niedziela, 28 grudnia 2014

(Dzielnica Mroku) od Akatukiego

- Paniczu - mruknęła. - ... Je się pcha w tą stronę.
Zastygłem. Chyba za bardzo skupiłem się na trzymaniu mojej przykrywki kulturalnego ucznia, że zapomniałem o takiej drobnostce.
- Dziękuję - mruknąłem.
Zamierzałem je pociągnąć w swoją stronę, ale w tym samym momencie otworzyły się, a ja odskoczyłem nim moja głowa znalazła się w tych drzwiach. Ktokolwiek tak otwierał powinien na przyszłość uważać, aby kogoś przypadkiem nie zamordować tymi drzwiami. Trochę ostrożności...
Osobą tą była dyrektorka. Oooj... Chyba gorzej, by było gdyby tutaj weszła pani od biologii, ponieważ by zaczęła się wydzierać niekontrolowanie na mój widok.
- Oh! - Zastanawiało mnie co ją bardziej przeraziło. To, że właśnie przypadkowo nie popełniła próby morderstwa jednego z uczniów, czy to, że jej się nie udało mnie zamordować i myśl, że będzie musiała się ze mną użerać. - O boże, a ten co tu robi?!
Zbladłem. Chyba, jednak to był ten drugi powód. Eeej... Chciałem jeszcze dłużej mieć wizerunek kulturalnego ucznia w oczach Aurory. Przynajmniej dopóki nie zorientuje się kim naprawdę jestem i że mieliśmy okazję na siebie trafić w przeszłości.
- Pomaga mi - uśmiechnęła się. - Muszę go pochwalić, bardzo uczynny chłopiec.
Spojrzenie dyrektorki nie wyraziło przerażenia. Miała po prostu minę, jakby za chwilę miał się skończyć świat tylko dlatego, że zrobiłem coś charytatywnie i nie skończyło się to kolejną katastrofą w szkole. - Oby takich więcej było w tej szkole...
- W... w... Więcej..? - Wytrzeszczyła oczy. Chyba sobie to właśnie wyobraziła. Zaczęła się słaniać na nogach. - Więcej... - Mruknęła i po chwili leżała już na ziemi.
Dokumenty na nasze nieszczęście rozleciały się we wszystkie strony. Nie wątpiłem w to, że ktoś będzie musiał je pozbierać. Mi to, by nie przeszkadzało, gdybym stracił drugą lekcję na ich zbieraniu, ale zostając tutaj narażałbym "przykrywkę".
- P-proszę pani? - Spytała zza biurka. Podbiegła do niej. - Halo, słyszy mnie pani? - Zaczęła nią lekko potrząsać.
- Młodzieńcze! - Ups... Nie mówicie mi, że się zorientowała... - Po higienistkę, szybko!
Kiwnąłem głową i już mnie sekundę później nie było w gabinecie.
Na zewnątrz odetchnąłem z ulgą.
- Więcej... - Usłyszałem mruk zza drzwi. - ... tak, aby było więcej takich uczniów...
Tak. Dyrektorka chyba miała w głowie, jakąś straszną wizję ze mną w roli głównej. Nie sądziłem, że aż tak na nią wpływam.
W każdym razie wygląda na to, że Auroś się nie zorientowała kim jestem.
Spokojnym krokiem ruszyłem w stronę gabinetu lekarskiego. To pojawienie dyrektorki naprawdę mnie uratowało.
Zapukałem do drzwi.
- Proszę - usłyszałem głos Alice.
Alice - szkolna pielęgniarka, która była dosyć młodą 21-letnią kobietą, która starała się żyć pełnią życie. Nie do końca obchodziły ją decyzje zarówno grona pedagogicznego, jak i dyrekcji przez to nie miała zbyt dużego poważania u większości, ale za to wszyscy uczniowie wprost ją uwielbiali. Nawet mi parę razy pomogła narażając się tym samym na problemy, ale kiedy pytałem ją o powód to tłumaczyła się, że sama dużo lepsza ode mnie nie była.
Trochę trudno mi sobie wyobrazić ją, jak wysyła na przymusowe zwolnienia lekarskie nauczycieli, dlatego nie brałem tego do końca na poważnie, ale i tak czas poświęcony na rozmowę z nią nigdy nie był czasem straconym.
- Ooo... Akki. Co tym razem zrobiłeś? - Zainteresowała się.
- Nic - odparłem.
- Gdybym ciebie nie znała to bym ci uwierzyła - odparła z uśmiechem. - A teraz mów mi kto będzie twoim kolejnym pacjentem.
- Dyrektorka - odparłem.
Zagwizdała z wrażenia. Pielęgniarki powinny to robić?
- To będziesz miał kłopoty - stwierdziła.
- Ale ja naprawdę nic nie zrobiłem - zaprotestowałem z uśmiechem. - Po prostu wyobraziła sobie coś co wstrząsnęło nią w takim stopniu, że chwilę później leżała już na podłodze.
- I nic jej nie dosypałeś do porannej, prawda? - Upewniła się.
- Nawet ja nie mam takiego talentu, aby wejść i wyjść niezauważonym przez sekretariat do gabinetu dyrektorki.
- Ale nie zaprzeczyłeś, że nie byłbyś w stanie zdobyć odpowiednich substancji, aby ją doprowadzić do takiego stanu - uśmiechnęła się z satysfakcją, jakby odkryła Amerykę.
- A czy nie wydaje się być to logicznym, że normalny uczeń nie posiada dostępu do takich rzeczy? - Uniosłem brwi. - Chcesz dalej bawić się w panią detektyw, czy pójdziemy do pani dyrektor?
- Zabawa w panią detektyw nie jest taka zła - zaprotestowała.
- To może niech pani detektyw powie mi, gdzie zniknęło wczoraj 10 pączków ze stołówki, ponieważ ja o to zostałem obwiniony, a nie mam z tym nic wspólnego.
- Eeee.... - Na jej twarzy pojawił się cień uśmiechu. - Ja też nie mam o tym zielonego pojęcia.
- O tym pudełku, które wystaje z kosza pani też nie ma pojęcia? - Wskazałam za siebie.
- Może już pójdziemy do pani dyrektorki? - Zaproponowała nagle ochoczo.
- Nie ma problemu - odparłem.
Wyszliśmy z jej gabinetu, a ona następnie zamknęła go na klucz.
Ruszyliśmy powoli w stronę pomieszczenia w którym przebywała nieprzytomna dyrektorka wraz z Aurorą.
- A właśnie... W końcu nie powiedziałeś mi, jak ona zemdlała - zorientowała się. - Co sobie wyobraziła?
- Nowa pani pedagog powiedziała jej, że chciałaby, aby było więcej uczniów takich, jak ja - parsknęła śmiechem słysząc to.
- Nie dziwię się jej reakcji - stwierdziła.
Stanęliśmy pod drzwiami.
- A właśnie... - Ściszyłem głos. - Chcę zrobić niespodziankę pani pedagog, więc jeśli mogłabyś uniknąć mówienia mojego imienia i kim jestem to byłbym wdzięczny - poprosiłem.
- Jesteś tutaj niczym lokalna sława szkolna - stwierdziła równie cicho. - Niedługo i tak się o tym dowie, ale jak chcesz to nic nie powiem.
- Dzięki - odparłem otwierając jej drzwi.
- Nie ma sprawy - odparła już głośniej.
Co prawda grono pedagogiczne mnie w większości nienawidziło lub się bało wraz z dyrektorką i sekretarką. Za to pracownicy szkoły zza wyjątkiem sprzątaczek (które najwyraźniej się nie zrealizowały w życiu i się wyżywały na wszystkich innych) oraz trzech z czterech woźnych mnie uwielbiali. Podobnie, jak uczniowie. Nigdy nie mogli się ze mną nudzić.
- To chyba już nie jestem tutaj potrzebny - oceniłem.
Alice nie powstrzymała szerokiego uśmiechu. Czasami zastanawiało mnie kto tu jest większym dzieckiem. Ja czy ona.
Usunąłem się jej z drogi i odwróciłem się, aby przejść się korytarzem. Właśnie miał być za chwilę dzwonek na przerwę.
Hmm... Następną mamy biologię. To chyba jednak poświęcę kolejną godzinę na mały odpoczynek na dachu.
Historia jest już ciekawszą lekcją i na nią chyba się udam. Oczywiście o ile nie będę miał ciekawszych zajęć.
Moje kroki skierowały się w stronę schodów, którymi dotarłem na czwarte piętro. Najwyższą kondygnację szkoły dostępną dla uczniów, była też pięta (strych) oraz szkolny dach.
O ile ta piąta była niedostępna dla uczniów o tyle o tej szóstej nikt nie wiedział. Nawet większość nauczycieli. Dla nich drzwi ze schodami na dach były kolejnymi drzwiami jakiegoś schowka lub innego zbędnego pomieszczenia, a ja korzystałem z tego, że ich to nie obchodziło.
Miałem idealne miejsce, żeby odpocząć i uniknąć pościgu jakiegoś znerwicowanego belfra.
W moich rękach pojawił się kluczyk od tych drzwi (och, proszę nie pytajcie skąd go mam, przecież to ja, dla mnie istnieje coś takiego, jak zamek nie do otworzenia :3 ).
Moim oczom ukazała się ogromna praktycznie pusta przestrzeń.
Był tylko jeden problem. Chłód. Była zima, a ja byłem jedynie w mundurku (za jakie grzechy szkoła miała coś takiego), a moja kurtka została na samym dole w szatni i nie, nie chciało mi się iść przez te schody po nią.
Wzdrygnąłem się z zimna. Kurde. Zima, a ja jestem taki mądry, że wychodzę na zewnątrz odpowiednio nieubrany. Jeszcze dzisiaj będę musiał zajrzeć do Rin... W sumie to straciłem już nadzieję od wyciągnięcia jej sprzed laptopa. Ona żyła już w innym świecie. To był wyższy poziom niż maksymalne zbadane przez człowieka uzależnienia. Mogło nie jeść, nie pić, nie spać, nawet umierać, ale i tak nie chciała go zostawić.
W sumie... Dlaczego ja musiałem się z tym użerać? Niech Aoime się tym zajmie. W końcu ona jest Alfą.
Z tą oto genialną myślą (co za skromność z mojej strony xd) wyciągnąłem telefon i wstukałem wiadomość:
"Wpadnij dzisiaj do Rin, wyczerpała limit internetu i pociągnęła z mojego konta"
Taka oto piękna wiadomość wysłałem do Aoime.
Już chwilkę później dostałem od niej odpowiedź.
"Pocałuj mnie gdzieś"
Widocznie nie była zadowolona z pobudki, Ao to miała dobrze, spała sobie do której chciała.
Uśmiechnąłem się i odpisałem jej:
"Okej"
Niecałe 5 sekund później dostałem odpowiedź.
"Jesteś idiotą"
Aoś była doprawdy zabawna.
"To co z tym pocałunkiem?"
Tym razem odpowiedź była natychmiastowa.
"Pieprz się"
Pisanie do niej naprawdę poprawiało mi humor. Dziewczyna naprawdę była wyszczekana.
Spojrzałem na ławkę, którą niedawno przytargałem i postawiłem przy ogromnym ogrodzeniu, które zabezpieczało przed upadkiem (normalny człowiek nawet nie dałby rady przez to przeskoczyć).
Usiadłem i westchnąłem.
Niee... Jednak tutaj było naprawdę zimno. O tyle dobrze, że część dachu na której byłem została wcześniej zadaszona ( co za logika... "zadaszony dach"), ale poza nim nie było już tak sucho i przyjemnie.
Wróciłem do środka. Pragnienie ogrzania się ostatecznie wygrało nad pragnieniem spokoju.
Chuchnąłem na swoje ręce. Byłem tylko zaledwie chwilę na zewnątrz, a były już całe czerwone.
Zrezygnowany i niezadowolony swoim brakiem relaksu zszedłem na dół szkoły po kurtkę.
Z łatwością ominąłem stanowisko szatniarki, która miała nas powstrzymać przed opuszczaniem szkoły podczas lekcji oraz pokonałem całą drogę do mojej kurtki bez przeszkody. Żaden zamek nie był w stanie mnie powstrzymać, więc nie było to takie trudne.
Kilka sekund później miałem kurtkę już w swoich rękach.
Spojrzałem na zegarek.
W sumie... Było jedno miejsce w które powinienem się udać, ale to za chwilę.
Pokręciłem się dobrą chwilę po szkole (musiałem poczekać, aż moje ciało dojdzie do stanu w którym przestanę odczuwać lekki szok termiczny - jednak jestem idiotą wychodząc na dach bez odpowiedniego ubrania w środku zimy).
Ta dobra chwila przeciągnęła się do pół godziny, a potem wyszedłem mniej znanym wyjściem, które zapewne służyło jedynie do ewakuacji.
Obejrzałem się za siebie na szkołę.
Dziwne. Miałem wrażenie, jakbym czuł na sobie czyiś wzrok.
Zresztą nieważne. Powinienem się pospieszyć. Odwróciłem się od szkoły i ruszyłem w stronę mniej przyjemnej dzielnicy.
"Mniej przyjemnej" było w sumie dosyć łagodnym określeniem, ponieważ żaden normalny człowiek, a tym bardziej uczeń, by się tutaj nie zapuścił nieważne, jak bardzo byłby zdesperowany.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz