Dotarłem na te piękne tereny tropiąc pewną wilczycę, nie miałem żadnej pewności, że ją tu znajdę, więc zdałem się na instynkt. Zastanawiało mnie co się z nią działo, od ostatniego czasu, kiedy ją widziałem. Pojawiła się wtedy na terenach mojej watahy, była taka dziwna i tajemnicza, a każdego dnia inna, nawet z charakteru. Odbyłem z nią tylko jedną rozmowę, a już zakochałem się w niej po uszy. Meyrin, wadera mroczna i niebezpieczna, czyli idealna dla mnie.
Zawędrowałem tutaj na miejsce tutejszej Watahy Mroku, miałem nadzieję, ją spotkać, zamiast tego ujrzałem dziewczynę o czarnej opasce oraz prostym gotyckim stroju, jedyne co mi się wydawało w niej znajomego to jej spojrzenie, pogardliwe i zdziwione, zupełnie jak Meyrin. Chwila... Meyrin?
-Meyrin?- Zapytałem.- Co ty tu robisz? I dlaczego jesteś w formie człowieka?
-Hmm... Była wyprawa, potem impreza no i się z niej wymknęłam. No i wzięłam trochę tych ziół, ale nie wiem co to za zioła.
Spojrzałem do jej plecaka wypchanego różnego rodzaju zielskiem, chwila to były ero- zioła!!!???
-Skąd to masz?- Zapytałem.
-Z imprezy- powiedziała.- Ale ja nie lubię imprez, szybko się stamtąd ulotniłam.
-To może pobędziesz trochę ze mną?- Zaproponowałem.
Kiwnęła głową, zapowiadał się cudowny wieczór.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz