poniedziałek, 29 grudnia 2014

(Dzielnica Mroku) Od Aurory

Życie, życie, jest nowelon.. raz mdleje ci dyrektorka, a raz.. co tam jeszcze się stało? Na pewno jest coś, co by można tu wstawić do rymu, ale dość trudno układa się wiersze, gdy z potem na czole wachlujesz nieprzytomną dyrektorkę. Nie ma co, praca jest naprawdę ekscytująca.
- Proszę pani, słyszy mnie pani? - nagle zaczęła otwierać oczy - Czy pani mnie słyszy?
- Naturalnie! Drzesz się tak głośno, że trup by usłyszał! - zerwała się tak nieudolnie, że uderzyła mnie ręką w twarz, a sama zachwiała się i rąbnęła na podłogę, oczywiście znowu tracąc przytomność. Rewelacyjnie, rewelacyjnie.
Masując obolały nos, wstałam i zaczęłam się rozglądać za pielęgniarką. Dzwonek już zadzwonił i na korytarzu zgromadził się tłum gapiów, w końcu nie codziennie można zobaczyć dyrektorkę rozłożoną na szkolnym wybiegu, jak krowi placek na łące. Kilku nawet wyciągnęło telefony i chciało zrobić zdjęcie, ale osobiście wszystkie je skonfiskowałam. Mina tych wstrętnych bachorów wynagrodziła mi całe ryzyko zawodowe..
- Halo, przepuśćcie mnie.. - ktoś nagle zaczął się przepychać w tłumie i po chwili ujrzałam młodą kobietę w szpitalnym fartuszku - Dobra! - krzyknęła, a wszyscy umilkli - Cicho być, bo będę wypełniała obowiązki szkolnej pielęgniarki i muszę się skupić! - uniosłam brew, mam nadzieję, że kiedy już wreszcie je wypełni, to zrobi to lepiej niż sprzątaczki - Co się stało? - nie powiem żeby nie budziła sympatii, w dodatku wyglądała na osobę bardzo oddaną swojej pracy, ale czy musi się tak drzeć?
- Pani dyrektor zemdlała z niewiadomych przyczyn. Następnie obudziła się, wstała i upadła ponownie, dość mocno uderzając się w głowę. - w czasie, gdy nasza bohaterka wkraczała do działania wraz ze swoją apteczką, ja zaczęłam się rozglądać  za miłym chłopcem sprzed paru chwil. Czyżby miał już dość naszego towarzystwa i się zmył? Nie wyglądało to tak, jakby darzyli się oddaną miłością z dyrektorką, więc może uciekł. Niemniej mam nadzieję, że przyjdzie mi jeszcze tego młodzieńca kiedyś zobaczyć. Miał taki przyjemny uśmiech.
- Wygląda na to, że sprawa jest poważna.. - kobieta nachyliła się nad nieprzytomną, a cały krąg zdawał się pochylać za nią. Zaskakujące, jak za pomocą kilku wykrzykników można zaintrygować młodzież. - ..czy ktoś tu z obecnych mógłby zadzwonić po pogotowie? - zdawało mi się, że nikt nie wyciągnie komórki aby pomóc pedagogowi, ale nagle podniósł się hałas i wszyscy wyciągnęli swoje telefony przed siebie (no, z wyjątkiem tych, które skonfiskowałam), a kobieta wybrała jedną w miarę przyzwoitą i ogarniętą osobę.
Później przybyli ludzie w pomarańczowych ciuchach, wpakowali panią mdlejącą na nosze i wyszli. Tłum się rozszedł, żywo korespondując, a pielęgniarka zniknęła. Ogólnie zostałam sama i czułam taką dziwną pustkę. Ciekawe, czy takie sytuacje zdarzają się w życiu pedagoga szkolnego codziennie, czy to tylko jedna z tych nielicznych, interesujących sytuacji.
Wróciłam więc do mojego biura i dalej przeglądałam formularze. Na cholerę tyle ich było? Połowa dotyczyła tego samego, ubrane było tylko w inne słówka, z których i tak nic nie wynikało. Po pewnym czasie porzuciłam więc stosy i wyciągnęłam komórkę, którą skombinował mi Phatuś. Właśnie.. Phatuś. Miałam tego dnia udać się do biblioteki po pewną książkę. Co za dziwy, że o tym zapomniałam. Przedwczoraj wywiązała się między nami dość ciekawa dyskusja o tym, czy jest on zadowolony z naszego pożycia erotycznego (tak, Aurora musi mieć pewność *^*) i wyszło na to, że mój chłopak jest, a ja tak średnio. Nie dlatego, że mnie nie zaspokaja, ale że przez te jego ciągłe deprechy rzadko to robimy. Stwierdziłam zatem, że muszę iść wypożyczyć Kamasutrę i znaleźć coś fajnego, jak już go do łóżka zaciągnę. Za pół godziny kończę pracę, więc wyskoczę do publicznej. Do tego czasu Phantom musi wytrzymać beze mnie.
Tak więc mają już w ręku wcześniej wspomnianą komórkę, zaczęłam przeglądać sobie na niej internet. Nie byłam obeznana w tych sprawach, ale puki napisy były po naszym języku, to potrafiłam się po nim poruszać. Przy okazji weszłam na jakąś stronę z grami i pobrałam coś, co wyglądało dość obiecująco. Pograłam trochę, ale ni mnie nie wciągnęło ni znudziło. W każdym razie zabiłam jakoś te pół godziny, a potem wstałam, ubrałam się i ruszyłam do wyjścia. Gdy przechodziłam nieopodal budki sprzątaczek, dostrzegłam dwóch woźnych, siedzących i śmiejących się na schodach. Byli dość młodzi, nawet nie czterdzieści lat im stuknęło, a przynajmniej tak wyglądali. Rzuciłam więc w ich stronę zwyczajne "Dzień dobry", a ci poderwali się na nogi i z czerwonymi twarzami odburknęli mi to samo. Miny takie jak u dzieci, kiedy złapie się je na przeglądaniu pornoli. Zaskakujące, ciekawe o co chodzi. Śpieszyło mi się jednak do biblioteki.
Już miałam w spokoju opuścić pracę, gdy zobaczyłam mojego nowego znajomego, tego ucznia przez którego zemdlała dyrektorka. Było już dawno po dzwonku, a on jakby nigdy nic po prostu szedł sobie korytarzem, pisząc coś na komórce. Wyszedł ze szkoły nie zauważając mnie. Nie byłam pewna w której on jest klasie, ale przecież nikt nie kończył dzisiaj szkoły po 5 lekcji. Więc, gnana poczuciem misji, po prostu spokojnie ruszyłam za nim. Swoje drobne kroczki skierował do dość zatęchłej, śmierdzącej rybami dzielnicy. Szedł pewnie, mimo że wielokrotnie przyszło nam mijać dość gburowato wyglądających typów, u niektórych zauważyłam nawet broń. To jest legalne? No nie ważne, w każdym razie zaczęło mnie zastanawiać, co taki uroczy młodzieniec robi w takim miejscu, zwłaszcza gdy lekcje jeszcze trwają. Miałam nadzieję, że nie wpakował się w jakieś tarapaty: narkotyki, alkohol i te sprawy.. albo, że nie jest dilerem.
Tak sobie właśnie spokojnie rozmyślałam, nie wadząc nikomu, gdy zaczepił mnie jakiś paskudnie umięśniony mężczyzna. Nie żebym nie lubiła umięśnionych ciał, ale to już była przesada: łapska wielkie, ryj strzaskany, kurtka niedopięta. Kto to widział aby z odsłoniętym bebechem na miasto się zapuszczać.
- Co tu taka porządna kobitka robi sama, hm? - z tym wydechem na mankiet mojej koszuli poleciało kilka smarków. Postanowiłam to uprzejmie zignorować. - Nie boisz się.. - szturchnął mnie i ubrudził mi tył białego żakietu. Jeszcze chwila i mu te łapy i nochal odetnę - ..że ktoś może cię porwać, czy coś?
- A skąd. - odparłam spokojnie - Dlaczego ktoś miałby mnie uprowadzić? Ptaszki śpiewają, słoneczko świeci, wszystko takie ładne, tacy przystojni panowie się tutaj kręcą.. - zaczęłam szczebiotać - ..jakże by to się mogło stać, że ktokolwiek mógłby mnie porwać, żartuje pan. Ależ pan jest dowcipny. - zachichotałam i machnęłam ręką w jego stronę.
- Dowcipny powiadasz.. - objął mnie w pasie i przyciągnął dość niebezpiecznie blisko swojego nosa, z którego co jakiś czas nadchodziły niepokojące wyziewy, którym to towarzyszyły smarki - ..jak chcesz to możemy to sprawdzić. - ha, ha, jakiż zabawny, gra słów, tak?
- Nie, nie. - odsunęłam się trochę od niego i próbowałam poluźnić jego uchwyt na moich biodrach, ale bez skutku - Myślę, że uwierzę panu na słowo. - puściłam mu oczko.
- Hmm, ja bym jednak wolał praktykę. - poddałam się. Doskonale zauważyłam, że nikt nie chce przyjść mi z pomocą, a to oznacza, że wszystkich tutaj naprawdę nie interesuje co stanie się z damą. Zatem nie powinno ich zainteresować, co stanie się z takim cuchnącym gburem jak on. Stanęłam więc na palcach aby zajrzeć mu w oczy i zmodyfikować jego wspomnienia. Był porywaczem, gwałcicielem, mordercą. Nie mogłam zatem mieć żadnych wyrzutów sumienia. W chwilę po tym już latał po ulicy gdacząc i siadając na wszystkich okrągłych kształtach, jakie jego tłusty tyłek znalazł.
Dumna z tego, że mój twór zwrócił uwagę prawie całej ulicy, zaczęłam oceniać straty. Moja godność nie ucierpiała, ale żakiet i koszula owszem. Nie dość, że zaczynało ode mnie capić, to jeszcze gdzieniegdzie były wydzieliny z nosa. Trudno, później uratuję sytuację. Teraz musiałam dogonić ucznia, a on gdzieś przepadł. O ja biedna..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz