poniedziałek, 22 września 2014

(Dzielnica Ludzi) Od Zakiela

Do mojej świadomości przebiły się głosy. Po raz pierwszy w życiu słyszałem czyiś głos, ale nie rozumiałem słów. Dopiero gdy rozmawiający podeszli bliżej mogłem zrozumieć, o czym rozmawiają.
- Jest sam, będzie całkiem łatwą ofiarą - powiedział chłopak. Nie miałem wątpliwości, że mówi o mnie.
- Wiecie co, polowanie na ludzi to całkiem niezła rozrywka.
- Polowanie na wilki byłoby ciekawsze.
- Ale tym zajmuje się Jacklyn, Lenea i Kali.
- Cóż koniec rozmowy, pora na zabawę - wstałem powoli, przyglądając im się czujnie. Postanowiłem wyprzedzić ich atak. Wyszarpnąłem pistolety. A raczej pistolet, bo przy jednej z broni zaciął się pasek, zabezpieczający ją przed wypadnięciem z pokrowca. Przekląłem w duchu i złapałem wolny pistolet w dwie ręce. Oddałem kilka strzałów, jednak bez wilczych mocy nie byłem w stanie nadążyć za ruchami przeciwnika. Poczułem, jak narasta we mnie panika. Ręce zaczęły mi drżeć, prawie uniemożliwiając strzelanie. Normalnie rzuciłbym w tej chwili broń gdzieś na bok i zmienił się w wilka, uciekając lub rzucając się na nich z pazurami. Gdy opróżniłem magazynek, sięgnąłem po kolejny, przerywając na chwilę ostrzał. Zwykle wyliczałem strzały tak, żeby podczas uzupełniania amunicji wciąż używać drugiego pistoletu, jednak ten cholerny pasek uniemożliwił mi to. Chwilę spokoju wykorzystała kobieta, podchodząc do mnie i brutalnie łapiąc mnie za kołnierz. Podniosła mnie tak, żeby materiał owinął się wokół mojej szyi, powoli mnie dusząc. Chciałem jeszcze walczyć, wstrzykując jej miksturę usypiającą, którą kiedyś potraktowałem Akatsukiego, ale bałem się zwolnić uścisk na jej przedramieniu, żeby nie zmiażdżyła mi kręgosłupa. Zacząłem tracić przytomność.
- Co powiecie na to, żeby zakończyć tą zabawę w tym momencie? - jak spod ziemi wyrósł Akatsuki i bez dalszych ostrzeżeń odrąbał dziewczynie rękę. Opadłem bezwładnie na ziemię, łapiąc ciężko oddech. Rozpiąłem kołnierzyk, który nagle zaczął mnie strasznie uciskać. Obok swojej dłoni zobaczyłem upuszczony wcześniej pistolet. Złapałem go machinalnie i dopiero podniosłem głowę, akurat żeby zobaczyć, jak Akatsuki przeprowadza piękną, czystą dekapitację jednego z napastników. Odwrócił się do mnie i niedbale wyciągnął rękę, żeby pomóc mi wstać. Oparłem się ciężko o drzewo.
- Co, doktorku, nie dajemy sobie rady gdy dochodzi do prawdziwej walki? - zaśmiał się szyderczo. W nagłym przypływie gniewu zamachnąłem się, żeby dać mu w twarz, ale mnie samemu moje ruchy wydawały się powolne i niezgrabne, a co dopiero jemu. Z łatwością uniknął ciosu i załadował mi kopniaka w brzuch. Zgiąłem się wpół i upadłem na kolana.
- Żałosne - mruknął nade mną. Gdy nie odpowiedziałem kucnął przy mnie.
- Powiedz, ile razy ktoś musiał cię ratować? Patrząc na dzisiejszy popis umiejętności... - zaczął mówić przyciszonym głosem.
- Sprawia ci to jakąś chorą przyjemność?! - przerwałem mu ostro. Wstał, uśmiechając się.
- A żebyś wiedział. I to jaką! Jedna walka, w której kopią ci tyłek i mam humor poprawiony na tydzień! - rozłożył szeroko ręce, podkreślając swoje słowa. Powoli podniosłem się do pionu, głównie za sprawą drzewa, które rosło obok.
- A właściwie to czemu po prostu nie zmieniłeś formy na wilczą i nie pozagryzałeś tych ścierw? - zapytał nagle, patrząc na mnie wyczekująco. Nie zamierzałem mu się zwierzać. Nie miałem ochoty nawet go oglądać. Milcząc zrobiłem krok w stronę miasta. Chwilowe niedotlenienie i dość brutalny sposób Akatsukiego na odpłacenia mi za zamach na jego twarz osłabiły mnie jednak na tyle, że przy najmniejszej próbie ruchu nogi się pode mną ugięły. Stojący obok chłopak złapał mnie raczej z odruchu, niż z własnej woli.
- Puść mnie! - krzyknąłem, wiedząc jak niedorzecznie się zachowuję. Oczywiście gdy straciłem podparcie moja twarz miała okazję na przywitanie się z ziemią.
- Zamierzasz udawać, że sam wrócisz do miasta? Dobra - wzruszył ramionami i z rękoma w kieszeni zaczął się powoli oddalać.
- Nie mogę... - powiedziałem cicho. Zatrzymał się.
- Mówiłeś coś? - rzucił niedbale przez ramię. Przełknąłem dumę i niechęć do Akatsukiego.
- Ja... ja już nigdy nie zmienię się w wilka - szepnąłem.
- Skąd to postanowienie? - wzruszył ramionami, nieporuszony.
- Nie rozumiesz. Ja nie mogę się zmienić - powiedziałem głośniej.
- Niby czemu? - odwrócił się. W jego oczach zobaczyłem delikatny cień zainteresowania. Najwyraźniej nie mógł pojąć, że wilk może stracić możliwość przemiany.
- Do cholery nie chodzi tu o żadne moje postanowienia! Ja po prostu jestem teraz zwykłym człowiekiem, jesteś zbyt tępy, żeby to pojąć?! - krzyknąłem.
- Ciekawe... - powiedział po chwili. Znów zapadła między nami cisza.
- Pomóż mi - wypowiedzenie tych dwóch słów wymagało ode mnie dużego wysiłku. Oparłem czoło o ziemię, czując się doszczętnie pokonany i upokorzony, ale Akatsukiemu to nie wystarczyło. Ukucnął przy mnie.
- No nie wiem... - zastanawiał się.
- P...proszę - wydukałem z goryczą.
- Podoba mi się, gdy prosisz. Błagaj dalej, a może się zastanowię - wzruszył ramionami i wbił we mnie świdrujący wzrok, najwyraźniej bardzo zadowolony z siebie. Jeśli gdzieś tam jeszcze zachowałem resztki godności, teraz musiałem całkowicie je odrzucić.
- Ja... - odetchnąłem głębiej, próbując wyrzucić z siebie tą wiązkę słów - Błagam, pomóż mi wrócić do miasta - powiedziałem cicho i zamarłem, czekają na jego reakcję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz