czwartek, 9 lipca 2015

(Siły Natury) od Azuri

Wraz z Fukim, wkroczyłam na ulicę, na której gdzieś w połowie, znajdował się mój dom. Odwróciłam się na pięcie w jego stronę ściągnęłam szybkim ruchem jego marynarkę i wyciągnęłam ją w jego stronę. Zlustrował mnie wzrokiem, lecz zabrał ją ode mnie.
- Mieszkasz na ulicy...? - Spytał spokojnie, lecz z lekkim naciskiem.
Zagryzłam dolną wargę. Jak mam mu niby wytłumaczyć, żeby sobie poszedł, tak, aby tego źle nie odebrał i zarazem nie używając za dużo słów?
Wtem, jak grom z jasnego nieba, dopadła nas moja siostra.
- Hejo Żurek! - wydarła się opierając o moje ramię i patrząc znacząco na osobnika przede mną.
Po chwili jej psy także zaczęły mnie adiustować(trącać pyskami, skakać, skomleć). - Co tam słychać na szerokiej ulicy? - mój towarzysz skrzywił się nieco. - Co wy takie milczki? - po czym szturchnęła mnie mocniej mówiąc - Znalazłaś bratnią duszę? - najwidoczniej  uznała to za setny żart, bo bawiło to ją bardziej niż mnie i go.
Gdy już łaskawie przestała się śmiać, wlepiła wzrok w białowłosego z dziwnym uśmieszkiem. Po chwili jegomość podniósł jedną brew pytająco.
- Przedstawisz mi go? - Nie odrywała od niego wzroku.
- I ty opiekujesz się dziećmi w przedszkolu? - burknęłam nieco poirytowana brakiem kultury z jej strony. - To jest Amagi. - oznajmiłam odpychając natrętne pyski psów.
- Fukusubaru Amagi. - Przedstawił się sam.
Trochę mnie zaciekawiło jego imię... oryginalne.
- Miło mi, ja jestem Kate, Kate Stark. - "Kate, Kate Stark"? Żałosne.. może jeszcze "I'm James, James Bond"?
- Ramię mnie boli. - Syknęłam odpychając ją i zgrabnie wyskakując z plątaniny smycz.
- Może wpadniecie do mnie na herbatkę? - Przekroczyła cienką czerwoną.
~ Co to ma znaczyć? - Starałam się zachować spokój nawet w rozmowie mentalnej, ale chyba mi nie szło najlepiej.
~ Zainteresowała mnie jego osoba... też chcę się zaciągnąć do tej "paczki".  - Oznajmiła jakby nigdy nic.
~ A ty to skąd wiesz o tym...?
~ Nie wiem. - Typowa odpowiedź na wszystkie moje pytania, aby mnie zbyć, więc nie dziwiłam się, że nie miało to sensu.
Dopiero teraz zauważyłam, że Fuku patrzy na mnie pytająco, jakbym miała przeważyć, czy ma iść, czy nie.
- To moja siostra. - wytłumaczyłam. - Chodźmy już, stoimy na tym chodniku jak idioci, ludzie się gapią. - wróciłam do szeptu i ruszyłam przed siebie.
Słyszałam za sobą ich kroki i tłumaczenie siostry:
- Mówiąc, "czy wpadniecie do mnie na herbatkę" nie wykluczałam tego, że ona ze mną mieszka, mam nadzieje, że nie uważasz mnie za dziwną...
W tej też chwili nie dokończyła tego, co by chciała, bo jeden z jej psów zaszczekał donośnie i jednym potężnym szarpnięciem wyrwał się jej z ręki i popędził przez ulicę, po czym zniknął po drugiej stronie. Kate pisnęła i wręcz zaskrzeczała(zakrzyknęła):
- JAMES! DO JASNEJ CHOLE*Y!
- Dobra, nie wysilaj się, idę po niego, nie ma sensu, abyś ty za nim biegała z dwoma innymi psami. - przewróciłam oczyma.
- Dziękuję Żu... Azuri! Jesteś aniołem! - Stwierdziła i już mnie ignorując pociągnęła Amagiego za sobą.
Nie zwróciłam uwagi zbytnio na niego, bo śmiałam się w duchu, że jestem aniołem - tego psa. Szybko przebiegłam przez ulicę nie zwracając zbytniej uwagi na wściekłych kierowców Taxi i rozglądałam się za czarnym czworonogiem.

***

Wracałam właśnie z tym przeklętym Dogiem Niemieckim, który wyglądał co najmniej tak samo źle jak ja, ale na pewno miał lepsze samopoczucie - tylko zazdrościć. Czemu wszystko po mnie nie może tak spływać, jak po takim bydlaku? I jeszcze ciągnął.. skąd on miał jeszcze siłę?
- James... następnym razem, jak cię dopadnę, to skręcę ci kark, będzie jeden problem mniej. - Szepnęłam gdy tylko znalazłam wystarczająco dużo tchu.
Byłam cała mokra i do tego w błocie. Co się stało? Po prostu, gdy go już znalazłam, przed budką z Hot Dogami(przyciągnęły mnie do niej siarczyste wyzwiska właściciela na "czarnego diabła"), chwyciłam smycz, on jakby tylko na to czekał, pociągnął mnie wprost do NAJWIĘKSZEJ KAŁUŻY na tejże ulicy. Cudownie. Nie czekał, aż się pozbieram, popędził przed siebie niczym piorun. 
Dalszą część przemilczę, bo tylko pogłębia moją rozpacz psychiczną i ubolewanie... też chcę, aby wszystko po mnie spływało... to by ułatwiło wiele spraw.
Tak czy owak, było już ciemno, latarnie zapaliły się, a ja, jak ostatnia pokraka, szłam ignorując wzgardliwe i litościwe spojrzenia ludzi, których mijałam, a James od czasu do czasu skomlał żałośnie, jakby bojąc się, że zaraz wybuchnę. Całe szczęście, że już posłusznie szedł obok mnie. Kojący szum morza w oddali oznajmił, że lada chwila dotrę do celu. Tak też się stało.
Wyciągnęłam z kieszeni klucze i otworzyłam drzwi, wiedziałam, że nie opłaca się dzwonić. Kate nigdy nie otwierała mi drzwi, nawet, jeśli przyprowadzałam jej uciekiniera. Zatrzasnęłam drzwi za sobą z głośnym trzaskiem. Było cicho... bardzo cicho, ale światło się świeciło, czyli zapewne siedziała na kanapie z pozostałą dwójką swoich pupili... a Fuku?
- TWÓJ KOLESZKA JUŻ OPUŚCIŁ PROGI TEGO SZACOWNEGO DOMU! - Wykrzyknęła, jakby czytała mi w myślach.
Przewróciłam oczyma. Mniejsza już z nim, teraz mam co innego na głowie, a mianowicie Jamesa. Spojrzałam zrezygnowana na pchlarza... wpierw ogarnę go, potem siebie. Pies także chyba wyczuł, do czego zmierzam, bo podniósł ogon i ukazał swe kły powarkując, dobrze wiedząc, że ma nade mną przewagę fizyczną. To będzie długa noc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz