Odwróciłem się do ofiary ataku, która nawet nie umiała się obronić, gdyby nie ja najwyżej tydzień później jego ciało wylądowałoby w kostnicy. Zależy, jak szybko zostałoby odnalezione, a to oznaczało, że odpłaciłem już swoją przysługę i teraz... Mogę jedynie chcieć go upokorzyć za ostatnie wydarzenia.
Wyciągnąłem rękę pomagając mu wstać. Oparł się o drzewo.
- Co, doktorku, nie dajemy sobie rady, gdy dochodzi do prawdziwej walki? - Zaśmiałem się szyderczo.
Wkurzony zamachnął się na mnie pięścią chcąc mi przestawić nos. Nie było to chyba zachowanie, którym traktuje się osobę, która uratowała mu życie.
Uniknąłem tego ciosu z łatwością i kopnąłem go brzuch, a on zgiął się wpół.
Zgadywałem, że nic nie jadł, bo inaczej, by już zwrócił przed siebie całą zawartość swojego żołądka.
- Żałosne - mruknąłem patrząc, jak zwija się z bólu.
Kucnąłem koło niego.
- Powiedz, ile razy ktoś musiał cię ratować? Patrząc na dzisiejszy popis umiejętności... - Zastanowiłem się przyciszonym głosem.
- Sprawia ci to jakąś chorą przyjemność?! - Wkurzył się.
Wstałem uśmiechając się:
- A żebyś wiedział. I to jaką! Jedna walka w której kopią ci tyłek i mam humor poprawiony na tydzień - rozłożyłem szeroko ręce podkreślając swe słowa.
Zakiel podniósł się, a raczej uwiesił się na drzewie podnosząc i stając obok mnie.
Dopiero teraz zauważyłem, że był niższy ode mnie.
- A właściwie to czemu po prostu nie zmieniłeś
formy na wilczą i nie pozagryzałeś tych ścierw? - Spodziewałem się uderzyć w czuły punkt.
W końcu nie byłem głupi, żeby nie domyślić się, iż istnieje powód dla którego nie może się odmienić. Spojrzałem na niego wyczekująco.
Chyba nie czuł się w nastroju, żeby cokolwiek mówić, ponieważ postanowił mnie zignorować i wrócić do miasta. Tak, jakby był w jego stanie to zrobić. Niemalże od razu nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Odruchowo go złapałem.
- Puść mnie! - Zachowywał się niczym mały niedorzeczny bachor.
Czemu go złapałem? Tylko po to, żeby dzięki mnie miał okazję na spotkanie trzeciego stopnia z ziemią. Z chęcią wykonałem jego prośbę pozwalając mu wyrżnąć twarzą na ziemię.
Poniżanie go sprawiało mi tyle przyjemności. Z każdą sekundą miałem ochotę sprawić, żeby coraz bardziej tracił swoją godność i cierpiał. Oglądanie tego było czystą przyjemnością, a świadomość, iż to moja zasługa sprawiała, że nie mogłem przestać się tym zachwycać. Chciałem poniżyć go jeszcze bardziej, bardziej i bardziej, tak, żeby zwykły zdychający kundel zwijający się z zimna w brudnej uliczce miał więcej godności od niego.
- Zamierzasz udawać, że sam wrócisz do miasta? Dobra - wzruszyłem ramionami i z rękoma w kieszeni zacząłem się od niego spokojnie oddalać.
Wiedziałem, że nie miał wyboru. Uśmiechnąłem się diabelsko, chociaż on nie mógł tego widzieć. Był bezsilny i zdany na mają łaskę lub niełaskę - i właśnie to było w tym piękne.
- Nie mogę... - Powiedział cicho.
Zatrzymałem się.
- Mówiłeś coś? - Uśmiechnąłem się rzucając przez ramię.
Dobrze. Dobrze. Coraz lepiej. Od teraz z każdym swoim zdaniem będzie tracił odrobinkę swojego honoru, aż w końcu nie zostanie mu nic.
- Ja... Ja już nigdy nie zamienię się w wilka - szepnął.
Usłyszałem zdruzgotanie i przerażenie w jego głosie. Musiał mieć niezły szok z tego powodu, jednak nie zamierzałem mu ułatwiać przyznanie tego, że utracił tą umiejętność. Wolałem usłyszeć, jak mówi to załamany i zdesperowany do mnie, jednocześnie godząc się z tym, że nie ma innego wyboru.
- Skąd to postanowienie? - Wzruszyłem ramionami udając, że mnie to nie obchodzi.
- Nie rozumiesz. Ja nie potrafię się zmienić - powiedział głośniej.
- Niby czemu? - Zainteresowałem się odwracając.
Nie słyszałem nigdy, jak wilk mógł utracić swoją możliwość przemiany i wolałem się dowiedzieć, żeby nie być w podobnej sytuacji co ten wrak żyjącej istoty.
- Do cholery nie chodzi tu o żadne moje
postanowienia! Ja po prostu jestem teraz zwykłym człowiekiem, jesteś
zbyt tępy, żeby to pojąć?! - Wkurzył się.
- Ciekawe... - przyznałem.
A teraz pora przejść do najlepszej części. Wiedziałem, że za kilka sekund nie będzie miał innego wyboru niż się przede mną poniżyć, jeszcze bardziej niż do tej pory.
- Pomóż mi - oparł czoło o ziemię, a ja patrzyłem na to, jak się upokarza czując się kompletnie pokonany.
Sprawiało mi to zaskakująco dużo przyjemności, a jeszcze większą przyjemność prawdopodobnie bym odczuł odmawiając mu po jego poniżeniu.
- No nie wiem - zastanowiłem się.
Odmówienie mu było całkiem kuszące, ale jeśli zdechnie i stracę zbyt wcześnie moją nową zabawkę to na przecież, wraz z tym okazję poniżenia go jeszcze bardziej. Nie byłem pewien...
- P... Proszę - wydukał z goryczą.
- Podoba mi się, gdy prosisz. Błagaj dalej, a może się zastanowię - wzruszyłem ramionami.
Patrzyłem się na niego czując wewnętrzną radość patrząc, jak zdesperowany odrzuca resztki godności osobistej. Ten dzień był fantastyczny. Od dawna nie bawiłem się tak świetnie.
- Ja... Błagam,
pomóż mi wrócić do miasta.
Utracenie nowej zabawki byłoby dosyć bolesne, ale...
- Nie - odparłem uśmiechnięty.
- Ale... Dlaczego?! - Był załamany.
- Bo mam taki kaprys - odparłem i odwróciłem się.
- Błagam... Co ci szkodzi, że mi pomożesz?! - Krzyknął zdesperowany.
- Po prostu miałem ochotę zobaczyć, jak poświęciłeś całą swoją dumę i uświadomiłeś sobie, że to nic nie dało - odparłem szczerze.
Ale po namyśle... Myślę, że jeszcze będę miał okazję ujrzeć to wiele razy.
Wróciłem i zarzuciłem go sobie na plecy i zacząłem się kierować w stronę miasta.
W międzyczasie zaczął mi się w głowie formować pewien pomysł:
- Nie chciałbyś stać się silniejszy? - Zapytałem.
- Jakby to było możliwe z tym ludzkim ciałem - westchnął.
- Znam na to sposób - powiedziałem od niechcenia. - Może byś zaczął trenować, żeby stać się silniejszy? Mógłbym nawet ci w tym pomóc - zaoferowałem się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz