sobota, 27 grudnia 2014

(Dzielnica Mroku) Od Aurory

Tego dnia wstałam bardzo pewna siebie... to znaczy obudziłam się bardzo pewna siebie, bo nie wstałam tak sama z siebie. Dopiero kiedy zobaczyłam która jest godzina, moja twarz przybrała bardzo niezamierzony wyraz, ale nie dbając o takie pierdoły, po prostu ubrałam się i pognałam prosto do pracy. Szczęście, że jakimś cudem złapałam doń autobus. Dopiero w środku dowiedziałam się, że we wtorki mam do pracy dopiero na dziesiątą, nie na ósmą. Słodziutko.
Miałam przynajmniej czas aby zadomowić się w moim biurze. Sprzątaczki podobno, z dużym naciskiem na słowo "podobno", miały je wysprzątać do mojego przyjścia. A w każdym razie, gdzieś tam hen, hen daleko, słyszano opowieści, że widziano je nieopodal drzwi. W każdym razie naszły mnie poważne wątpliwości czy weń wstąpiły. A z chwilą gdy otworzyłam szafki i zobaczyłam wyskakującą mysz, już wiedziałam, że muszę poważnie porozmawiać z dyrektorką. Niech te babska po zawodówce nie lekceważą... osoby, która nie zdobyła w sumie żadnego wykształcenia.. no dobra, nie było poprzedniego zdania. Po prostu je opieprzę z powodu brudu.
Gdy skończyłam szorowanie, było coś koło 9.30, czyli nadal miałam czas do oficjalnego otwarcia mojej małej przychodni. Więc zmęczona odniosłam wiadro pod przybudówkę, w której to mieściła się ta przeklęta sitwa nierobów, po czym, z wojowniczym nastrojem, ruszyłam do dyrektorki na skargę. Jednak gdy tylko dostałam się do środka, szefowa aż pisnęła na mój widok.
- Auroro, moja droga! - rzekła, a sekretarka rzuciła mi przelotne spojrzenie - Ty to normalnie masz zdolności telepatyczne, mówię ci! - ruszyła do swojego pokoju po czym wróciła z prawdziwą wieżą Eiffla, tylko że z papierowych kartek - To są papiery, które powinnaś przejrzeć. Regulaminy, formularze, uzgodnienia.. - zaczęła w szybkim tempie wymieniać mi moją robotę na kolejne kilkanaście dni. - Oczywiście mam nadzieję, że poradzisz sobie z tym do 10, prawda? - rzekła spoglądając na zegarek - Bo potem mogą przyjść dzieciaki. - spojrzałam na nią z niedowierzaniem, oszalała czy co? - No, już! - bez ostrzeżenia wcisnęła mi w ręce ten stos - Życzę ci powodzenia w nowej pracy!
Na początku myślałam o tym, jak ja przeczytam te regulaminy, formularze, uzgodnienia, blabla etc. do 10, ale już po chwili zorientowałam się, że nie to jest moim problemem. Sama wędrówka z tymi papierzyskami była czymś koszmarnym. Zwłaszcza w czasie przerwy, gdy dzieciaki biegają w te i we wte, jakby chciały wręcz utrudnić mi celowo pracę i zmusić, abym się wywróciła. A to wstrętna młodzież..
Było już kilka minut po dzwonku, kiedy wpadłam na jakiegoś młodzieńca. Nie widziałam jego twarzy, ale chyba był bardzo uprzejmym chłopcem, bo wziął ode mnie ponad połowę tych wstrętnych papierów. Oooo...! Świat wyglądał tak pięknie!
- Do gabinetu pedagogicznego. - uśmiechnęłam się, miło, że w szkole są i takie osoby. - Jeszcze się nie orientuję co i jak w tym budynku.. - rozejrzałam się, jak miło widzieć coś poza białym stosem.
- Nie dostałaś mapy? - chłopiec okazał się dość przyjemnym z fenotypu osobnikiem, bujne włosy, jasne oczy.. przyjemna osóbka.
- Ciekawe jak mam jej teraz użyć.. - owszem, dostałam tą dziwaczną karteczkę. Oczywiście nie potrafiłam z niej korzystać nawet gdy nie miałam nic w rękach. To była jakaś parodia prawdziwej mapy! Chciałam dojść do przybudówki sprzątaczek, a trafiłam do jakiegoś ślepego zaułku niedaleko toalet. W końcu sama ją znalazłam. Ale lepiej żeby uczeń nie wiedział o tym, że pedagog to taka sierota..
- Chyba nie mam wyboru.. - mruknął zrezygnowany, jeszcze bardziej go lubię. Przynajmniej robi i nie zadaje niepotrzebnych pytań.
Doszliśmy do mojego biura i cudem dostaliśmy się do środka. Drzwi zacinały się i trudno było je otworzyć nawet wtedy, gdy miało się wolne i sprawne ręce. Z papierami to było niemal niemożliwe. Na szczęście akurat nieopodal przechodził woźny i nam pomógł. Kolejny miły człowiek~! Chyba tylko sprzątaczki są tutaj jakieś upośledzone.
- Dziękuję, młody człowieku. - rzekłam gdy wszystko wylądowało na stole.
- Nie ma problemu. - rzucił z obojętną miną i rozejrzał się po gabinecie, jakby chciał powiedzieć "brudno tu jak zwykle".
- A tak w sumie.. - zainteresowałam się - ..co robisz na korytarzu po dzwonku..? - uniosłam brew, a chłopiec spojrzał na mnie dziwnie.
- No... - rzekł - ..właśnie grzecznie zmierzałem w kierunku klasy, tak jak wszyscy... gdy spojrzałem w przeciwną stronę i ujrzałem niewiastę w wielkiej potrzebie.. - uśmiechnął się - ..no więc jako prawowity obywatel poczułem się w obowiązku dopomóc..
- Kosztem lekcji, hm? - nadal się uśmiechałam - Chcesz tam wrócić..? - zrobił skwaśniałą minę. - Tak myślałam. Myślę zatem, że znajdę ci inne, trochę ciekawsze zajęcie, a w zamian za to usprawiedliwię ci tą nieobecność. Co ty na to?
- A jakież to zajęcie? - chyba go zainteresowałam. - Sprzątanie?
- Nie.. w sumie to zajęcie porządkowe, ale myślę, że nie będzie takie złe. Chodzi o poukładanie segregatorów i książek na półkach. - wskazałam kciukiem za siebie, na mały regalik - Musiałam tu posprzątać i ściągnąć je. A teraz mam sporo roboty i muszę się zająć wieżą, z którą tu przybyliśmy. Natomiast nie chcę aby ktoś się zabił o te stosy. - spojrzałam na książki - Wytrzyj je i poukładaj, a resztę możesz przesiedzieć bezczynnie. Piszesz się?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz