Moje apatyczne spojrzenie powędrowało za otwarte okno, które wpuszczało do środka mordercze promienie UV. Już od dłuższego czasu unikałam morderczego słońca. Moja skóra nie potrafiła się opalać... Co najwyżej spalała się na czerwono, a to nie było zbyt przyjemne.
Kolejny słoneczny poranek. Jak wspaniale - pomyślałam ironicznie jednocześnie pauzując muzykę i zsuwając słuchawki z uszu.
Westchnęłam ciężko. Jak dla mnie on mógłby nie nadejść. Jakoś perspektywa spędzenia kolejnego dnia w domu i robienia tego co chcę (czyli niczego) przestała mnie ostatnio zachwycać.
Ostatnio stwierdziłam, że brakowało mi dwóch rzeczy... Ludzie nazywali je samorealizacją i pozytywną energią. Nie rozumiałam do końca co rozumieli przez to drugie, ale na 100% jestem pewna, że tego nie posiadam.
Hmmm... Czyli nawet ja mam takie dni w których mam dosyć takiego życia - stwierdziłam zaskoczona. - Jeszcze dwa tygodnie temu stwierdziłam, że mogłabym tak żyć zawsze w moim pokoju bez interakcji ze światem zewnętrznym.
Wstałam sprzed biurka. Chyba mała przerwa od czterech ścian mi nie zaszkodzi. Była siódma rano. Duża liczba centr handlowych była jeszcze zamknięta. Dotyczyło to także tego jednego, które mnie interesowało... Co prawda nie ciągnęło mnie specjalnie na zakupy, ale lody to było już co innego. W jednym z takich przybytków była prawdopodobnie najlepsza lodziarnia w tym mieście i co ciekawsze mieściła się nawet niedaleko mojej szkole. Tylko jeden taki szczegół... Hmmm... Jako odwieczna wagarowiczka lokalnego liceum unikam tamtych okolic.
Zeszłam schodami na dół, a następnie skierowałam się w stronę wyjścia i opuściłam moją posesję uprzednio pamiętając, aby upewnić się, że wszystko jest pozamykane.
Ruszyłam wolnym krokiem na przystanek, a chwilę później moje słuchawki wróciły na ich należyte miejsce - na moje uszy.
Po dojściu na przystanek przyjrzałam się rozkładowi jazdy. Najbliższy pasujący mi autobus powinien być za minutę.
Cierpliwie odczekałam nieszczęsną "minutę", która w rzeczywistości okazała się trzema minutami. Niezbyt lubiłam, jak rozkład jazdy różnił się od rzeczywistego czasu autobusu, ale dzisiaj trzy minuty do przodu czy trzy minuty do tyłu nie miały dla mnie dużego znaczenia.
Oczywiście w środku zebrał się już dosyć duży tłum ludzi. Jakby jeszcze wliczyć pozostałą szóstkę, która wchodziła do środka to naprawdę można powiedzieć, że za chwilę będzie wewnątrz dosyć ciasno i duszno.
Może by tak poczekać na następny au... - Szybko odrzuciłam tą myśl.
W następnym pewnie będzie jeszcze gorzej. W końcu zbliżała się ósma. Uczniowie wybierają się do szkoły. Pracownicy do pracy. I tak dzień w dzień.
Tak więc weszłam do środka wraz z pozostałymi ludźmi i szybko przecisnęłam się, aby być jak najbliżej wyjścia. Była to jedna z nielicznych okazji, kiedy mój rozmiar i wzrost były prawdziwą zaletą. Z łatwością znalazłam się przy wyjściu i odetchnęłam moją odrobiną przestrzeni osobistej.
Pozostały czas jazdy postanowiłam poświęcić na oglądanie niezbyt w sumie interesujących i wielokrotnie przeze mnie widzianych miejskich okolic.
Jakieś dwa przystanki później tajemnicza ręka pociągnęła mnie do tyłu:
- Rut.. - Usłyszałam za sobą wesoły krzyk i posłałam spojrzenie godne seryjnego mordercy. - Rin - poprawiła się szybko dziewczyna. - Jak ja dawno ciebie nie widziałam. Czeeeemu nie chodzisz z nami do szkołyyy?
- Cieszę się, że jesteś jak zwykle w zaskakująco dobrym humorze - powiedziałam z ciężkim westchnieniem.
- Co to za sztywne zachowanie?
- Po prostu nie lubię krzyczeć na cały autobus, jak pewni ludzie których znam - dosyć szybko zrozumiała aluzję.
- Przecież i tak nie znasz tych ludzi, którzy z nami jadą - prychnęła. - Nie ma się co przejmować tym co myślą.
Westchnęłam.
- Czyli dzisiaj będzie jeden z nielicznych dni w które przychodzisz do szkoły - zmieniła temat i kontynuowała nawijanie, jak karabin maszynowy. - Tak dawno ciebie nie było, że niemal zapomniałam, jak wyglądasz. W końcu jesteś taka mał - kolejne mordercze spojrzenie, które posłałam tym razem w zestawieniu z uśmiechem. - Taka... Hmmm... No wiesz jaka. Taka nieobecna na lekcjach...
Na chwilę przestałam jej słuchać i przełączyłam się w tryb automatycznego przytakiwania i zaczęłam aktywnie śledzić jej mono...dialog dopiero pod szkołą do której ciągnęła mnie niemalże siłą.
W końcu nie zapomniałam o prawdziwym powodzie mojego wyjścia. Jaaa chcę lody! Ja nie chcę do szkoły, więc czemu muusi mnie tak ciągnąć..
Na mojej twarzy ukazało się nieludzkie cierpienie.
- Już jest pięć minut po ósmej. Chodźmy na lody - błagałam. - Ja nie chcę tam iść. Zrobię wszystko. Naprawdę zrobię wszystko, ale chodźmy na te lody, a nie tutaj, prooszę..
Nagle jej mina się zmieniła i się gwałtownie zatrzymała.
- Wszystko? Trzymam cię za słowo - mimo jej niewinnej minki wyczuwałam, że już coś kombinuje. - Hmmm... Co ja mogłabym od ciebie chcieć...
Nie podobało mi się to, jak wesoło się rozglądała po okolicy. Zdawała się wypatrywać kogoś albo czegoś wzrokiem.
- Jest!! - Wydała cichy okrzyk zadowolenia. - Widzisz go - wskazała na jakiegoś faceta.
- Co z nim? - Spytałam.
- Zagadaj do niego - kazała mi.
- I co ja mam mu niby powiedzieć? - Nie byłam zbyt chętna do tego uciążliwego zadania.
Czemu niby muszę gadać z obcymi ludźmi przez jej zachcianki?
- Hmmm... Nie wiem. Wymyślisz coś - zaczęła mnie pchać w jego kierunku. - A i zapytaj się czy ta dziewczynka co przyprowadza ją do podstawówki jest jego córką.
- A po co ci to wie...? - Zaczęłam pytać.
- Nieważne. I tak nie zrozumiesz. A teraz radzę ci zabierać się za twoje zadanie. Los mojego świata od tego zależy.
- Co do... - Chciałam zaprotestować, ale po prostu popchnęła mnie dalej do przodu.
- Liczę na ciebie - puściła mi oczko.
- A ja ci mówię, że się z góry zawiedziesz - przewróciłam oczami. - Zrobię to, ale liczę na to, że stawiasz mi lody - zastrzegłam.
- Wieem. Moożesz od razu go zaprosić, aby poszedł z nami.
- Co?! Nie ma mowy!? - Wydałam cichy okrzyk oburzenia. - Nie zamierzam marnować mojego cza...
- Eee... Naprawdę? - Jej mina nie wróżyła nic dobrego. - To może wolisz, abym zaciągnęła cieebie dzisiaj do szkoły?
Szantaż... To był najzwyklejszy w świecie szantaż... Od zawsze wiedziałam, że jej osobowość była bardzo niebezpieczna. Przypominała typowy stereotyp licealistki tylko bardziej przebiegły i niebezpieczny z dodatkowo wysokim wskaźnikiem manii uzależnienia od słodkich i przystojnych rzeczy. Była również jedną z nielicznych osób, którym nie przeszkadzał mój brak motywacji oraz ciągła nieobecność.
- Liczę na ciebie - powiedziała raz jeszcze i ustawiła się na pozycji, aby mogła wszystko widzieć, ale nie wydawała się być jednocześnie za blisko.
Jej "cel" czy jakkolwiek nazywała faceta, którego wskazała akurat mnie mijał. Przez chwilę walczyłam jeszcze ze sobą, aby się powstrzymać, ale wizja darmowych lodów i opuszczenia lekcji wygrała ze mną całkowicie.
- Niestety muszę pana prosić, żeby się pan zatrzymał na chwilę... - Powiedziałem lekko poirytowana.
Najlepiej mieć to jak najszybciej z głowy. Zapytam się o co mam się zapytać. Wrócę. Zdam raport. Dostanę darmowe lody z jej strony.
Zatrzymał się i odwrócił, a następnie przez chwilę się rozglądał. Kiedy wreszcie jednak jego wzrok przeniósł się na mnie obniżył nieco głowę. Irytujące. Wyjął papierosa z ust i przytrzymał lewą ręką.
- Słucham - odparł. Miałam wrażenie, że ten ton miał idealnie wyćwiczony.
- Moja koleżanka chciała, żebym Cię zaprosiła na lody - spróbowałam się uśmiechnąć z grzeczności, ale moje poirytowanie sprawiło jedynie na to, że mi się wykrzywiłam lekko usta. Dobre i to, skoro na więcej mnie nie stać. - Ale możesz z góry odmówić - dodałam mrużąc złośliwie oczy.
Błagam odmów. Odmów. Odmów. Chcę mieć spokój. Czemu muszę ganiać za nieznajomymi i pytać się ich o jakieś dziwne rzeczy.
- Z góry odmawiam - znowu się nade mną pochylił, ale zignorowałam narastającą z tego powodu irytację. Jeden punkt zadania miałam odhaczony. Teraz drugie pytanie i dostanę moje darmowe lody. Lody, lody, lody~!
- Wiedziałam - wzruszyłam ramionami z satysfakcją. - Niestety mam jeszcze jedno pytanie, więc póki nie zwiałeś... Koleżanki - tak właściwie to koleżanka, ale znając ją to wkrótce rozniesie się na całe liceum, więc mogę z góry użyć liczby mnogiej - pytają się też, czy ta dziewczynka, którą odprowadzasz do podstawówki to Twoja córka - wyrecytowałam. Moim zdaniem to pytanie było co najmniej bez sensu. - Od razu dodam, że nie wiem, po co im ta wiedza potrzebna do szczęścia - spojrzałam mu w oczy oczekując odpowiedzi.
- Nie jestem pewien, czy jakakolwiek moja odpowiedź, która przychodzi mi
na myśl, będzie satysfakcjonująca, więc…po prostu zgodzę się z Tobą.
Nie sądzę, żeby ta wiedza, do czegokolwiek im się przydała –
wyprostował się i przymknął na chwilę niebieskie oczy, a kiedy je otworzył jego wzrok powędrował w stronę dziewczynek, które powoli znikały w murach szkoły.- A ty, Mała... Nie idziesz? Wiesz, że nieładnie wagarować?
Rzuciłam mu nienawistne spojrzenie. Co mnie zirytowało? Wszystko. Właśnie podkreślił, że jestem niska. Gorzej. Chyba wziął mnie za dziecko z podstawówki. Ukatrupię... Ja go po prostu ukatrupię, jeśli kiedykolwiek natrafię na niego w miejscu, gdzie nie będzie świadków. Po prostu uduszę...
W tym samym momencie usłyszałam dźwięk dostarczonego smsa. Wyjęłam szybkim ruchem telefon z ręki i obrzuciłam ekran morderczym wzrokiem.
"Jak ci idzie? Zgodził się? Zgodził się?"
O mało nie warknęłam poirytowana jego spokojnym spojrzeniem, które zdawało się mnie analizować i czekać na to co zrobię. Mój poziom irytacji zaczął niebezpiecznie wzrastać.
Zacisnęłam rękę na telefonie.
Nagle poczułam dziwne pieczenie na ręce, która trzymała urządzenie elektroniczne.
Rozszerzyły mi się oczy.
Urządzenie niebezpiecznie się nagrzało i po chwili wybuchło iskrami rozrywając obudowę na kilka części.
Cofnęłam się o dwa kroki do tyłu przerażona, ale po chwili zebrałam rozsiane wokół mnie kawałki obudowy.
Spojrzałam się na niego przerażona.
- Co za dziwna usterka - zaczęłam się cofać, a potem gwałtownie się odwróciłam i ruszyłam szybkim krokiem pragnąc, jak najszybciej zniknąć mu z oczu.
Na pewno zauważył, że coś jest nie tak. Mogę się o to założyć nawet o moje darmowe lody, że wie, iż coś jest nie tak.
Szybko dołączyłam do niecierpliwie wyczekującej mnie dziewczyny.
- Coś się stało? Wyglądasz jeszcze bardziej blado niż zwykle chociaż nie sądziłam, że to jest jeszcze możliwe... Ta ręka... - Spojrzała na moją dłoń. - Czemu wygląda, jakby była
poparzona? - Zmarszczyła brwi. - Nie zauważyłam tego wcześniej.
-
Naprawdę? - Próbowałam idealnie udać zdziwienie, ale byłam wytrącona z
równowagi tak, więc prawdopodobnie nie uzyskałam idealnie mojego
zamierzonego efektu. - Cóż, nie rzuca się to zbytnio w oczy. A poza tym nic się nie stało.
Schowałam rękę za plecy. Bolała mnie. Niestety skutki poparzenia nie zamierzały sobie od tak zniknąć. Zacisnęłam zęby zbierając w sobie całą siłę woli. Nie mogłam pokazać tego, jak mnie boli. Potem pójdę do najbliższej toalety i schłodzę rękę pod bieżącą wodą, ale do tego czasu muszę wytrwać spokojnie...
Nie wyglądało na to, aby dała się nabrać, ale wyraźnie zrozumiała, że nie chcę, aby drążyła temat.
- Co do moich pytań... - Spojrzała na mnie wyczekująco.
- Nie odpowiedział mi na pytanie dotyczące jakieś tam dziewczynki - poinformowałam ją.
- A co do wyjścia na lody?
- Nie zgodził się - zapowiedziałam. - Nie wydawało mi się też, aby cokolwiek mogło go przekonać...
- Innymi słowy nawet nie próbowałaś go przekonać... - Posłała mi zawiedzione spojrzenie. - A ja na ciebie liczyłam... - Jej głos brzmiał niemalże tak, jakby próbowała we mnie wywołać poczucie winy
- Ale i tak liczę z twojej strony na darmowe lody - zastrzegłam. - Umowa była taka, że zapytam się o to i dostanę lody. Nie wspominałaś o tym, że jego odpowiedzi mają być pozytywne. Poza tym wątpię, aby zmienił zda... - Urwałam nagle.
Osoba o nieznanym mi imieniu z którą jeszcze rozmawiałam chwilę temu. Ta sama, która patrzyła na mój incydent z telefonem.
Doszedł do nas spokojnym krokiem.
- Zmieniłem zdanie - oznajmił uprzejmie, a na twarzy mojej znajomej pojawił się wesoły uśmieszek.
- Ja może jednak daruję sobie te lody. Jakoś nie jes ... - Zamierzałam właśnie wykonać obrót o 180 stopni i pospiesznie się ewakuować.
- Nie ma mowy - oznajmiła cicho myśląc, że on jej nie usłyszy. - Idziesz z nami - po chwili ledwie wyszeptała. - Nie wiem czemu tutaj przyszedł, ale jeśli pójdzie po tym, jak ty pójdziesz to mój genialny plan szlag trafi także zostajesz czy tego chcesz czy nie. Wiesz co mogę zrobić jeśli się nie zgodzisz, prawda...? - Zawiesiła głos.
Demon. Pod skórą niewinnie wyglądającej szesnastolatki z pewnością musiał się kryć jakiś demon.
Kiwnęłam głową. Ten rozwój sytuacji nie podobał mi się w najmniejszym stopniu.
- Tak więc na lody - krzyknęła wesoło.
- Na lody - powtórzyłam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz