- Więc - na twarzy miała równie szeroki co fałszywy uśmiech - z pewnością masz mi wiele do powiedzenia, mój drogi - te ostatnie dwa słowa niemalże wypluła.
Ała. Gdybym miał uczucia to byłbym zraniony.
- No właśnie niezbyt - zaśmiałem się. - Przecież nie było mnie nawet tak długo..
- Pół roku - ucięła chłodno - a teraz możesz zacząć się tłumaczyć.
- Nawet w sądzie ludzie mają prawo do zachowania milczenia - napomknąłem. Nie miałem zbytnio ochoty wdawać się w zbędne szczegóły.
Na to w jej rękach zmaterializowała się ta przeklęta parasolka.
- "Ludzie" - skrzywiłem się widząc do czego dąży - ale ty przecież człowiekiem nie jesteś.
Szczerze mówiąc... w tym momencie wydawała się o wiele bardziej demoniczna niż ja lub większość demonów, które spotkałem w moim nie tak krótkim życiu. Zaczynałem wątpić w jej korzenie...
- Rasistka - rzuciłem jej pełne wyrzutów spojrzenie.
- W twoim przypadku zawsze - odparła niemalże automatycznie.
- No więc... Co chcesz wiedzieć? - burknąłem.
- Wszystko - odparła, jakby to było oczywiste.
Westchnąłem ciężko zastanawiając się co ja tutaj w ogóle robię. Przecież mogłem po prostu wmieszać się w tłum i zniknąć albo może zaprowadzić ją w ciemną uliczkę pod pretekstem rozmowy, a następnie pozbyć się uciążliwości.
Czemu tego nie zrobiłem? Na to pytanie sam chciałbym znać odpowiedzieć. Czyżby dopadały mnie sentymenty na starość - pomyślałem ironicznie.
- Po prostu załatwiałem rodzinne sprawy - wzruszyłem ramionami. Małe kłamstwo w tym przypadku było nawet wskazane. Podniosłem głowę i napotkałem oko, które jakby starało się przewiercić moją duszę, jakby oceniało na ile może zaufać moim słowom.
- I uznałeś, że możesz od tak po prostu sobie zniknąć bez słowa - jej ton był pełen złości, wyrzutów, ale wydawało mi się, że było do tego coś więcej, coś czego nie mogłem wyłapać.
- Może - posłałem jej bezczelny uśmiech.
Zamachnęła się na mnie parasolem, widocznie nie zamierzała tolerować żartów. Oho, ktoś się zrobił bardzo drażliwy pod moją nieobecność, czyżby na starość.
Podniosłem rękę i zablokowałem cios z cieniem uśmiechu.
- Ostrożnie, jeśli będziesz tak machać to jeszcze możesz kogoś uderzyć - moje kąciki ust uniosły się jeszcze bardziej. - Przecież nie chcesz mi dać powodu, abym mógł oddać, co nie człowieku?
Podkreśliłem zwłaszcza ostatnie słowo, w sumie pozwalałem jej na dosyć wiele, ale daj takim dłoń, a za chwilę ci zabiorą całą rękę.
- Eyy - usłyszałem inny wysoki ton, wyraźnie zirytowany. - Aurora, możesz trochę ciszej - był pełen wyrzutów i nienawiści - naprawdę nie mam ochoty słuchać twojego baraszkowania z... - głos urwał.
W drzwiach stała znajoma sylwetka. Długie białe włosy opadające na ramiona. Chłodno patrzące oczy oraz zniesmaczona mina.
- Oh, Rin - spojrzałem na nią zaskoczony. Niby co ona robiła w domu Aurory, w dodatku miała na sobie jedynie długą białą koszulę, jakby była u siebie.
- Ah - otworzyła usta, jakby miała coś i powiedzieć, ale je zamknęła - Akki.
- Stęskniłaś się? - uśmiechnąłem się szeroko w jej kierunku.
Spojrzała na mnie z nieco zmieszanym wzrokiem, cofnęła się kilka kroków, a następnie zachwiała.
Huh? Spodziewałem się usłyszeć jej standardową odpowiedź, coś w stylu "chciałbyś gnido", ale zamiast tego.
Już wyglądała, jakby miała upaść na ziemię, więc szybko wyminąłem Aurorę i złapałem ją w moje ramiona, a następnie położyłem na kanapie.
Spojrzałem chłodno na Aurorę.
- Wyjaśnij.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz