Akatsuki zachowywał się...dziwnie. Przemknął obok mnie, jakbym miał mu zrobić krzywdę, gdy zbliży się chociaż centymetr bliżej. Gdy zniknął mi z pola widzenia, wzruszyłem ramionami i ruszyłem z powrotem do pokoju. Tuż pod drzwiami uderzyło mnie wspomnienie, które dotychczas było tłumione przez nadmiar wrażeń. Czerwono-biały kwiatek na parapecie w kuchni, którego widziałem, wchodząc do łazienki. Niepozorną, piękną i śmiertelnie niebezpieczną a do tego uznaną za wymarłą "Czerowną śmierć". Wbiegłem do pokoju, już myśląc o tych wszystkich magicznych eliksirach, które będę mógł z niego zrobić. Delikatnie wziąłem w ręce doniczkę i podniosłem do światła. Roślina była trochę podwiędnięta, najwyraźniej nikt nie wiedział, jak się z nią obchodzić. Bez zastanowienia wyjąłem flaszkę "magicznej wody" - jak zwykłem nazywać płyn stymulujący rośliny. Był stosunkowo tani i łatwy do przygotowania, więc nie żałowałem pozbycia się całej buteleczki, byle przywrócić kwiatek do życia. Z uwagą obserwowałem, jak rozkwita w oczach. Potem zrobiłem rundkę po wszystkich pokojach, zbierając każdą doniczkę, jaką zauważyłem, z wyjątkiem wielkich palm, stojących na korytarzu, do których dosadziłem dotychczasowych lokatorów doniczek, Następnie zaniosłem wszystko do kuchni i delikatnie oderwałem od "Czerwonej śmierci" kilka nowo wyrośniętych odnóg - efektu ubocznego działania eliksiru i powsadzałem je do pustych doniczek. Na każdą sadzonkę przeznaczyłem kropelkę praktycznie bezcennego, złotego płynu, dzięki któremu w godzinę powinny osiągnąć całkowicie rozwiniętą formę. Odetchnąłem głębiej, żeby uspokoić łomoczące z podniecenia serce i usiadłem przy stole. Wyciągnąłem z torby książkę zielarską i zacząłem przeglądać, szukając przepisów zawierających ten kwiat. Nie było ich dużo, ale każdy miał niesamowite właściwości. Najbardziej zafascynował mnie jeden, z dopiskiem "stosować wyłącznie wilkom w zwierzęcej postaci, podanie człowiekowi grozi śmiercią" oraz nieznanymi właściwościami. Postanowiłem ten właśnie wypróbować jako pierwszy. Przez resztę czasu, potrzebnego roślinkom na wytworzenie kwiatów przygotowywałem wszystkie pozostałe składniki eliksiru. Z dwóch nowo powstałych Czerwonych śmierci odciąłem kwiaty i zmieliłem w moździerzu. Po chwili eliksir był gotowy. Porównałem jeszcze wygląd płynu z tym, opisanym w książce, po czym wlałem go do pierwszej lepszej miski, którą znalazłem. Normalnie wypróbowałbym go na jednym z prywatnych królików doświadczalnych, zwanych członkami watahy, ale wszyscy odeszli, więc został mi tylko półżywy Akatriel, z którym nie chciałem ryzykować, Akatsuki, który gdzieś pobiegł i chyba do końca życia nie przyjmie ode mnie żadnej substancji oraz ja sam. Westchnąłem.
- Dla nauki! - powiedziałem bez specjalnego zapału, przeżegnałem się, żeby w wypadku śmierci mieć jakieś fory na górze i zmieniłem postać w wilczą. Szybko wypiłem całą dawkę, żeby ewentualne konwulsje nie przeszkodziły mi w dokończeniu. Nic takiego jednak się nie stało. Właściwie nic się nie stało. Siedziałem chwilkę w bezruchu, czekając na...cokolwiek. W końcu doszedłem do wniosku, że "nieznane właściwości" oznacza "brak właściwości". Prawdopodobnie był to przepis na zniwelowanie trucizny zawartej w płatkach kwiatu, inaczej leżałbym już dawno martwy na podłodze. Zmieniłem postać na człowieczą i posprzątałem po sobie. Wróciłem do salonu i dopiero teraz uświadomiłem sobie, że Akatriel siedzi przed telewizorem.
- Długo tu jesteś? - zapytałem, siadając obok niego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz