środa, 1 lipca 2015

(Techniczna) od Ezry

Ciężko było odgadnąć myśli moje myśli nieznajomym. Moja twarz zazwyczaj nie wyrażała zbyt wiele emocji. Przypominała trochę w tym względzie mechanizmy, jakimi się na co dzień zajmowałem – zupełnie bez jakichkolwiek oznak uczuć. I gdyby, ktoś próbował mnie obserwować, miałby niezłą zagwozdkę. Zupełnie, jakby moja twarz stanowiła część misternej, acz niezwykłej maski.
Jednak nie była to całkowita prawda. Pod wyuczonymi maskami kumulowała się ogromna gama emocji. Zazwyczaj jednak, potrafiłem nad nimi zapanować, choć oczywiście każdy ma pewne granice cierpliwości. Ale nie o tym mowa prawda? Z tego co mówiła mi Alice, moje oczy potrafią wyrazić więcej niż mimika twarzy. Nigdy nie rozumiałem, co takiego miała na myśli, ale akurat siostra – potrafiła niemal bezbłędnie dotrzeć do moich prawdziwych uczuć. Była jednak wyjątkiem…bardzo upierdliwym wyjątkiem – trzeba dodać. I niestety, nie potrafił się na nią za to gniewać.
Aktualnie, moja mina mogła nie wyrażać za wiele, ale trajkotanie 9-latki, mogłoby każdego doprowadzić do irytacji. Prowadziłem samochód, luźno opierając się jedną dłonią o kierownicę. Tematem przewodnim opowiadań młodszej, były…mrówki. Mówiła o zadaniu szkolnym, które przygotowywali w grupach, więc w skupieniu kiwnąłem głową, na jej kolejne słowa. Tak, jak na 9-latkę, miał bardzo bogate słownictwo. Tak. Tkwiła w niej natura iście kobieca, bo próbowała zagiąć w rozmowach nawet mnie, swego starszego brata. Niejako przyzwyczaiłem się do tego, szczególnie, że wciąż uznawałam gadanie małej za nieszkodliwe i w pewien sposób urocze.
Zaparkowałem samochód przy uliczce obok szkoły, żeby na spokojnie dotrzeć do podstawówki siostry i…zapalić. Zdążyłem już wcześniejszymi razami zostać strofowanym, że paliłem w obecności dziecka, więc dla świętego spokoju, zawsze gasiłem peta przed wejściem na teren szkoły.
Zmrużyłem oczy, gasząc papieros i wkładając na oczy lenonkowe okulary o zielonych szkłach. Alice jak zwykle krzywiła swój mały, nieco piegowaty nosek.
- Mógłbyś w końcu wywalić to paskudztwo…śmierdzi – usta małej wygięły się w niezadowolonej mince. Powodując przy tym uroczy dołek w policzku. W takiej chwili chciało mu się śmiać. I taką właśnie marudną, skwaszoną, ale wciąż wesołą siostrę kochał. I…niedoczekanie, jeśli ktokolwiek chciałby ją skrzywdzić. Wolałem nawet sobie tego nie wyobrażać. Odsunąłem niespokojne myśli i spojrzałem na młodszą zza okularów.
- Mógłbym – wzruszyłem ramionami, posyłając siostrze spokojny uśmiech . Ich słowa niemal jak codzienny rytuał, rozbrzmiewał, gdy zostawiał ją w szkole. Alice, zaraz też dostrzegła koleżanki, więc na buźkę wrócił jej radosny uśmiech. Pomachała dwóm różowym kluskom, które mianowały się jej koleżankami. Zdjąłem z ramienia jej biało-zielony plecak w motyle (tak, nosiłem na ramieniu dziecięcy plecak) i podałem dziewczynce, która teraz już zapomniała o papierosowym nałogu swego brata. Złapała mnie za rękaw koszuli i pociągnęła w dół, na wysokość swojej twarzy, by złożyć pośpiesznego całusa na policzku. Zdążyłem jeszcze potargać ją wierzchem dłoni po włosach, zanim nie wyrwała w stronę upatrzonych koleżanek.
- To do szesnastej! Pamiętaj, że dziś mam basen, więc weź mi ręcznik! – krzyknęła już w biegu, prawie ciągnąć swój motylkowy plecak po ziemi. Jej jasne włosy, związane w dwa kucyki, podskoczyły w biegu, niczym dwa anielskie skrzydła. Cała Alice.
Pokręciłem głową, a na usta wypełzł mi pół-uśmiech. Zerknąłem jak dzieci wbiegły razem do szkoły, odczekałem jeszcze chwilę, po czym odwróciłem się na pięcie i przekroczyłem bramkę szkolną. Jak zwykle, mijałem plac tuż obok lokalnego liceum. Zdążyłem już zauważyć, że od jakiegoś czasu, akurat w godzinach kiedy odprowadzał i odbierał siostrę – dziwnym trafem, na ławkach przy samym ogrodzeniu, siedziały dziewczyny. I nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że standardowe ich świergotanie raptownie milkło, gdy tylko pojawiałem się na ich „radarze”. A trzeba było przyznać im – że miały do tego predyspozycje. Oczywiście czułem też na sobie wiercące spojrzenia nastolatek, ale w większości – nic sobie z tego nie robiłem. Nie, żebym był ignorantem. Zdawałem sobie sprawę, że przyciągałem uwagę kobiecych spojrzeń, jednak…na każdą z tych dziewcząt, patrzyłem przez pryzmat młodszej siostry, więc żadne tęskne spojrzenia, czy pokazówki nie robiły na mnie wrażenia. Nieumyślny uśmiech, którym czasem je obdarzałem, świadczył tylko i wyłącznie o dżentelmeńskiej naturze, ale wolałem nie wnikać, co w głowach licealistek mogło to oznaczać.
W całej tej sytuacji, nie chodziło o moje wygórowane ego. Po prostu nie byłem typem lowelasa. Nie zwodziłem kobiet, nie szukałem przygód. Jeśli mi jednak zależało – potrafiłem działać i postarać się o względy upatrzonej dziewczyny. Teraz jednak, moje spojrzenie kryło się za zielonymi szkłami lenonek, więc spokojnie mógłbym je zamknąć. Mógłbym, co jednak nie oznaczało, że to zrobię. Nie…
Od pewnego czasu wyczuwałem bowiem, dziwne wokół siebie napięcie. Skupiałem się więc mocniej na tym co mnie otaczało, próbując znaleźć jego źródło. Na twarzy wciąż tkwiło leniwe zamyślenie, ale umysł pracował. Wyciągnął kolejnego papierosa i w międzyczasie zapalił, a zaciągając się solidnie, zerknął w stronę ogrodzenia. Nie zwalniał kroku, ale prześledził wzrokiem postacie, które go obserwowały.
Byłby minął już ogrodzenia szkoły, gdy usłyszał za sobą głos…dziecięcy i poirytowany?
- Niestety  muszę pana prosić, żeby się pan zatrzymał na chwilę…
Zatrzymałem się i odwróciłem, szukając źródła dźwięku. Wyjąłem papieros z ust, przytrzymując go teraz w palcach lewej dłoni. Właścicielką głosu była dziewczynka…chyba. Długie jasne włosy, kaskadą spływały jej aż za ramiona. Buzię miała uroczą, niemal anielską, ale w oczach kryła się wspomniana wcześniej śmiała irytacja, ale i znudzenie. Najśmieszniejsze, że przypominała mi przez to młodszą siostrę. Dziecko z podstawówki?
- Słucham – krótkie słowo, które  wypowiedziałem, miało w sobie pewną dozę zdystansowanej życzliwości, jaką serwowałem wszystkim nieznajomym. Czekałem spokojnie na odpowiedź, spoglądając w czubek głowy dziewczynki.
- Moja koleżanka chciała, żebym Cię zaprosiła na lody …- zaczęła, wykrzywiając nieco usta – ale możesz z góry odmówić – tu zmrużyła oczy w nieco bardziej złośliwym wyrazie.
Zdjąłem okulary, przesuwając je wyżej, zakładając na włosy. Jedyną reakcją, jaką można było dostrzec na mojej twarzy, było drgnienie kącika ust, coś co mogło sygnalizować rozbawienie. Nie powiem, trzeba było pogratulować nieznajomej odwagi i szczerości, więc nie próbowałem zbywać Małej od razu.
- Z góry więc odmawiam – mówiłem to lekko nachylając się nad dziewczyną, ale zachowując stosowny dystans. Nawet nie próbowałem patrzeć w stronę jej koleżanek, które zapewne śledziły jego wszystkie poczynania.
- Wiedziałam – rzuciła wzruszając ramionami z niemałą satysfakcją – niestety mam jeszcze jedno pytanie, więc póki nie zwiałeś…koleżanki pytają się też, czy ta dziewczynka, którą odprowadzasz do podstawówki, to Twoja córka – nieznajoma, nawet się nie zająknęła. Wszystko wyrecytowała, jakby przeczytała właśnie przepis kulinarny – od razu dodam, że nie wiem, po co im ta wiedza potrzebna do szczęścia…- znowu lekkie wykrzywienie ust i bez wahania spojrzała mi w oczy, czekając tak na odpowiedź, jak i zapewne reakcję.
- Nie jestem pewien, czy jakakolwiek moja odpowiedź, która przychodzi mi na myśl, będzie satysfakcjonująca, więc…po prostu zgodzę się z Tobą. Nie sądzę, żeby ta wiedza, do czegokolwiek im się przydała – wyprostowałem się i przymknąłem na chwilę niebieskie oczy, ze znużeniem. Odwróciłem się znowu w stronę wpatrujących się dziewcząt, które powoli, acz niechętnie zaczynały znikać z ławek i kierować się w kierunku murów szkoły. Czyli mają tam jednak jakieś zajęcia? - A Ty, Mała…nie idziesz? Wiesz, że nieładnie wagarować? – na moje słowa, dziewczyna obdarzyła mnie nienawistnym spojrzeniem. Nie byłem jednak pewien, która część zdania tak jej się nie spodobała. A może wszystkie? Nie robiła mi to większej różnicy, ba…wciąż miałem wrażenie, że mam odczynienie z moją siostrą, więc po części, tak ją traktowałem. Gdyby na jej miejscu, była którakolwiek z innych licealistek – już dawno zignorowałbym sytuację i podążał do swojego samochodu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz