wtorek, 7 lipca 2015

(Wymiary)Od Aurory

Krzyknęłam i odskoczyłam, uchylając się od długich i niebezpiecznych palców zaślepionej bólem kobiety. Rzuciłam poirytowane spojrzenie w stronę Akkiego; ja tu się o niego martwię, gdy zostaje ogłuszony, tymczasem on potrafi się tylko głupio szczerzyć. Przygryzłam wargę zirytowana. Nic dziwnego, że jego ojciec jest w stosunku do niego taki opryskliwy - przecież na pierwszy rzut oka widać, że z takim inaczej się nie da. Zadufany w sobie gówniarz. Uh... ale z drugiej strony nadal jestem mu wdzięczna za życie.
- Lepiej się nią zajmij! - ostrzegłam go, unikając ataków rozwścieczonej jaszczurki - Jak ją przebiję łańcuchami, całe flaki wyjdą jej na wierzch na twoim dywanie!
- Phi. - wzruszył ramionami, chociaż dostrzegłam, że chyba byłoby mu to nie w smak - Jeśli pobrudzisz mi mieszkanko, będziesz je czyścić... - spojrzał na mnie dziwnie, jakby nagle całe zło, które w sobie skrywał, wyszło na wierzch - ..mam swój puchaty sposób przekonania cię do tego.. - zadrżałam na myśl o Pasztecie.
- Ale z ciebie dżentelmen  - żachnęłam się zniesmaczona - ..widać od razu ileś ty kobiet miał w życiu... - nie wyglądał jednak na zbyt speszonego tym co powiedziałam, a wręcz dalej przyglądał mi się z żywym zainteresowaniem, jakby wyraźnie bawił go żywy taniec, jaki prowadziłam z potworem. Chyba wyobrażał mnie sobie teraz pucującą deski jego domu. Co to to nie.
Wskoczyłam na kanapę (brudnymi butami, co z resztą wywołało lament gdzieś z okolic, gdzie stał Akatsuki) po czym przemieniłam rozbity stolik w łańcuch, który dźwignął się z ziemi i zawirował w powietrzu, tuż przed zakrwawionym nosem nagini.
- To on jest twoim wrogiem. - warknęłam groźnie - Możesz go sobie atakować ile ci się podoba. Tam stoi! - wskazałam Akkiego. Ale wężowa dziewczynka nie zrozumiała. Chyba ubzdurała sobie, że mnie i jego mogą łączyć jakieś szczególne więzi i skrzywdzenie mnie okaże się dla niego boleśniejsze, niż zemsta na nim samym, ale skoro tak.. czy nie widziała, że koleś mnie nie bronił? Nie potrafiła dodać dwa do dwóch i zobaczyć, że jakoś nie jesteśmy w najżyczliwszych relacjach obecnie? Co za idiotka.
Łańcuch wystrzelił w przód i owinął się wokół szyi potwora, ciągnąc go jednocześnie w stronę okna. Zakwiliła żałośnie i zaczęła wywijać ogonem na prawo i lewo, głównie jednak w lewo, bo tam stał Akatsuki. Nim jednak zdołała zrobić cokolwiek, podłoga ustąpiła miejsca i postać runęła w dół z krzykiem, który urwał się, nie było jednak słychać uderzenia. Podeszliśmy oboje do okna i nie ujrzeliśmy jej ciała, jakby rozpłynęła się w eterze. Przez chwilę patrzyliśmy w dół w milczeniu, aż nie wytrzymałam.
- Co to miało być, to przed chwilą?! - krzyknęłam - Mogłeś ją przycisnąć do ściany jednym uderzeniem, ale mimo to pozwalałeś jej za mną ganiać. Co to miało, do cholery, być?! - wbiłam w nim sfrustrowany wzrok, ale Akki wydawał się niewzruszony. Wręcz zaskoczony trochę moją reakcją, bo uniósł brew.
- Skąd ta agresja? Widzę, że świetnie sobie poradziłaś. - wzruszył ramionami i uśmiechnął się - Więc można powiedzieć, że to była tylko taka zabawa.
- Nie znasz przecież moich umiejętności! - krzyknęłam - A co jakbym się nie umiała obronić?! Co jakbym się potknęła, albo nie zdążyła się uchylić? Co jakbym zginęła?
- To byś zginęła.. - zaczął, wyraźnie chcąc rozwinąć to zdanie, ale mu nie pozwoliłam.
- To po co mnie wtedy w ogóle uratowałeś, co? - krzyknęłam i poczułam, że wracają do mnie wspomnienia tamtej chwili, gdy ciało Phantoma bezwładnie opadało na chodnik - Mogłeś mi pozwolić zginąć razem z nim, to bym cię teraz nie męczyła.. - zaczęłam drżeć, niepotrzebnie rozdrapałam to wspomnienie.
- Nie lubię bezsensownej śmierci, jeśli chodzi o jej najgłupsze oblicze.. - wzruszył ramionami - ..gdybym wyraźnie widział, że sobie nie radzisz, przecież bym ci pomógł. A nawet jeśli bym nie zdążył.. - uśmiechnął się - ..co to za strata dla świata. Jest tutaj wiele bardziej wartościowych ludzi, którzy giną każdego dnia, Auroś.
- Śmierć dla tego, bo ktoś chce się pobawić, też jest głupia.. - poczułam, że łzy mi się kręcą w oczach - ..on też zginął, bo chciałeś sobie popatrzeć jak zabawnie umiera?! - usiadłam na podłodze i objęłam kolana, przyciskając do nich twarz, żeby nie było widać moich łez. Zmarszczył wzrok, niezadowolony przebiegiem tej rozmowy. Jakby samo wspominanie o tamtym morderstwie budziło  w nim jakieś nieprzyjemne odczucia.
- Nie. - uciął. - Nie mogłem nic wtedy zrobić, mówiłem ci to. I skończ z tym rozklejaniem się. - wziął jakąś książkę z półki i zdecydowanym ruchem spuścił jej grzbiet na mój łeb. Nie na tyle mocno, żeby mi się coś stało, ale nie mogę powiedzieć, by się szczególnie powstrzymywał - Chcesz znaleźć jego mordercę i go pomścić, nie? - spojrzałam na niego zabiedzona - Raczej nie zrobisz tego w takim żałosnym stanie.
- Jesteś okrutny. - pisnęłam i siąknęłam nosem.
- Tylko troszeczkę. - znowu się uśmiechnął tym swoim specyficznym mieszańcem prześmiewczej wyższości i pobłażliwości w stosunku do słabszych - To bardzo się przydaje w życiu, wiesz?
- Yhymm.. - mruknęłam i znowu przytuliłam się do kolan.
- I będziesz tu teraz tak siedzieć? - odłożył książkę - Wiesz, jest tu jeszcze kanapa. Uświniłaś ją co prawda swoimi buciorami, ale nadal jest kanapą: pozwalam ci zrobić z niej użytek. - rzekł wspaniałomyślnie. Ja jednak ani drgnęłam, bo nie miałam siły absolutnie na nic. Potrzebowałam przesiedzieć gdzieś bezczynnie jakiś kawał czasu, a ten kawałek podłogi wydawał się idealny. - Ej.. - skrzywił się. Podszedł do mnie, szturchnął mnie czubkiem buta, a potem odskoczył, spodziewając się jakieś reakcji. - Nie to nie. - fuknął w końcu, gdy czas mojego milczenia przekroczył trzydzieści sekund - Mam wiele innych rzeczy na głowie, niż niańczenie cię. Siedź tu sobie na zimnej podłodze, w przeciągu.. - wskazał na wybite okno - ..wsio mi do tego. - odwrócił się na pięcie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz