niedziela, 14 września 2014

Od Akatriela

Światło, ciemność, światło, ciemność, światło, światło, oślepiające światło, a potem ciemność.

Jazda samochodem przy skrajnym wykończeniu, nie będąc w stanie zasnąć nie należy do najprzyjemniejszych rzeczy w życiu. Szczególnie z niezbyt miłym towarzystwie. W końcu samochód zatrzymał się, a ja poczułem, że ktoś mnie unosi. Prawdopodobnie ten przemiły typek, z którym wcześniej walczyłem, lub jakiś jego kumpel, bo normalny człowiek nie byłby w stanie unieść mnie w ten sposób. Zostałem przeniesiony na blat w jasnym pomieszczeniu, prawdopodobnie jakimś labolatorium. Poczułem dość brutalne ukłucie, po czym poczułem, że mimowolnie przemieniam się w ludzką postać. Po sekundzie było już po wszystkim. Przez mgłę zobaczyłem rudą kobietę w kitlu, podchodzącą do mnie powoli. Położyła rękę na moim ramieniu a ja nie odepchnąłem jej tylko dlatego, że nie miałem na to siły.
- Już dobrze - powiedziała, jakby chciała mnie uspokoić. Najchętniej wybuchnąłbym szyderczym śmiechem. Poczułem mocny chwyt na przegubie prawej dłoni, a potem zaciskający się na niej pasek. To samo spotkało pozostałe kończyny oraz głowę. Gdy byłem już całkowicie unieruchomiony, ktoś dożylnie wstrzyknął mi kolejną substancję. Po chwili odzyskałem ostrość widzenia i poczułem, jak wracają mi siły. Serce i oddech nieznacznie przyspieszyły, co, jak pamiętałem z lekcji biologii było jednym z objawów podania adrenaliny.
- Lepiej ci? - zaśmiał się szyderczo facet, z którym wcześniej walczyłem. Milczałem wymownie, patrząc w inną stronę. Przy okazji zauważyłem, że rzeczywiście znajduję się w jakimś labolatorium, jednak nie była to znana mi placówka w szkole. To było dużo mniejsze, ale wyglądało na lepiej wyposażone i niedawno odnowione. Świerze linoleum na ścianach i podłodze jeszcze błyszczało czystością, lecz jednocześnie widziałem znaki częstego użytkowania pomieszczenia - wypełniony po brzegi kosz na śmieci, niedojedzona kanapka na jednym ze stołów, liczne plamy po chemikaliach, zdobiące blaty oraz przede wszystkim małe łóżko polowe, rozstawione w kącie. Kobieta podeszła do blatu obok mnie, na którym stała aparatura do destylacji oraz mała buteleczka, do której skapywał zabarwiony na fioletowo płyn. Była prawie pełna, więc zamieniła ją na kolejną. Pierwszą postawiła na małym stoliku przy mojej ręce. Z szuflady wyjęła świeżą strzykawkę i odpakowała ją. W tym czasie mężczyzna usiadł naprzeciwko mnie i zaczął wpatrywać się we mnie świdrującym wzrokiem, jakby czekał na efekt eksperymentu. Nie miałem już wątpliwości, że chcą mi podać to, co z uczyniło z niego Supermena bez leginsów i sprawdzić, jak moja reakcja będzie się różnić od jego. Mnie niestety nie dane było zobaczyć procesu, ponieważ zaraz po tym, jak pierwsze kropelki substancji znalazły się w mojej krwi, zemdlałem, rażony błyskawicą przenikliwego bólu. Potem pamiętam tylko chłód gołego kamienia, pomieszczenie z przytłumionym światłem i dziwne uczucie słyszenia własnych krzyków z oddali.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz