niedziela, 14 września 2014

(Dzielnica Mroku) od Akatsukiego

Szedłem sobie spacerkiem w stronę domu, gdy nagle zobaczyłem Rin, która nie wyglądała, jakby miała dobry humor.
 - Coś się stało? - Zapytałem podchodząc do niej.
 - Nienawidzę przemawiać do rozsądku Hinomoto - westchnęła.
Nawet nie rzuciła swojego "zdychaj", "spadaj" i innych standardowych tekstów, którymi mnie zawsze witała. Chyba naprawdę miała dosyć dyskusji po wizycie u Hino.
 - I co z tego wynikło? - Zainteresowałem się. - Zmieniła zdanie?
 - Można tak powiedzieć - zastanowiła się. - W razie potrzeby pomocy się z nami skontaktuje. Szczerze mówiąc wątpię, że to zrobi, ale jak sobie cokolwiek pozwoli sobie zrobić to ją zawlekę do łazienki i włożę jej głowę w kibel, a potem będę ją tam trzymać dopóki nie ochłonie... I godzinę dłużej, żebym ja też mogła się odstresować.
 - Chyba nie "odstresować" tylko "wyżyć na niej" - zauważyłem.
 - Na pewno nie będzie mi mieć tego za złe - machnęła ręką.
 - Jestem z ciebie dumny - stwierdziłem. - Wykorzystujesz teraz problemy innych ludzi, żeby móc się wyżyć. Zaczynasz mi mnie przypominać.
 - Nie wrzucaj mnie ze sobą do jednego worka - jej ton zrobił się jadowity. - Wystarczy, że robi to już większość naszych znajomych. Naprawdę tego nienawidzę.
Chyba należy szybko zmienić temat...
 - Co powiesz na to, żebyśmy się wybrali na uratowanie Akatriela? - Zaproponowałem. - W końcu nie miałaś jeszcze szansy go poznać i to byłaby dobra okazja.
 - Masz na myśli tego, którego Ari nazwała "pedałkiem"? - Spytała.
 - Tak, jego mam na myśli.
 - Zastanawiam się co ta Alfa Powietrza w nas widzi - doskonale domyślała się, że ksywka nie miała nic wspólnego z rzeczywistością. - Nie zdziwiłabym się, gdyby kogoś nazywała "Włos z nosa" albo "Mop".
 - W takim przypadku to chyba bym nie pogardził moją ksywką "Romantyk" i bym się uważał za szczęściarza, ale z drugiej strony... Nie wyobrażam sobie, żeby nazywała kogoś "Włos z nosa", ponieważ za długo by się to wymawiało na polu walki. Czyli raczej z dwóch opcji zostałby "Mopem".
Wdaliśmy się w długą rozmowę na temat Ari i Hinomoto.
Szliśmy uliczkami (które stanowczo wymagały odnowienia).
 - Co to w ogóle za miejsce? Po co w ogóle tutaj mnie przyprowadziłaś?
 - A nie chciałeś przypadkiem ratować Akatriela? - Zauważyła. - W tym niebieskim budynku powinno być podziemne zejście do laboratorium.
 - Skąd to wiesz? - Zdziwiłem się.
 - Nie chcesz wiedzieć - uśmiechnęła się ponuro. - Przeszłam piekło, żeby zdobyć tą informację. Nie wiedziałam, jak ci ludzie u góry potrafią być upierdliwi na konfach fb, kiedy wydaje im się, że nikt nie wie kim są - pokręciła głową z rezygnacją. - Nie sądziłam, że dorośli "odpowiedzialni" ludzie potrafią być tak niepoważni.
Nie pytałem o nic więcej.
 - To ja zajmę się zmniejszeniem liczby ochroniarzy, a ty uratuj Akatriela - zdecydowałem.
 - Przecież ja nie mam pojęcia, jak on wygląda - zauważyła.
 - Rozpoznasz go. Taki brązowowłosy wyrostek z okularami, który wydaje się niewprowadzony w ten świat wilków, który w dodatku myśli, że my jesteśmy niepełnoletni i sobie nie wyobraża ile my tak naprawdę mamy lat.
 - Większość tych informacji jest nieprzydatna - westchnęła ciężko. - I weź nabierz do innych trochę szacunku.
 - Zrobię to, gdy ty go do mnie nabierzesz - odparłem.
 - Czyli nigdy - podsumowała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz