czwartek, 9 lipca 2015

(Wymiary) od Akatsukiego

Towarzystwo Aurory było na początku zabawne. Pomagało mi w walce z nudą. Niecodziennie spotykało się tak upartą osobę, ale teraz zaczynało mnie nieco irytować. Najlepiej było ją zostawić. Pewnie i tak sama po chwili pójdzie stąd, a ja będę miał ją z głowy.
Odwróciłem się i zniknąłem jej z oczy tym samym wychodząc z salonu.
Wyjąłem klucze do gabinetu, przekręciłem każdy z nich w odpowiednim zamku i wszedłem do niego.
Mój wzrok przesunął się po wielkich stosach papierów. Powinienem w końcu je uporządkować, ale zapewne zajęłoby mi to lata. Zwłaszcza, że była tutaj zawartość wszelkiego rodzaju... Od dokumentów po najzwyklejsze lokalne gazety.
Dostałem się do biurka i włączyłem laptopa. Jednocześnie wyjąłem telefon i zadzwoniłem.
Odpowiedział mi dobrze znajomy i odwiecznie zirytowany głos:
- Co znowu ode mnie chcesz - właścicielka głosu zdawała się mieć jeszcze bardziej paskudny humor niż zwykle.
- Potrzebuję małej przysługi - poprosiłem ją niewzruszony jej humorami.
- Nie - odparła. - Zawsze ode mnie czegoś chcesz, a ja nie mam czasu za każdym razem ci pomagać ilekroć czegoś potrzebujesz.
- Może tym razem darujesz sobie tradycyjne marudzenie? - Zaproponowałem.
Ucichła, a potem ciężko westchnęła.
- Masz szczęście - stwierdziła. - Akurat miałam ochotę porobić coś innego, więc się skuszę.
- Dzięki.
- Czyli tym razem potrzebujesz...? - Zawiesiła głos.
- Informacji o pewnej osobie - powiedziałem. - Powinien się pojawić w tym mieście w ostatnim czasie.
- A nazwisko? Imię?
- Nazwisko... - Spróbowałem sobie przypomnieć jakiego ostatnio używał. Nie. Nie było szans, aby tutaj tego użył, jak nawet ja używam innego imienia i nazwiska to on też pewnie będzie. - Pewnie znalazł sobie jedno z najbardziej luksusowych możliwych mieszkań. Pieniądze powinny pochodzić z konta związanego z jedną z największych światowych firm - zastanawiałem się co jeszcze mogłem dodać. - Wiek... Około osiemnastu lat. Szare długie włosy. Co do imienia to też ci nie powiem. Znam jedno czy dwa z poprzednich, ale nie sądzę, aby to cokolwiek mogło ci dać. Myślisz, że tyle informacji ci wystarczy?
Milczała chwilę.
- Raczej wystarczy - oceniła. - A na kiedy to potrzebujesz?
- Na teraz.
- Może na jutro? - Zaproponowała.
- Na teraz - powtórzyłem zdecydowanie.
Przypomniał mi się widok tego jak wygląda mój salon i od razu się zirytowałem. Wątpiłem, aby moja rodzina mogła zrozumieć, że nie wszystko ma się od tak i że niektórzy w przeciwieństwie do nich muszą się postarać, aby mieć to co mają.. Zarówno ojciec, jak i rodzeństwo dostawali wszystko czego sobie zażyczyli. Także żadne z nich nie zdawało się znać pojęcia "własności prywatnej" ani szanowania cudzych rzeczy... Nie... Oni zdawali się znać takie pojęcie tylko wtedy kiedy było im to wygodne.
- Daj mi chwilę. Może coś znajdę, ale nie obiecuję, że tak będzie - odezwała się po dłuższej chwili.
Po kilku minutach
- Dobra. Wyślij mi te informacje na maila.
 Rozłączyła się. Jak zwykle bez pożegnania.
Włączyłem laptopa. W czasie, gdy się uruchamiał mój wzrok przyciągnął plik kartek. Był to jeden z raportów napisanych przez śledczego. Jego zawartość była nadzwyczaj interesująca i przydatna. Hmmm... W końcu to dotyczyło jego.
Zacząłem go przeglądać w poszukiwaniu kilku kartek z uwagami i notatkami, które tutaj wcisnąłem pewnej nocy podczas której nad tym siedziałem. Wyjąłem je i pomyślałem o nieproszonym gościu na dole. To by chyba wystarczyło, aby się jej pozbyć stąd bez krzyku i protestów. Mam nadzieję, że nie wróci po więcej.
Dwie minuty później otworzyłem pocztę. Nowa wiadomość. Nadawca Rin. Długo jej to nie zajęło.
W pliku były dane o pięciu osobach. Przyjrzałem się zdjęciom dwóch pierwszych i z góry je odrzuciłem.
Spojrzałem na trzecią. Trey Mills. Pod spodem było zdjęcie ze zbyt dobrze znaną mi twarzą, która aż prosiła się, aby złamać nos.
Imadrin. Aleja 5 numer 13. Widząc wielkość domu zaczęło mu zastanawiać się po co był on tak dużo. Tylko więcej miejsca na zbieranie kurzu albo może to ja byłem po prostu zbyt praktyczny.
Wyłączyłem sprzęt. Wziąłem raport i wyszedłem pamiętając oczywiście, aby zamknąć ten pokój. Nie bałem się, że mogło mi zginąć coś wartościowego z niego. Raczej gdyby ktokolwiek niepożądany tam wszedł i próbował coś przeglądać to mógł narobić jeszcze większego bałaganu, a wtedy już nigdy nie potrafiłbym tam czegokolwiek odnaleźć. Była to niezwykle przerażająca perspektywa.
Zaskoczony zauważyłem, że Aurora uparcie siedziała w salonie.
- Naprawdę jeszcze tutaj siedzisz? - Byłem zaskoczony jej wytrwałością. Przypominała mi tym małe uparte dziecko. - W każdym razie musisz teraz już iść, bo ja wychodzę.
Spojrzała na mnie, ale nic nie powiedziała. Była obrażona? Może.
- Masz to - rzuciłem jej kartki na kolana. - W zamian chcę, abyś stąd poszła. Myślę, że ciebie to zainteresuje nieco - dodałem zachęcająco. - Chociaż nie jest tutaj bezpośrednio napisane o tej osobie, którą szukasz z pewnością miała w tym udział. Nie mogę powiedzieć, że bezpośredni, ale to za jego sprawą to zostało wprawione w ruch. Idąc tym tropem powinnaś znaleźć parę innych rzeczy - powiedziałem. - Przynajmniej będę miał trochę spokoju od ciebie, ale jeśli się nie postarasz i nie znajdziesz tego to nie masz co liczyć na kolejną wskazówkę. Musisz włożyć w to trochę wysiłku, aby coś uzyskać.
Wzięła go do ręki. Wstała i wyszła bez słowa. Czyli wciąż była zła, że zostawiłem ją samą z tym potworem.
Spojrzałem na wybite okno. To z pewnością był problem, ale zajmę się tym jak wrócę.
Zajrzałem do garażu. Motor stał przykryty zakurzoną plandeką. Ciekawe czy to jeszcze działa... Nie używałem tego już od parę miesięcy, ale nie miałem ochoty na jakikolwiek inny środek transportu. Zwłaszcza, że dzielnica Imadrin była dokładnie w drugiej części miasta...
Wziąłem z półeczki kluczyki od pojazdu oraz pilot od bramy.
Zdjąłem nakrycie, a następnie krytycznym okiem spojrzałem na to co było pod tym. Nie wyglądało to nawet tak źle. Na siedzeniu po którym przejechałem ręką było zaskakująco mało kurzu.
Odpaliłem i spojrzałem na kontrolkę. Bak od paliwa też zdawał się być pełny.
Wyjechałem.
... Kiedy zatrzymałem się pod wskazaną willą na tyłach Alei 5tej ponownie ogarnęła mnie niechęć i może odrobinka lęku. Przypomniało mi się, jak zapowiedział, że się jeszcze zobaczymy. Dlatego podejrzewałem go, jako głównego sprawcę tego incydentu. Kolejnym podejrzanym był nadawca tego nieszczęsnego listu.
Im dłużej mój wzrok badał otoczenie tym bardziej narastała we mnie irytacja.
Lepiej mieć to z głowy. Wparowałem do środka.
- Czego tu szukasz, młody.? - Rzucił mi na powitanie.
Był przed telewizorem z butelką piwa w ręku.
- Może mi najpierw wyjaśnisz co to ma wszystko znaczyć?
Nawet nie wiedziałem od czego zacząć. Teraz kiedy nie było tutaj Aurory nie musiałem się przejmować poruszeniem tematu nieprzeznaczonego dla jej uszu.
A tematów takich było dużo.. Chociażby chciałem wiedzieć co robił Pierwszy albo czemu Trey czy jakie tam sobie by imię teraz nie wymyślił tutaj się sprowadził  Czy też może powinienem zacząć od incydentu z potworem i tą ich Grą Bogów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz