sobota, 11 lipca 2015

(Wymiary) od Arthura

       W moim życiu było wiele zawirowań. Raz było dobrze, raz było źle. "Raz na wozie, raz po wozem" jak to się mówi, ale nigdy nic mi nie brakowało. Pochodziłem z rodziny której nigdy nie brakowało pieniędzy. To nie tak ze byłem rozpuszczany, ale moi rodzice nie chcieli żeby mi czegoś kiedykolwiek zabrakło tak jak mojej młodszej siostrze. Wychowali nas przecież na dobrych ludzi prawda? Bynajmniej w części, jeśli chodzi o mnie.
       Za młodu trenowałem wiele sportów, dawałem z siebie wszystko. Nie ważne czy trenowałem jeździectwo, piłkę nożna czy też rolkarstwo, ambicja zawsze brała w górę. Chciałem być tym najlepszym, dążyłem do doskonałości, to chyba dobrze prawda? W szkole uczyłem się nieźle, lubili mnie rówieśnicy. Prowadziłem beztroskie życie młodziaka, jeśli można o tak nazwać, jak między Twoimi nogami plącze się siostra, wścibska młodsza siostra.
Jak poznałem swoją pierwszą moc- czytanie w myślach? Dzięki swojej siostrze, kiedy zabrała mi komórkę mówiąc, cytuję; "  jesteś dupkiem bo zarywasz do każdej napotkanej laski i dajesz jej nadzieję a potem odprawiasz ją z kwitkiem". Zawsze mnie zastanawiało skąd ona wie do ilu dziewczyn piszę, przecież takich informacji jej nie zdradzałem w żadnym wypadku.
       Kiedy kłóciliśmy się o tą komórkę nagle do mojej głowy wszedł głos siostry. Było to dziwne i niepokojące uczucie bo niby słyszysz co ona do Ciebie mówi ale jednocześnie w głowie masz jej drugi głos który coś Ci tam bredzi. A bredził dobrze bo akurat o miejscu "przybywania" mojego telefonu. Uśmiechnąłem się do niej uprzejmie z dziwnym cieniem, przyznając jej rację "że jaki ja to zły jestem" by się odczepiła i odszedłem by potem wrócić do miejsca gdzie go schowała. Wielka jej skrytka to szafka z miskami i talerzami w kuchni, bez problemu sięgnąłem po niego ręką wyjmując go z jednej z misek. Dla mojej siostry to może jest wysoko ale dla mnie, gdzie jak na swój wiek byłem wysoki nie sprawiło większego problemu.
Mimo że ta moc na początku była świetna w domu, na ulicy już nie było łatwo. Natłok myśli przechodniów był przytłaczający. Nie mogłem się na początku od tego uwolnić, nie kontrolowałem tego, nie kontrolowałem "wchodzenia do głów" przechodniom..
Zacząłem wycofywać się w cień, zacząłem stawać się samotnikiem, zacząłem unikać ludzi. Brak kontaktu równa się ciszy w głowie. Wydawało się łatwiejszym życiem niż ciągłe łapanie za głowę próbując się wyciszyć. Z duszy towarzystwa która sama rwała się na różne melanże z dnia na dzień stawała się coraz bardziej cicha, odległa.
       Po upływie kilku lat zacząłem poznawać nowe moce . Kontrolowanie ich było coraz łatwiejsze, dążyłem do perfekcji w ich użyciu "po cichu".
Brak kontaktu z ludźmi zrobił ze mnie wariata, moje złe cechy charakteru przejęły nade mną kontrolę, a dobre zaś oddaliły się gdzieś w kąt mego "ja". Zacząłem czuć że mogłem wszystko, dosłownie. Zacząłem zadawać się z szemranym towarzystwem. Przecież kto mi co zrobi? Kradzież, rozboje, handel to była dla mnie codzienność, takie życie zaczynało być dla mnie naprawdę wygodnie, jednak była jedna iskra, iskra którą mnie ciągnęła ku normalnemu życia, siostrzyczka która w młodszych latach była małym utrapieniem.
Swego czasu spędzała ze mną jak najwięcej czasu mogła, chcąc mnie przywrócić mnie do porządku. Udało jej się, prawie. Jestem niby taki sam jak dawniej ale moja zła natura nie została wypleniona do końca. Czeka tylko na znak kiedy niepostrzeżenie wyrwie się ze smyczy.
         Kto by się spodziewał że jeden z najlepszych adwokatów w mieście, który ma własną kancelarię miał "małe problemy" z prawem. Jednakże nikt nie musi o tym wiedzieć tak samo jak ten zasłużony adwokat jest jednocześnie właścicielem i założycielem jednego z większych klubów nocnych w mieście.
        Byłem akurat u siebie w loży dla vip-ów, w klubie, w towarzystwie dwóch miłych pań z jointem w ręce kiedy usłyszałem głos jednego z moich ludzi zza kotary;
- Szefie, mamy tu jednego, co to do bitki się rozpędzał. - Prychnąłem cicho, upiłem jednego łyka drinka i położyłem kieliszek na stole.
- Wejdźcie... - Odpowiedziałem leniwie i rozłożyłem się wygodniej na kanapie a dwie kobietki przyległy do mnie ciałami. Do pomieszczenia weszło dwóch moich ludzi z jednym z klientów którzy wydawali swoje pieniądze na mnie w barze.
- No więc słucham, co Cię tak zdenerwowało? Kobieta Ci nie dała czy za mało alkoholu? - Zapytałem z zirytowaniem. Każdego wieczoru odwiedzał mnie chociaż jeden z zawadiaków którzy byli gotów mi się bić w klubie. Niby powinien się przyzwyczaić ale irytuję tak samo kiedy Ci przeszkadzają.
Jednak ten koleś był troche inny, nie wyglądał na zwykłego mężczyznę którzy przyszedł wydać swoją wypłatę na alkohol, kobiety lub inne atrakcje. Zacząłem go taksować wzrokiem.
- Raczej ktoś chciał mi dać, ale ja nie chciałem - Niby krótkie, zwięzłe zdanie ale wszystko było jasne. Rozbawiony z nuta złośliwości odpowiedziałem;
-Ooo czyżby spodobałeś się Pany innej orientacji? - Nie powiem, nie często takie informacje do mnie osobiście dochodzą, chyba że były już wybryki ale nie pamiętam. Możliwe.
- Podobam się wielu osobom, więc niestety padło i na taki ewenement.- Odpowiedział bez emocji, spokojnie. Jego zmrużone oczy ukazywały irytację że takie coś się wydarzyło, jednak był dalej jak kamień. Bił od niego chłód opanowania. Godne pogratulowania ja prawdopodobnie inaczej bym prowadził tą rozmowę.
-Oj.. Gratuluję spokoju - pogratulowałem mu. Dałem mu pochwałę niczym szczeniakowi że siknął na gazetę. Musiałem przyznać także że zaciekawił mnie, nikt długo z zewnątrz ze mną nie rozmawiał w tym pomieszczeniu, jeszcze z takim czymś na koncie.
- A ja gratuluję klubu - Jego kąciki uniosły się trochę w górę. Moi ludzi przystąpali z nogi na nogę nie wiedząc co robić.
 - A dziękuję kręci się - Odpowiedziałem pewnie wzuszając ramionami. Mój klub był takim moim małym dzieckiem które napawało mnie nie małą dumą. Moja mała córeczka.
 Jednak tyle słyszałem pochwał na jej temat, że stawały się oczywistością. Każdy wie że mój lub był najlepszy.
-  W to nie wątpię. - Uniósł jedną brew do góry patrząc na panie przyklejone dalej do moich ramion - zgaduję jednak, że masz tutaj dużo ciekawsze zajęcia, niż wyrokowanie kolejnego, który marnuje Twój cenny czas. - Jego wzrok na chwile zatrzymał się na czarnowłosej dziewczynie.
- Zaciekawiłeś mnie, chciałbym Ci zaproponować żebyś został na chwilę i porozmawiał. - Przerwałem. - Chyba że wolisz wrócić do swojego nowego przyjaciela, zapewne czeka na Ciebie przy barze.
Jego wzrok stwardniał a ja posłałem mu niemy uśmiech pokazują mu fotel z boku. Ruchem dłoni odprawiłem dwóch ochroniarzy którzy patrzyli na przebieg zdarzeń skołowani.
- Jak się nazywasz? - Kiedy usiadł zapytałem bez ogródek patrząc mu w oczy.
- Ezra Georgov. - Odpowiedział krótko.
- Miło poznać. Arthur Emmanuel Cook. Jak możesz się domyśleć, właściciel klubu. - Powiedziałem prostując się nieznacznie. - Może by tak drinka? Palenie? - Zaproponowałem nalewając dwa kieliszki. Usłyszenie teraz odmowy była dla mnie niczym obraza. Podałem swojemu nowemu znajomemu kieliszek. Spojrzał najpierw na mnie potem na trunek, po chwili go przejął.
        Dużą część nocy spędziłem z Ezrą, z miłymi paniami u boku paląc i pijąc. Zabawne bo nikomu nie pozwalałem na taka poufałość ze mną ale czułem że wyjdzie z tego dobra znajomość.



Jeju jeju strasznie Kamiś przepraszam, że czekałaś tak długo i że nie napisałam długiego rozwinięcia ze sceny z klubu ale jestem na lapku gdzie nie mam jak się z Tobą skontaktować by skonsultować reakcję Ezry na wypowiedzi Arthura dlatego wolałam "neutralnie" napisać mniej więcej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz