poniedziałek, 29 grudnia 2014

(Dzielnica Mroku) od Akatsukiego

Kiedy dotarłem do mniej przyjemnych dzielnic. Naprawdę jej nie lubiłem, chociaż nie bałem się tutaj przebywać. Ciągle czułem na swoich plechach wzrok, chociaż tutaj... To niekoniecznie było nieuzasadnione wrażenie.
Spokojnym krokiem minąłem wszystkich mniej przyjemnych typków i starałem się nie zwracać uwagi na mniej przyjemne zapachy. Dziwiło mnie, że tacy tutaj przetrwali. Nawet nie potrafili odpowiednio ukryć broni. To jak ja sobie poradziłem z ukryciem czegoś takiego w mundurku szkolnym to oni tym bardziej nie powinni mieć problemu.
Gdybym nie musiał to bym najchętniej tutaj nie przychodzić, ale wyjątkowo to ode mnie zależało. Niestety. Nie byłem Rin. Nie potrafiłem się dowiedzieć wszystkiego co chcę bez wychodzenia z domu (chociaż jej to akurat ostatecznie zaszkodziło..)
Najważniejsze było to, aby nie okazać, że czuje się niekomfortowo, bo ci tutaj byli szczególnie wyczuleni na słabości i nie wahali się tego wykorzystać. Dobrze było też iść pewnym krokiem, jakby się szło do konkretnego celu i nie interesowało ciebie nic innego. Pozornie nie rozglądając się wokół siebie, ale zachowując czujność. Początkowo nie wychodziło mi to idealnie, ale miałem już w tym praktykę.
Podobnie było z każdym innym zmysłem, który był (no może oprócz nosa o ile nie chciało się tutaj skonać).
- Co ty taka porządna kobitka robi sama, hm? - Usłyszałem w pewnym momencie coś co nie pasowało do tego miejsca. - Nie boisz się, że ktoś może cię porwać, czy coś?
"Porządna kobitka" hmmm... to nie było miejsce w którym można było takie znaleźć. Błyskawicznie się ukryłem. Coś było nie tak, a cokolwiek miało się tutaj za chwilę stać ja nie chciałem być na celowniku.
- A skąd - usłyszałem spokojną odpowiedź.
Od razu rozpoznałem ten głos. Bezgłośnie zakląłem. Aurora. Teraz to mogłem się spodziewać problemów.
Jednocześnie cel spotkania był tuż przede mną w następnej uliczce.
Albo jej pomogę albo spotkam się z tym kim miałem.
Ostatecznie druga opcja wygrała. Wybacz Auroś, ale jestem pewien, że sama sobie doskonale poradzisz, a ja nie mogę się spóźnić, jeśli chcę to dostać.
Szybkim krokiem ruszyłem w stronę umówionego miejsca.
- Masz to? - Zapytałem się tylko jakiegoś faceta.
Odpowiedziało mi kiwnięcie głowy.
Zabrałem reklamówkę i oddaliliśmy się od siebie.
Odetchnąłem z ulgą. Jedną rzecz mam już z głowy.
Aaaa... Racja, nie mogę jeszcze zapomnieć o Aurorze.
Doprawdy po co się ona pakowała w ostatnie miejsce, gdzie powinna być, jeśli nie chciała mieć kłopotów.
Niczym cień zacząłem przenikać przez uliczki. Aurora w międzyczasie musiała pozbyć się natręta, ponieważ kręciła się po uliczkach, jakby szukała drogi.
Naprawdę mogła wybrać sobie inne miejsce na śledzenie mnie...
Niemalże nie jęknąłem załamany tym co robiła. Naprawdę chciała wpędzić się w takie kłopoty.
Jeszcze w oddali zobaczyłem grupę z wytatuowanymi tatuażami o znanej tutaj sygnaturze. Kłopoty. Ten gang miał naprawdę kiepską reputację, jeśli ją zauważą to na pewno jej nie zignorują, a ona zapewne o nich nie wie, bo to nie jest coś o czym powiedzą w wiadomościach, więc raczej o tym nie wie i wątpię, aby wpadła na genialny pomysł uniknięcia ich za wszelką cenę.
Mogłem ją tutaj zostawić. Z drugiej strony zawsze może coś pójść nie tak, a ona już wystarczająco namieszała.
Patrzyłem, jak Aurora oraz grupa kilku mężczyzn i kobiet zbliżają się do siebie.
Czy ona doprawdy nie pomyślała, że to jest dziwne, iż ulice nagle zupełnie się opróżniły?
Nie zauważyła, że coś jest nie tak..?
Zakląłem już po raz kolejny i szybkim krokiem przemieściłem się wśród cieni, aby zajść ją do tyłu.
Zakryłem jej usta dłonią, a ona zaczęła panikować. Zaskoczyłem ją trochę? Może.
- Siedź cicho - powiedziałem. - Nie wrzesz, nie wyrywaj się - dodałem.
Kiwnęła głową. Już była całkowicie opanowana.
To była głupota z powodu braku instynktu samozachowawczego, niewiedzy iż mogą tu być inne istoty nadnaturalne niż my z FY czy zwyczajnej pewności swoich umiejętności. Wolałem w to nie wnikać.
Poczekałem, aż oni przejdą i ją puściłem.
- Nie powinnaś tutaj przychodzić - stwierdziłem prosto z mostu.
- Ciekawe od kogo to słyszę - usłyszałem z jej ust odpowiedź.
- Nieważne - zignorowałem jej ton żądający ode mnie wyjaśnień. - Najlepiej wyjdź stąd zanim coś ci się stanie i zapomnij, że mnie tu widziałaś. Nigdy tutaj też nie byłaś.
Wątpiłem, aby to na nią podziałało, ale przecież musiałem traktować, ją jak normalnego człowieka, a przynajmniej tak się przy niej zachowywać, jakbym ja i ona byli ludźmi. W końcu według niej my się nie znamy.
- Chyba śnisz - zareagowała obruszona. - Masz mi natychmiast wyjaśnić co się tutaj dzieje! Pomyśleć, że znalazłam porządnego chłopca w takim miejscu - nagle jej wzrok przyciągnęła reklamówka. - I co ty niby tam masz?!
- Coś czym nie powinnaś się interesować - odparłem spokojnie.
- Przestań sobie stroić żarty - wyciągnęła po nią rękę. - Pewnie masz tam jakieś narkotyki.
Cofnąłem się kilka kroków w tył unikając odebrania swojej własności.
- I jeszcze broń, która zniszczy świat - wyrwało mi się lekko drwiącym i żartobliwym tonem. - To nie jest dobre miejsce na taką rozmowę - wyjrzałem za róg budynku. - Jeśli nie chcesz ściągnąć całej miejscowej ludności, która zapewniam ciebie, że nie zajmuje się na co dzień podlewaniem kwiatków i innymi czynnościami zwykłych osób to po prostu chodź za mną - poprosiłem. - Powinienem ciebie zostawić tutaj, ale skoro przeszłaś tyle za mną to chodź - westchnąłem. - I tak już się zająłem tym co miałem tutaj zrobić, więc zamierzam stąd iść.
Wykorzystała chwilę mojej nieuwagi, aby odebrać mi reklamówkę.
Westchnąłem po raz kolejny, jak zaczęła przeglądać jej zawartość. Nie jesteśmy w szkole, więc czysto teoretycznie nie powinna rekwirować moich rzeczy.
- Zadowolona? - Zapytałem.
Oddała mi torebkę, a ja do niej zajrzałem.
- Jedyne co tutaj znajdziesz to papiery i karta pamięci - powiedziałem. - Czyli nic za co mogłabyś mnie posądzić o branie narkotyków lub bycie dilerem - nietrudno było się domyśleć co zaczynała myśleć na mój temat.
- Co jest na tej karcie pamięci? - Drążyła temat. - Chciałabym też przejrzeć te dokumenty - dodała.
- Czemu pani zajmuje się czymś, co panią Aurorą nie powinno obchodzić - miałem uprzejmy głos, ale byłem pewien, że jeśli ta dyskusja się przeciągnie to prędzej czy później naprawdę mnie zirytuje. - To są rzeczy prywatne - odparłem. - W świetle prawa nie może pani nic zrobić, aby mi to odebrać.
- I tak się tego dowiem - usłyszałem ciche mruknięcie.
Zignorowałem je, ponieważ nie powinno być zrozumiale dla ludzkich uszu i nic nie odpowiedziałem, ani tym bardziej nie zareagowałem.
- Po prostu chodź - poprosiłem raz jeszcze wyglądając za róg. - Już się pojawili pierwsi mieszkańcy - jęknąłem. - A tak bardzo nie chciałem mieć problemów.
Wątpiłem, aby miała poczucie winy, że mi właśnie utrudniła życie. Raczej pewnie utwierdzała się w przekonaniu, że złapała ucznia szkoły zrywającego się ze szkoły i prowadzącego nielegalną działalność.
Nagle od tyłu zaszedł nas jakiś mężczyzna? Jakim cudem go nie zauważyłem? Miałem nadzieję, że było to dlatego, iż za bardzo pochłonęła mnie rozmowa z nią.
Przystawił do jej szyi broń, a ja zbladłem.
Fantastycznie. Brawo Aurora. Naprawdę musiałaś się tak upierać? Co teraz z tego masz? KŁOPOTY. Tak się kończy niesłuchanie innych. Ciekawe co teraz zamierzałaś zrobić, jednocześnie zachowując pozory normalności, skoro według niej jestem człowiekiem.
- Nie chciałbyś przypadkiem pójść z nami? - Zapytał.
- Nie odmówiłbym takiej propozycji nie do odrzucenia - odparłem spokojnie. - Ale powinniście ją zostawić. Przecież już wam nie ucieknę  - dodałem.
Okey. Teraz musiałem obmyślić plan działania, a w głowie pustka. Nawet nie miałem pojęcia, jaki on mógł mieć motyw, jednak wydawał się zupełnie inny od zwyczajnej ludzkości.
Ubrany był porządnie w długie ciemne ubranie. Nie wykonywał zbędnych ruchów i czuł się całkowicie pewny siebie. Miałem dziwne wrażenie, że miał do tego powód.  Podsumowując: nie byłem przypadkowym celem, który nawinął mu się pod rękę.
- Ręce za siebie - rozkazał.
Posłusznie wykonałem jego polecenie. Aurora również nic na razie nie postanowiła zrobić co było nadnaturalne bądź zwracające uwagę.
Złapał mnie za nadgarstek u lewej ręki i chwilę później prawej. Niestety boleśnie mi je ścisnął, kiedy zakładał mi kajdanki.
Muszę przyznać, że miał trochę siły, ponieważ to bolało.
Skrzywiłem się i jęknąłem, niby z bólu chcąc zachować lepsze pozory.
Chwilę knebel wylądował w moich ustach.
Brawo Aurora. No po prostu lepiej być nie może, a ja jeszcze muszę zgrywać przerażonego i bezsilnego ucznia w takiej sytuacji, a ty pewnie za mną pójdziesz nawet, jeśli ciebie tutaj wypuszczą co uniemożliwia użycie mocy o ile wciąż chcę ciągnąć tę grę. Skoro już zaszedłem tak daleko nie zamierzałem się z tego wycofywać.
Cofnąłem się o krok wciąż mając przerażenie w oczach, a on wymierzył mi mocny cios w tył głowy.
Nie mogłem tego przy niej uniknąć. Jeszcze nie... Odwróciłem jedynie głowę odruchowo po to, aby nie uszkodził mojej twarzy z jego nadludzką siłą.
Zaczynałem już wątpić w to, że on jest człowiekiem z tą siłą. Gorzej... Zaczynałem tracić przytomność. Cios był całkiem mocny.
Ostatnią rzeczą, jaką zobaczyłem było to, jak tracę grunt przed stopami i przede mną pojawia się czarne coś.
... Chyba właśnie... Zostałem uprowadzony i chyba nawet nie wiem za co.... A to są jego plecy i mnie niesie... nie wiadomo gdzie w dodatku.... - Z takimi oto myślami przewróciłem oczami i najzwyczajniej w świecie straciłem przytomność.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz