Tego ranka
obudziłam się bardzo wcześnie. Maurycy i Ruth nadal spali smacznie
w salonie, toteż, aby mogli podzielić mój ból, zaczęłam
krzątać się po kuchni i brzdękać garami. Uznałam, że będę na
tyle uprzejma i zrobię nam jakieś ludzkie śniadanie, takie, które
nie przyprawi mojej podopiecznej o rewolucję żołądkową.
Zazwyczaj jadłyśmy jakieś chińskie jedzenie z puszki: ja jadłam
jedzenie, a Ruth puszkę, ostatnio jednak zaczęła narzekać na tę
dietę, ponieważ jakieś koleżanki z jej klasy uświadomiły ją,
że nie tak powinien wyglądać jadłospis współczesnej nastolatki.
„Więcej warzyw” mówiły, „niech ci pani pedagog kupi też
jakieś suplementy diety, to włosy ci przestaną wypadać”. Ah, ta
dzisiejsza młodzież. Naczytają się jakiś kolorowych czasopism o
urodzie i prawach człowieka i już próbują mi wmówić, że nie
mogę karmić własnej wychowanicy tym, czym chcę. Co za nonsens.
- Aurora,
co ty wyprawiasz, jest jakoś piąta… - wspomniany
problem-któremu-się-warzyw-zachciało szedł właśnie w moim
kierunku wyglądając, jakby dieta puszkowa faktycznie doprowadziła
ją na skraj zagłady - ...przestań hałasować.
- Tak to
jest, kiedy próbujesz być dobrym, poczciwym obywatelem swojego
państwa i jak na patriotę przystało robisz jedzenie dla swoich
dzieci… - westchnęłam teatralnie - ...przyszłości tego narodu,
tej nacji! Co dostaję w zamian? „Przestań hałasować”, „co
ty wyprawiasz”…
-
Doskonale wiesz o czym mówię – spiorunowała mnie wzrokiem – i
nie udawaj poszkodowanej.
- Nie
umiem spać. - burknęłam krojąc pomidora – To stwierdziłam, że
coś ugotuję.
-
Próbowałaś spalić dom póki spałam? Chytre, nie powiem. -
pokazałam jej końcówkę mojego języka. - To bardzo dojrzałe,
szanowna pani pedagog. - zaśmiałam się pod nosem.
Ruth
trafiła do mnie z powodu amnezji. Jej rodzice zaginęli, nie miał
się kto nią zająć, więc pani dyrektor zadecydowała, że ja,
jako najcudowniejszy pedagog świata, poświęcę się w imieniu
pracy i zaadoptuję to biedactwo. I w sumie z początku byłam
całkiem podekscytowana tym pomysłem. Głównie z jednego powodu, a
mianowicie nadziei, że dziewczyna szybko odzyska wspomnienia i co
nieco mi opowie. Jednak to nigdy się nie stało.
W czasie,
gdy dziewczyna okupowała łazienkę z powodu porannych rewolucji
(może jednak faktycznie zmiana jedzenia coś da) ja zrobiłam zupę.
W sumie nie byłam pewna czy była jadalna, ale to było w dalszym
ciągu jedzenie dla Ruth, więc nie musiałam się zbytnio wysilać.
Postanowiłam sobie osobiście kupić frytki po drodze do pracy, ot
tak, dla pewności. Zrobiłam poranną kawę, a następnie wskoczyłam
szybko w robocze ubrania. Dziewczyna, po swoim powrocie, dostawszy do
rąk miskę wypełnioną wodą, pomidorami, ryżem i czymś tam
jeszcze spojrzała na mnie z wyraźną pogardą, ale zabrała się za
jedzenie tak czy siak.
W domu
było zupełnie cicho, poza odgłosami wydawanymi przez łapczywe
pałaszowanie Ruth. Ciągle waliła łyżką o dno miski, jakby nie
umiała jeść zupy jak cywilizowany człowiek. Co za niedołęga.
Nie dość, że straciła pamięć i nie mogła mi zdradzić żadnych
pikantnych szczegółów o własnej rodzinie, to jeszcze została
przez nią porzucona. Nikt nie zainteresował się losem mojej
uczennicy, co bardzo mnie rozczarowało. Spodziewałam się
jakiejkolwiek reakcji, ale wyglądało na to, że została
pozostawiona samej sobie. Zabawne, że jej wujkiem jest Hades we
własnej osobie, a kuzynem...
- Ciekawe
czy przez ten rok Akatsuki się zmienił…? - wyszłam na balkon
ściskając kawę w ręce. W końcu był pół bogiem, tak? Miał ten
swój dziecięcy wygląd od setek lat… to znaczy, że nigdy już
nie urośnie? Jego twarz już zawsze będzie miała ten sam
młodzieńczy, naburmuszony wyraz, zwany przeze mnie syndromem
prawiczka...? - Hej, młoda? - rzuciłam, a dziewczyna spojrzała na
mnie – Przypomniałaś coś sobie…? - łyżka Ruth przerwała
swój kurs do jej ust i kropla zupy chlupnęła z pluskiem ponownie
do miski – Coś o swoim kuzynie na przykład?
- Mówiłam
ci, że nic. - bąknęła znudzona – Sądzisz, że tak po prostu
pewnego dnia wstanę i sobie przypomnę? Nawet jakby tak było, to
zaraz bym przyleciała z wiadomościami… poza tym co cię ten kuzyn
tak interesuje?
- Heh…
to nic takiego. - uśmiechnęłam się i podniosłam kubek bliżej
twarzy delektując się zapachem – Powiedzmy, że szukam go czysto
hobbystycznie. - nie patrzyłam w jej stronę, ale założyłabym
się, że jej umysł kompresował to co właśnie usłyszała. Po
chwili jednak wróciła do jedzenia, a łyżka znowu zaczęła stukać
o porcelanową zastawę.
Co za
niefart.
Po naszym
jakże rodzinnym śniadanku obie ruszyłyśmy do szkoły. Ruth poszła
dalej bratać się z tymi zarozumiałymi dziewczynami, które
próbowały wnieść nutę oświecenia do jej głowy, a ja
pośpieszyłam do swojego gabinetu.
Godziny
mijały smętnie, jak każdego innego dnia. Czasy, gdy cieszyła mnie
ta praca, dawno już przeminęły. Teraz głównie zajmowałam się
robieniem testów zawodowych dla moich uczniów, bo szanowna pani
dyrektor wymyśliła, że to modne ostatnio w innych placówkach, a
my nie możemy być gorsi.
- I jak,
czy zostanę sławną gwiazdą filmową? - dziewczyna, którą
przyjmowałam tego dnia, uśmiechnęła się podekscytowana.
„Wszelkie moje statystyki klasyfikują cię jako kompletnego
przegrywa”, tak chciałabym powiedzieć, ale rok doświadczenia
podpowiadał mi, że nie na tym polega praca pedagoga szkolnego.
Robota ta polegała na zapewnianiu uczniom względnego poczucia
bezpieczeństwa, uśmiechaniu się do nich, poklepywaniu po ramieniu
i udawaniu, że interesujesz się ich problemami. Oczywiście tylko w
przypadku, gdy naprawdę musisz oszukiwać w tej kwestii. Parę moich
wychowanków miało całkiem ciekawe życie i w sumie byłabym rada
wyciągnąć z nich jeszcze więcej opowieści o rypaniu się na
chórze w czasie nabożeństwa, włamywaniu się na prywatny basen i
zażywaniu kąpieli z zakupionym ze środków własnych płynem do
mycia, czy po prostu o jakiś standardowych porwaniach, włamaniach
czy przemytach. Niestety, to były tylko pojedyncze przypadki. Poza
tym większość z nich już dawno wyleciała z tej szkoły, mimo
moich starań.
- W
zasadzie to nie bardzo… - zaczęłam - ...ale za to wynika z tego,
że masz chyba większe predyspozycje jeśli chodzi o stosunki
międzyludzkie… może bardziej opiekunka, albo coś…
- Ale to
idealnie, proszę pani… bo ja… to w sumie chciałabym w filmach
pornograficznych grać… - zamrugałam parę razy myśląc nad tym
co przed chwilą usłyszałam - ...podobno dobrze płacą.
- Czy ty
tak na serio… - spojrzałam na nią szczerze zadziwiona -
…abstrahując od tego, że etyka i tak dalej, to średnio masz do
tego… warunki… - spojrzałam na jej klatkę piersiową.
- Pani
powinna mnie wspierać na mojej drodze kariery! - zdecydowanie to
było ponad moje siły.
- Oh nie,
dzwonek, jak mi przykro! - rzekłam patrząc na zegar, zanim dzwonek
w ogóle rozbrzmiał – Musimy umówić się na następny termin, to
mi coś więcej opowiesz o swoich marzeniach, Niki. Może wtorek,
pierwsza godzina?
- No
dobrze. - rzekła naburmuszona i poszła sobie.
Jakby
nie mogła sobie znaleźć normalnej pasji, pomyślałam pakując
swoje rzeczy, grać nałogowo w gry komputerowe, czy coś…
Wyszłam
ze szkoły sama, ponieważ Ruth szybciej kończyła lekcje i nigdy
nie chciało jej się na mnie czekać. Powstrzymałam się od
odwiedzenia supermarketu i kupienia jak co dnia konserw na wieczór,
ponieważ „projekt dobra zmiana żywieniowa” nadal miał
obowiązywać w moim domu. Westchnęłam patrząc tęsknie na
widoczną zza szyby półkę z gotowym jedzeniem i ruszyłam w stronę
przystanku autobusowego.
Każdego
dnia, idąc tymi zasyfionymi uliczkami, wypatrywałam jednej tylko
osoby: Akatsukiego. Wcześniej nazwałabym go Akkim, ale po takim
czasie rozłąki w sumie nie czułam się zobligowana do używania
tego zdrobnienia. Chociaż w sumie… czy kiedykolwiek w ogóle
dostałam na nie pozwolenie? Nie pamiętam nawet. Pewnie nie. W końcu
zdrowo mnie nie cierpiał.
A jednak
był w posiadaniu czegoś, czego tak bardzo pożądałam. Mianowicie
wiedział kto zabił mojego zmarłego męża. Nigdy nie udało mi się
go odnaleźć bez pomocy tego nastolatka, mimo że szukałam
desperacko przez ostatnie kilka miesięcy. Do tego stopnia, że
pewnego dnia zauważyłam, że z moim lewym okiem zaczyna dziać się
coś niedobrego. Z początku nie połączyłam tego z moimi mocami,
prędzej już z przykrą dietą, w końcu wyglądało to jak
zapalenie spojówki czy coś, ale za każdym razem, gdy nadpisywałam
czyjeś wspomnienia mój stan się gwałtowanie pogarszał. Ludzie
zaczęli zwracać uwagę na moje oko i pytać, czy coś mi się
stało. Zrobiło się w końcu całe czerwone i wyglądało źle do
tego stopnia, że w końcu kupiłam sobie opaskę i zaczęłam nosić
ją cały czas. Teraz, gdy ktoś mnie o nią pytał, odpowiadałam
nonszalanckim tonem „ponieważ jestem piratem” i po prostu
odchodziłam.
Uznałam,
że jeśli kiedykolwiek spotkam Akatsukiego zapłaci mi za to, że
doprowadziłam się do takiego stanu w imię pozyskania informacji,
których mi odmówił.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz