niedziela, 5 maja 2013

(Wataha Mroku) Od Aurory


Od czasu gdy wróciłam do watahy, poczułam, że mój świat się zmienił. Zaczęłam patrzeć na niego, z innego punktu widzenia. Świat przestał być ciekawy, interesujący, stał się nudny, szary, taki jak zawsze był. Jednak zawsze starałam się go malować, ubarwiać, zachwycałam się jego pięknem. Teraz już po prostu nie chciało mi się bezsensownie śmiać z byle powodu. Zmarszczki by mi się jeszcze porobiły.
Jedynie niebo pozostało dla mnie nie zmienione, tajemnicze i tak dobrze znane, pełne mroku, a jednocześnie pełne światła. Niebo było wyjątkowe, jedyne w swoim rodzaju. Gdyby niebo mogło mnie zabrać... do siebie. Do wiecznej krainy, do której tak dawno temu odeszła moja rodzina. Oni czekali tam na mnie. Ale mi się nie śpieszyło do nich.
Tego dnia, po raz pierwszy zmieniłam się w człowieka. Nawet nie było ze mną źle, ale faktycznie, od śmiechu mogły mi się teraz robić zmarszczki. Z resztą, nie chciało mi się już śmiać. Kiedyś moja babcia, opowiadała mi, że ludzie potrafili wyrabiać instrumenty muzyczne, w tym flet, którego dźwięk niezwykle mi się podobał. Teraz, kiedy przednie kończyny nie były zajęte podtrzymywaniem ciała, chciałam sobie sprawić coś takiego. Mogłabym się nauczyć grać. Niestety, potrzebowałabym pomocy, przy wystruganiu czegoś takiego. Szawa mi w tym na pewno by nie pomógł, bo nie miał ludzkiej formy. I skąd ja mam wziąć jakieś ostre narzędzie, którym ja mam wystrugać ten flet? Może Alfy by mi pomogły... nie! Sama sobie poradzę! Znalazłam nad rzeką, kawałek szkła. Nie miałam pojęcia skąd się tam wziął. Może niebo mi go zesłało..? Nie, po prostu ktoś kiedyś gdzieś roztrzaskał coś szklanego i prąd poniósł kawałek aż tutaj. Szkło było ostre, ale całe wieki by mi zajęło struganie fletu.. ale.. czy ma miałam coś innego do roboty? Znalazłam długi, chudy kawałek drewna, pusty w środku. Zaczęłam robić w nim dziury, a potem nadawać mu właściwy kształt. Prace trwały kilka dni, pod koniec, szkiełko było już zbyt stępione by mi jakoś posłużyć; Jednak schowałam je do kieszeni. Potem wypróbowałam swój instrument. Był bardzo prosty, ale brzmiał dość ładnie. Usiadłam sobie nad rzeką, zanurzyłam nogi w zimnej wodzie, i zaczęłam grać. Zastanawiałam się, czy wracać na noc do jaskini. Ale w sumie po co? I tak nikt nie zauważy mojego zniknięcia. Może tylko Szawa, ale on się ucieszy. A ja? Byłam zbyt szczęśliwa tutaj, nad rzeką, grając na flecie, niż patrząc co dzień, na te same pyszczki ograniczonych istot wilczych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz