny termin, to mi coś więcej opowiesz o swoich marzeniach, Niki. Może wtorek, pierwsza godzina?
- No dobrze. - rzekła naburmuszona i poszła sobie.
Jakby nie mogła sobie znaleźć normalnej pasji, pomyślałam pakując swoje rzeczy, grać nałogowo w gry komputerowe, czy coś…
Wyszłam ze szkoły sama, ponieważ Ruth szybciej kończyła lekcje i nigdy nie chciało jej się na mnie czekać. Powstrzymałam się od odwiedzenia supermarketu i kupienia jak co dnia konserw na wieczór, ponieważ „projekt dobra zmiana żywieniowa” nadal miał obowiązywać w moim domu. Westchnęłam patrząc tęsknie na widoczną zza szyby półkę z gotowym jedzeniem i ruszyłam w stronę przystanku autobusowego.
Każdego dnia, idąc tymi zasyfionymi uliczkami, wypatrywałam jednej tylko osoby: Akatsukiego. Wcześniej nazwałabym go Akkim, ale po takim czasie rozłąki w sumie nie czułam się zobligowana do używania tego zdrobnienia. Chociaż w sumie… czy kiedykolwiek w ogóle dostałam na nie pozwolenie? Nie pamiętam nawet. Pewnie nie. W końcu zdrowo mnie nie cierpiał.
A jednak był w posiadaniu czegoś, czego tak bardzo pożądałam. Mianowicie wiedział kto zabił mojego zmarłego męża. Nigdy nie udało mi się go odnaleźć bez pomocy tego nastolatka, mimo że szukałam desperacko przez ostatnie kilka miesięcy. Do tego stopnia, że pewnego dnia zauważyłam, że z moim lewym okiem zaczyna dziać się coś niedobrego. Z początku nie połączyłam tego z moimi mocami, prędzej już z przykrą dietą, w końcu wyglądało to jak zapalenie spojówki czy coś, ale za każdym razem, gdy nadpisywałam czyjeś wspomnienia mój stan się gwałtowanie pogarszał. Ludzie zaczęli zwracać uwagę na moje oko i pytać, czy coś mi się stało. Zrobiło się w końcu całe czerwone i wyglądało źle do tego stopnia, że w końcu kupiłam sobie opaskę i zaczęłam nosić ją cały czas. Teraz, gdy ktoś mnie o nią pytał, odpowiadałam nonszalanckim tonem „ponieważ jestem piratem” i po prostu odchodziłam.
Uznałam, że jeśli kiedykolwiek spotkam Akatsukiego zapłaci mi za to, że doprowadziłam się do takiego stanu w imię pozyskania informacji, których mi odmówił.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz