piątek, 3 maja 2013

(Wataha Mroku) Od Aoime

Scythe zaprowadził nas do jakieś kopuły, w której rosły jakieś podejrzane roślinki, najprawdopodobniej robiło się  z nich narkotyki. Hm, uroczo.
Świętowaliśmy ludzkie postacie, Meyrin poprosiła mnie o pozwolenie wyjścia z imprezy, naturalnie, zgodziłam się, nie miałam prawa jej zatrzymywać. Tak szczerze, to lubiłam ją. Od samego przybycia tutaj, okazała się bardzo szczera, sumienna i wierna. Wahałam się, czy nie dać jej pozycji bety.
Wracając do biegu wydarzeń, gdy tylko weszliśmy, wszyscy rozpierzchli się na różne strony, Scythe poleciał do niewielkiego jeziorka, poszłam za nim.
No cóż, dużo by tu mówić, rozkleiłam się, gdy go zobaczyłam. Kochałam go za wnętrze, a teraz... teraz jest tak strasznie seksowny, wykorzystam to.
Był szatynem, miał dłuższe, zwichrzone włosy, które chaotycznie opadały po opalonej cerze. Miał szkarłatne oczy, uwodzicielski uśmiech, od którego cała w środku topniałam. Nie ważne, zostawimy to na później.
Miał cienką, bawełnianą bluzkę, na którą zarzucona była czekoladowa bluza z kapturem, miał dość ciasne spodnie, nie przyglądałam się butom, bo ciągle wodziłam wzrokiem po jego ciele. Uch.
 Widziałam, że też badał mnie wzrokiem, gdy już skończył, przyciągnął mnie do siebie i pocałował długo i namiętnie, całował tak, jakby od tego zależało nasze życie, a świat się walił.
W końcu, odsunęłam się od niego, błagając o litość, póki nie byliśmy sami lepiej... nie zaczynać. Uśmiechnęłam się uwodzicielsko, chwyciłam jego dłoń i dystyngowanym krokiem ruszyliśmy ku grupie.
Całą noc imprezowaliśmy, nie wiem, skąd wytrzasnęli ten tajemniczy, kuszący napój, ale chyba był z alkoholem, bo trochę kręciło mi się w głowie i stawałam się coraz to bardziej rozluźniona, Shadow uczył robić skręty. W końcu, gdy zaczynało świtać wszyscy padliśmy wykończeni po całej nocy zabawy.
Było wczesne popołudnie, gdy każdy, zaspany (i prawdopodobnie na kacu) zaczynał się rozbudzać. Patrzyłam na nich rozbawiona.
- Jeżeli dzisiaj chcemy dotrzeć do Forever Young, proponuję ruszyć w drogę. - Popatrzyłam, jak rzednie im mina. - To co, wrócimy tu jeszcze kiedyś? - Zaśmiałam się, a inni pokiwali energetycznie głową.
Po krótkim czasie, ruszyliśmy w drogę, już w postaci wilków. Jak zwykle, pilnowałam tyłów, wraz ze Scythe'm, zauważyłam, że ma szramę na wewnętrznej stronie lewej łapy.
Pożegnaliśmy się z wilkami na Polanie Pojednania, poprowadziłam wilki iluzji do naszej jaskini. Zauważyłam tam Meyrin z obcym wilkiem. Scythe zaczął warczeć i wystąpił przede mnie, rzuciłam mu spojrzenie pełne miłości, prosząc, aby się odsunął, to było bardzo miłe i jakże kusicielskie, ale sama umiem się obronić.
- Kim jesteś? - Szłam w kierunku nieznajomego, jak tygrys, polujący na swoją ofiarę, nie spuszczałam z niego wzroku.
Meyrin wystąpiła przed niego, jak wcześniej Scythe. Otworzyła usta i nerwowo zaczęła paplać.
- To jest Dastan, mój przyjaciel... - Speszyła się. Ha, pewnie coś robili pod moją nieobecność, zostawić ich bez opieki na kilka godzin... - Nie rób mu krzywdy.
- Twój 'przyjaciel' umie mówić chyba sam? - Przekręciłam pytająco głową.
Wilk wystąpił na przód.
- Jestem Dastan, jeśli pozwolisz, chciałbym dołączyć do Twojej watahy.
Kąciki warg powędrowały do góry.
- Będziesz tu mile widziany, opiekuj się moją betą.
- Co? - Meyrin była zaskoczona. - Przecież ja...
- Od dzisiaj jesteś moją zastępczynią, kochanieńka. - Uśmiechnęłam się.
Pokiwała głową, a ja weszłam do jaskini. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz