środa, 17 września 2014

(Dzielnica Mroku) od Akatsukiego

Za to hotel w którym mieszkał Akatriel nie był tak daleko. Kierowałem się w jego stronę chcąc, żeby ten rozrywający ból w mięśniach i żebrach wreszcie minął. Byłem tuż przed wejściem do budynku, gdy nagle wpadłem na jakiegoś czarnowłosego chłopaka z którym się zderzyłem.
Upadłem na ziemię i jakimś cudem udało mi się nie zrzucić Akatriela z pleców co by się skończyło zapewne wstrząsem mózgu przy tej prędkości.
Powoli wstałem czując, że rana mi się otworzyła. Szybko zasłoniłem to płaszczem i rzuciłem krótkie spojrzenie chłopakowi, który zdawał się nie zauważać, że coś mi się stało (Akatriela raczej nie dało się nie zauważyć).
- Ummm, mogę wiedzieć czemu i gdzie niesiesz mojego nieprzytomnego przyjaciela?
Wydawał się nie rozumieć co się wydarzyło. Też bym się zdziwił widząc taką sytuację.
 - To twój znajomy? - Zapytałem. - To znacznie ułatwia sprawę - stwierdziłem. - Mógłbyś go zabrać na górę, mieszka na ostatnim piętrze. Nawiasem mówiąc przydałaby się mu jakaś pomoc.
 - A co się stało? - Zadał pytanie.
 - Długa historia - chciałem machnąć ręką, ale na szczęście się powstrzymałem zdając sobie sprawę czym, by się to skończyło. - Nie mam czasu opowiadać. Śpieszę się.
 - Na pewno wszystko w porządku? - Zmrużył oczy przyglądając się mi.
Wątpiłem, żebym wyglądał, jakbym był okazem zdrowia.
- Nic z tego, idziesz z nami i chyba najpierw zajmę się Twoją raną - dodał po chwili.
- To nic takiego. Nie potrzebuję pomocy - odparłem od razu. - Sam się tym zajmę. Bywałem już w gorszych sytuacjach.
Odwróciłem się z zamiarem pójścia, ale on po prostu złapał mnie za rękę zatrzymując. Wątpiłem, żebym był w stanie mu się wyrwać w tym stanie bez otwierania rany. Poza tym aktualnie to on miał więcej siły.
Rzuciłem w jego stronę niechętne spojrzenie. Nie wiedziałem, jak go przekonać, żeby dał mi spokój.
- Daj mi go - powiedział wskazując Akatriela.
Nie protestowałem. Nie widziałem w tym sensu. Nie sądziłem, żeby mi odpuścił. Poza tym po tym wszystkim nieprzytomny robił się uciążliwe ciężki. Z chęcią oddałem go chłopakowi, a ona zarzucił go na ramię.
Zastanawiało mnie, czy nie skorzystać z szansy i się nie ulotnić - oczywiście wiedziałem, że takie myśli nie mają sensu, ale nie mogłem się powstrzymać przed nimi.
Chyba mnie też chciał zarzucić na ramię, ale nie sądziłem, żeby to było niezbędne, więc tylko pokręciłem głową i poszedłem przodem, żeby wskazać, gdzie mieszka Akatriel.
Dotarliśmy na ostatnie piętro przed jego mieszkanie.
Zapukałem. Szczerze mówiąc nie spodziewałem się nikogo, ale ku mojemu zdziwieniu drzwi jakaś blondynka.
Widziałem, jak rozszerzają się jej oczy na widok nieznajomego, który pewnie wyglądał upiornie oraz Akatriela zarzuconego na ramię tego czarnowłosego.
Wpuściła nas do środka:
- Co się stało? - Zapytała po chwili.
- Radzę poczekać z pytaniami, aż... - Spojrzałem pytająco w jego stronę.
- Zakiel - podpowiedział.
- ... Aż Zakiel sprawdzi, jak on się czuje - skończyłem.
Spojrzał znacząco w moją stronę.
- Chyba najpierw powinienem się zająć tobą - stwierdził. - Zanim się wykrwawisz na śmierć.
- Jak wolisz - westchnąłem zdejmując kurtkę.
Spojrzałem na moje ramiona. Oczywiście bandaże już dawno przesiąkły krwią - spodziewałem się tego po takim wysiłku. Martwiło mnie coś innego. Tych ran nie powinno już tutaj być z moją zdolnością leczenia już po maksymalnie dwóch minutach od ich otrzymania.
- Siadaj - wskazał fotel. Wyciągnął jakieś nożyczki i rozciął materiał.
- Nie przedstawiłeś się - zauważył, wyciągając jedną z fiolek z zamocowanym na niej dzióbkiem do odmierzania malutkich kropelek. Skropił nimi miejsca, w których materiał przywarł do ciała i rozpuścił\ strupy. Ogólnie nigdy nie lubiłem być oglądany przez medyków. W końcu zawsze oznaczało, że zrobiłem sobie coś poważniejszego
- Akatsuki - odparłem bez zbędnego gadania.
- Angel byłabyś tak dobra i przyniosła mi trochę ciepłej wody i szmatek? - zapytał przyglądając mi się. - Jak sobie to zrobiłeś? - Zainteresował się.
- Wpadłem na kogoś nadzwyczaj chętnego do walki - powiedziałem oględnie. - W dodatku dosyć silnego.
Przyznam szczerze, że unikałem się wdawania szczegół spodziewając się, że im więcej powiem tym więcej będzie pytań z jego strony.
- Masz jakieś zdolności samoleczenia? - Zapytał.
Nie musiałem w sumie tego ukrywać, ale mało kto o tym tutaj wiedział, więc się chwilę zawahałem przed odpowiedzią.
- To ważne, bo chcę cię leczyć...niekonwencjonalnymi metodami - jego spojrzenie i określenie metod jako "niekonwencjonalne" jakoś nie wróżyło mi zbyt dobrze.
- Można tak powiedzieć - westchnąłem. - Normalnie takie zadrapania nie sprawiłyby mi zbyt dużego problemu w walce, a ich uleczenie zajęłoby mi około 2-3 minut - oceniłem. - Nie wiem czemu tym razem było inaczej.
Cierpliwie czekałem, aż skończy leczenie, nie... bardziej pasowało określenie eksperymentowanie. W każdym razie wyglądało na to, że ostateczny efekt był zadowalający, gdyż po ranie nie było ani śladu. Z następnymi poradził sobie szybciej.
Wyszedł na chwilę do łazienki, a ja poczekałem, aż wróci.
 - Dzięki - powiedziałem z zamiarem wstania z fotela.
 - Dokąd idziesz? - Spojrzał się na mnie podejrzliwie.
 - Potrenować - odparłem, zanim zdążyłem ugryźć się w język.
Chyba to zmęczenie sprawiło, że przestałem uważać na to co mówię. Już dzisiaj drugi raz palnąłem coś czego nie powinienem mówić w danych sytuacjach.
 - Teraz powinieneś odpocząć - wydawało mi się, że nie zamierza przejmować sprzeciwów.
 - Nie ma takiej potrzeby - upierałem się. - Nie mam czasu odpoczywać.
 - Jak teraz nie odpoczniesz to potem tylko pogorszysz swój stan - postanowił użyć logicznego argumentu.
 - Jeśli teraz nie będę ćwiczył, to potem mogę przez to następnym razem źle skończyć w walce z nim - zauważyłem.
I tak zamierzałem pójść trenować nieważne co by powiedział. W końcu teraz byłem zbyt słaby, żeby sobie z nim poradzić, więc musiałem zrobić wszystko, aby stać się silniejszym - nie miałem jak na razie zbytniego pomysłu, jak to osiągnąć, dlatego postanowiłem, że na razie po prostu będę, jak najwięcej ćwiczyć.
 - Nigdzie stąd nie idziesz - uśmiechnął się.
Mój wzrok podążył w stronę jego rąk, które trzymały strzykawkę.
 - Chyba sobie stroisz żarty... - Stał przede mną odcinając mi wszelkie drogi ucieczki, więc bez użycia siły nie miałem zbytnio, jak stąd wydostać.
Nie sądziłem, żeby użycie siły było dobrym sposobem okazania wdzięczności, ale na pewno nie zamierzałem dać się uśpić, czy cokolwiek zamierzał zrobić.
Spróbowałem się wybić z górę, lecz całą siłę włożoną w wyskok zamortyzował niezwykle miękki fotel, tymczasem Zakiel złapał moje ramię i wstrzyknął mi substancję.
Spojrzałem niechętnie na ramię i już po chwili poczułem przypływ senności. Oczywiście nie zamierzałem tak się po prostu poddać, więc spróbowałem się podnieść. Nic z tego. Chociaż udało mi się trochę unieść po chwili efekt senności i zmęczenia się wzmocnił.
Oczy same mi się zamknęły, wbrew mojej woli i opadłem z powrotem na fotel przeklinając w myślach Zakiela i ten płyn z usypiającym efektem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz