Wiatrak chodził na pełnych obrotach, ale i tak było gorąco. Jednym ruchem uwolniłam czekoladowego rożka z okowów kolorowej folii i od razu wpakowałam go do ust, mrucząc z zadowoleniem gdy poczułam przyjemne ukojenie. Poczułam jednak, że waniliowe lody ściekają mi po twarzy, więc byłam zmuszona go wyjąć i obetrzeć sobie usta. Z wielkim żalem żegnałam lody, które wsiąknęły w materiał.
- Ejejeeje! - usłyszałam nagle kobiecy głos za mną, od którego wszystkie włosy stanęły mi dęba, nawet te bardzo długie - Czy ty już nie powinnaś iść do pracy?
- Jeszcze czterdzieści minut. - zwróciłam jej uwagę, spoglądając w róg ekranu - Do tego czasu zdążę wbić ten lvl'el. - usłyszałam trzask za sobą. - No co?
- Weź ty się chociaż ubierz, zamiast grać w te głupie gry. - krzyknęła Selene, tracąc już do mnie wszelką cierpliwość - Masz już 20 lat, jesteś dorosła, czemu nie zaczniesz się tak zachowywać?!
- To, że jestem dorosła, nie oznacza, że muszę zachowywać się jak osoba z kołkiem w dupie. - usłyszałam wściekły wrzask - Poza tym nie prosiłam cię o to, abyś tu przychodziła. Przez ciebie sąsiedzi myślą, że jestem lesbijką. No i wyżerasz mi cały asortyment z lodówki. - ugryzłam wafelek.
- Przecież to ja ci gotuję obiady! - krzyknęła - Nie dość, że cię pilnuję, to jeszcze mi się tak odpłacasz?! Kiedy ja się wykazałam tak ogromną ignorancją w stosunku do ciebie, co?
- Mam wymieniać..? - odwróciłam się do niej lekko, a potem ponownie przeniosłam swój wzrok na monitor. Nie mogłam przestać hillować swoich towarzyszy, bo by mi się oberwało. - Choćby wtedy, gdy wysłałaś mnie po kolczyki do Uroborosa, ignorowałaś moją sytuację w jaszczurolandii, albo dopuściłaś do zabójstwa Phantoma... - przy tym ostatnim ściszyłam głos, a Selene drgnęła niespokojnie. Widziałam dokładnie w odbiciu szyby, jak nagle jej wzrok staje się mniej pewny siebie, jakby zwłaszcza ten ostatni przykład przyprawił ją o dreszcze.
- Jaszczurolandia..? - zaśmiała się niezręcznie - Cóż za nazwa.. ten.. - próbowała się wymigać - ..ale ty masz wyobraźnię.. może ja zrobię ci śniadanie do pracy..? - szybko zniknęła za drzwiami, prowadzącymi do korytarza.
Zamyśliłam się, lekko przybita. Nie rozumiałam powodu jej obecności. Selene zawsze mnie zbywała i wykorzystywała, toteż dziwne, że nagle wykazała inicjatywę do zamieszkania ze śmiertelniczką. Czyżby jej pałac się znudził? Nie, to coś innego. Coś się zmieniło w jej sposobie rozumowania. Jakby czegoś się obawiała.
- Idioto, co ty robisz..? - warknęłam do komputera - Nie używaj ulti na boty, przecież to bez sensu! - zmarszczyłam czoło, nie ma to jak grać z amatorami.
- Śniadanko zrobione~! - dobiegł mnie wesoły głos z kuchni - I naprawdę powinnaś już wychodzić.. - spojrzałam na zegarek. Faktycznie, chyba najwyższa pora się zbierać.
Pożegnałam się ze wszystkimi, wstałam, ubrałam się, zaplotłam warkocza z moich białych włosów i wyszłam na miasto, razem z moim czarnym parasolem. Świeciło słońce i było gorąco, no ale przecież wiadomo, że w takie dni burze lubią zjawiać się bez kulturalnego przywitania. Poza tym po prostu go lubiłam. To był ten rodzaj więzi, jaką darzą się współczesne pary nastolatków: niby się lubią i tolerują, ale tak jakoś nie są ze sobą szczególnie blisko. No z tą różnicą, że oczywiście ja nie wykorzystywałam mojego parasola w sprośnych celach. Z resztą.. nie ważne.
Gdy byłam jakoś tak przy granicy naszej dzielnicy, dogoniła mnie Selene. Zziajana i zdyszana zatrzymała się obok mnie, a ja obrzuciłam ją obojętnym wzrokiem i ruszyłam w kierunku przystanku autobusowego.
- Czekaj! - wysapała - Czekaj, Aurośu, poczekaj! To już nie ta młodość.. - obrzuciłam krytycznym spojrzeniem jej zakonserwowane ciało dwudziestoletniej dziewczyny - ...o ludzie, jeszcze tysiąc lat i naprawdę się rozsypie. Czuję to w kościach.
- Świetnie. - uśmiechnęłam się lekko - Chcę przy tym być. - dziewczyna rzuciła mi zirytowane spojrzenie. Gdyby powiedziała to jeszcze rok temu, zdrowo by mi się od niej oberwało, ale teraz wydawała się znosić wszystko z zaciśniętymi zębami. Nie powiem, odpowiadało mi to. Mój prywatny niewolnik. Hehe. Tylko jej płeć mi średnio odpowiadała. - Ej! - rzekłam głośno, tak, by między swoimi głośnymi wziewami wyraźnie mnie usłyszała. - Skoro jesteś boginią, to możesz stać się bogiem?
- To tak nie działa.. - naburmuszyła się - ..i co ty sobie wyobrażasz? - wyszczerzyłam się i machnęłam na nią ręką. - Muszę iść po gazetę.
- Po to mnie zatrzymujesz? - spytałam rozczarowana - Gazetę możesz kupić sobie ot tak.
- Ale to jest po drodze.. myślałam, że miło będzie, jak pójdziemy razem.. - wzruszyłam ramionami i ruszyłam przed siebie, ignorując jej lamenty. Nie była złą osobą. Była po prostu... nieogarnięta. Jak ja kiedyś.
Przemierzałyśmy razem kolejne ulice, po drodze minęło nas paru uczniów, którzy radośnie mnie pozdrowili. Większość ludzi na ulicy również mi kiwała i uśmiechała się do mnie, niemal każdy zdawał się być życzliwy, jakby ktoś ich zaczarował. Selene przyglądała się temu nadzwyczaj krytycznie, aż w końcu wypaliła.
- Za takie nadużywanie swojej mocy zmieniania wspomnień... - burknęła - ..możesz trafić do Tartaru.
- Nie zmieniam ich wspomnień. - sprostowałam - Zmieniam myśli i odczucia przypisane poszczególnym wydarzeniom. Sprawiam, że obleśni pijacy stają się porządnymi ludźmi, buntowniczy uczniowie kujonami, a panie lekkich obyczajów zatrudniają się jako kelnerki. Zaszczepiam pragnienia w najmniej znaczących momentach, nie ingerując bezpośrednio w ich jestestwo ani historię.
- Bzdura. - spochmurniała - Marzenia, które im podkładasz, nie należą do części ich życia. Prostytutka nigdy nie chciała zostać kelnerką, pijakowi nie zależało na byciu porządnym człowiekiem. Ich poprawa nie pochodzi z nich samych, a więc jest nic nie warta.
- Są szczęśliwi i zadowoleni.- spojrzałam na nią poirytowana - A ty się jeszcze czepiasz. W przeciwieństwie do mnie, nic nie robisz dla nikogo. Nie jesteś nawet planetą. Na nocnym niebie potrafisz tylko odbijać blask Słońca. Są dni, gdy wcale cię tam nie ma. - wywaliła język na całą długość.
- Uderzyłam w twój czuły punkt - trafnie zauważyła - ..więc puszczę twoje uwagi mimo uszu.- warknęłam i stanęłam przy niebieskim znaku z czarnym autobusem - Poza tym przyzwyczajasz się do wygodnego życia i masz problem, gdy przychodzi zmierzyć się z ludźmi, na których twoje moce nie działają. - uśmiechnęła się podle - Dzisiaj idziesz do swoich uczniów "specjalnej troski", czyż nie? - spojrzałam na nią i zmarszczyłam nos gniewnie, nie musiała mi przypominać.
- Tak, zdecydowanie są specjalnej troski. - uniosłam dumnie głowę i odgarnęłam warkocz na plecy - Ale i tak sobie poradzę. Nie ma rzeczy niemożliwych.
- Powodzenia! - wyszczerzyła się perfidnie i ruszyła w podskokach do kiosku - Może będę cię obserwowała! - odprowadziłam ją chłodnym spojrzeniem. Jeszcze mnie będzie prześladować, menda jedna.
Wsiadłam do zatłoczonego autobusu i skasowałam bilet do dzielnicy centralnej. Na szczęście do pracy chodziłam na takie niestandardowe godziny, że w środku nie było tłoczno i trafiło mi się miejsce siedzące. Ignorując charakterystyczny zapach pojazdu, usiadłam i wtopiłam się w szorstkie siedzenie. Dzisiaj czeka mnie ciężki dzień, bo spotkam się z paroma uczniami, z którymi nigdy nie zamieniłam ani słowa, a także odwiedzę chłopca, którego co prawda znałam, ale nie pokazał się w naszym liceum od pół roku. Pamiętam naszą ostatnią rozmowę, w czasie której obiecał mi pomoc odnośnie znalezienia mordercy mojego kochanka. Potem jednak przepadł bez śladu. Jak tak sięgnąć pamięcią, to nazwałam go wtedy również dobrą osobą. Dziś się okaże, czy się nie zdeprawował.
Choć nawet wtedy twierdził, że nie powiedziałby tak o sobie samym. "
Jestem ostatnią osobą, którą mogłabyś nazwać dobrą. Zatrzymałem ciebie jedynie dlatego, że nie chciałem czuć się winny za twoją śmierć.". A jednocześnie sam przyznał się, że czułby się winny. Czyli nie jest do końca stracony.
Ciekawe jak zareaguje na wieść, że zostaje u nas rok dłużej. W sumie to czemu go nie wywalą? Przecież to liceum.. nikt nie każe mu tam chodzić. Więc dlaczego nadal na siłę go tam trzymają. Nie ma już obowiązku chodzić do szkoły. Dziwne.
Weszłam do budynku liceum i od razu napatoczyłam się na dyrektorkę, jakby najważniejszym jej zajęciem było czatowanie na mnie przy drzwiach. Od razu w moje ręce wpadły góry papierów, najprawdopodobniej akt uczniów-wagarowiczów. Powitał mnie też jej wymowny uśmiech, a potem, ciągle się szczerząc, weszła w ciemne drzwi otchłani swojego gabinetu i zabarykadowała się w środku. Nie trzeba mi było tłumaczyć tego zachowania. Najwidoczniej bardzo nie chciała za mną tam jechać. Na samej górze,ogromnymi literami, napisane było AKATSUKI - imię mojego pierwszego podopiecznego.
Siąknęłam nosem, poprawiłam włosy w odbiciu szkolnej gablotki i poszłam na autobus, który miał zawieść mnie, o wszelka ironio!, do tej samej dzielnicy w której mieszkałam. Losie. Jesteś.
Okrutny.
Gdy byłam już na swoim rodzimym przystanku, musiałam skierować się do innej części tego miasta, gdyż Akatsuki mieszkał pod 7ką, czyli dokładnie cztery ulice za moimi blokami. Zatrzymałam się przed normalnie wyglądającym domem, z zadbanym ogrodem i oczkiem wodnym, ładnym płotem. Nie wydawał się być fortecą mojego małego wroga, więc pomyślałam, że rodzice tego brzdąca muszą być normalnymi ludźmi. Jednak prawie od razu zaczęły się problemy.
Furtka okazała się oporna, gdyż chciała ode mnie jakieś zapchlone hasło, a gdy chciałam skontaktować się z właścicielami domu: nikt mi nie odpowiadał. Byłam więc zmuszona przeskoczyć, tyle, że płot był całkiem wysoki, a ja wdziałam tego dnia spódnicę. Zrobiłam więc trzy oddechy, poczekałam, aż ulica opustoszeje i zaczęłam wspinać się na bramę. Czułam się jak James Bond na jakieś tajnej misji, tyle, że na niego zawsze wpadała jakaś fajna laska, a na mnie po drugiej stronie czekał tylko młodszy uczeń. Co jak co, ale pedofilem jeszcze nie jestem.
Gdy przeszłam na drugą stronę, niczym kamikaze podeszłam pod drzwi i spojrzałam na dzwonek. Nie myślałam już o tym, że rodzice Akkiego mogliby być normalni. Sam fakt, że tak go wychowali, już wpływał negatywnie na ich ocenę, a to, że zamontowali taki antywłamaniowy płot, to naprawdę przesada. Dyrka nigdy nie wspominała mi nic o nich. Nie przychodzili na wywiadówki, nie odbierali telefonów, równie dobrze mogliby wcale nie istnieć.
- Akatsuki! - krzyknęłam głośno - Chowaj popaprane chusteczki i kolorowe pisemka, pedagog wbija na herbatkę! - i zaczęłam z uśmiechem molestować jego dzwonek od drzwi.