Zima ustępowała wiośnie, śnieg się roztapiał, czasem na kilka drogocennych chwil, przedzierało się słońce, niektóre ptaki latały, głosząc, że wiosna już tuż-tuż.
Po polowaniu (którym przewodziła Meyrin, tak, oddawałam jej coraz więcej obowiązków), poszłam na spacer ze Scythe'm, Meyrin i Dastanem. Ci dwoje coś kręcą, czuję to.
Zaprowadziłam ich przed grotę, nadal zachowywaliśmy postać wilczą, z racji, iż Dastan nie posiadał ludzkiej, hm, będę musiała porozmawiać z Nemezis.
Szłam raźnie, na przedzie, z tyłu słuchać było nerwowe szepty, a czasem głośne wibracje, gdy któreś z młodych wilków wpadło na skałę bądź stalagmit czy stalaktyt.
Doszliśmy do mojej groty, wbiegłam do wody, jak ostatnia idiotka. Za mną wbiegła Nikita, a Scythe i Dastan patrzyli na nas w osłupieniu.
Puściłam do Nikity oko, podpłynęłyśmy do brzegu i zaciągnęłyśmy podstępem basiory do wody.
Muszę powiedzieć, że ten nowy przypadł mi do gustu.
Wkrótce wyszli, zostawiając mnie sam na sam ze Scythe'm.
Wyszliśmy na brzeg, momentalnie wyschnęliśmy, a następnie zmieniliśmy się w ludzi. O tak, to jest to.
Scythe przyciągnął mnie do siebie, objął w pasie i pocałował w kark. Przeszedł mnie dreszcz, odgarnęłam mu włosy z twarzy, a on uśmiechnął się do mnie, pocałował, długo i namiętnie, a ja znowu cała topniałam.
Zaczął mnie rozbierać.
- Hej, zachowajmy jednakowe tępo. - Wymruczałam, chichocząc i zaczęłam go rozbierać.
Gdy byliśmy już obydwoje w bieliźnie, usiadłam na nim, przejeżdżając paznokciem po jego torsie, a ten mocował się z haftkami mojego stanika.
Noc spędziłam upojnie, a rano cała promieniałam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz