Gdy rano wstałam rodzice nadal spali, więc szybko się ogarnęłam i zrobiłam im śniadanie. Pozałatwiałam to co musiałam i pogadałam z kim musiałam. Gdy znowu natknęłam się na Salai'a, to oczywście musiał kogoś atakować. Po moim skromnym pytaniu on odparł:
- Odezwała się. - Uśmiechnął się wrednie.
- Bez znaczenia. Zostaw Panią i porozmawiajmy gdzieś na spokojnie. - Powiedziałam bez uczuć.
- Czemu akurat teraz mam rezygnować, skoro ona sama tego chcała? - Zapytał.
- Ponieważ ona nic nie jest warta. - Odparłam.
On wzruszył ramionami i odpuścil sobie, po czym ruszyliśmy do baru dla wilków.
- Chciałam Ci powiedzieć, zę wybiłam wszystkich moich wrogów i odzyskałam rodziców. Jednak mam pewien kłopot i przyszłam po radę. - Oznajmiłam.
- Jaką? - Zapytał rozluźniony.
- Nie wiem co zrobić z rodzicami. - Miłam prawdopodobnie smutne i zmartwione spojrzenie.
- Daj im spokój. Sami i tak uciekną od Ciebie. - Powiedział.
- Może i masz rację. - Powiedziałam niepewnie.
Nagle poczułam jak kładzie mi dłoń na nadgarstku,a gdy uniosłam wzrok on patrzył mi się prosto w oczy.
- Będzie dobrze, tylko nie ingeruj. - Powiedział i patrzył trochę cieplej niż zwykle.
Kiwnęłam twierdząco głową, a moje obawy prędko zniknęły.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz