Świetnie. Akatsuki zostawił mnie do znalezienia Akatriela z tym beznadziejnym opisem i postanowił zgarnąć całą zabawę dla siebie.
Sam pobiegł lewym korytarzem po zejściu do podziemi, gdzie wyczuwałam dużo wrogów w pobliżu, a mi zostawił lewy.
Nie spodziewałam się zbyt dużego wyzwania.
Westchnęłam i rzuciłam się biegiem. Im szybciej będę mieć to z głowy tym lepiej.
Nie zważałam zbytnio na to co się dzieje wokół mnie, ponieważ na drodze nie napotkałam nikogo i żadnych przeszkód. Nagle moją uwagę przyciągnął rozbłysk po prawej i lewej stronie.
Odbicie słońca z dwóch stron? Zbieg okoliczności? W podziemiu raczej nie. Znałam za to idealne określenie na to zjawisko - lasery.
Rzuciłam się błyskawicznie na ziemię. Spóźniłam się zaledwie o sekundę.
Bolesnym wzrokiem obrzuciłam miejsce w którym mnie dosięgnęły - moje biedne włosy.
Nie... W sumie to teraz wyglądały na ładnie i równo przycięte. To chyba mogę sobie odpuścić planowaną wizytę u fryzjera.
Podniosłam się i rzuciłam dalej, tym razem już poświęcając uwagę na to co się dzieje wokół mnie. W końcu następnym razem mogło się nie skończyć na darmowym równym obcięciu włosów, a opcja z ucięciem nogi lub ręki nie przypadłaby mi do gustu.
Skręciłam w prawo podążając za niewyraźnym wilczym zapachem, aż w końcu dotarłam do laboratorium.
Najwyraźniej zainwestowali w odnowienie tego miejsca po tym, jak im zniszczyliśmy tamto.
- Ooo... - Udałam zaskoczoną. - Nie spodziewałam się was tutaj zobaczyć.
W środku była rudowłosa kobieta z którą zdążyłam się zapoznać, była jedną z moich przełożonych, kiedy przebywałam w ośrodku. Za to pozostała trójka facetów w środku była tymi, którzy mnie uwięzili.
- Chyba pora wyrównać rachunki - uśmiechnęłam się diabelsko. - Wtedy nie chciałam na siebie zwracać uwagi w liceum, ale tutaj możemy pójść na całość.
Ostatnią osobą był ledwie przytomny chłopak o brązowych włosach.
... Czyli to był Akatriel?
- Co mu zrobiliście? - Spytałam.
- Czy sama dobrze nie wiesz? - Spytał mnie jeden z chłopaków. - W końcu przeszłaś przez to samo.
Zaczęłam trochę współczuć Akatrielowi.
- Wolelibyśmy, żebyś przeszła na naszą stronę - zaproponowała kobieta. - W końcu wiesz, że nie ma się sensu jemu sprzeciwiać.
- Tak do twojej wiadomości to nienawidzę osób, które się bawią w boga - powiedziałam z obrzydzeniem. - Chociaż sama mam nieraz się ochotę w to pobawić to znam o wiele ciekawszą zabawę. Zgadnijcie jaką.
Nie odpowiedzieli. Najwyraźniej nie mieli pojęcia co może być dla mnie taką świetną rozrywką.
Zaśmiałam się cicho widząc ich zmieszanie.
- To jest zabawa w niszczenie ambicji i wszystkiego tych co się bawią w boga. Pokazanie im jacy są niedoskonali i bezsilni w stosunku do pewnych rzeczy. Zmiażdżenie ich wygórowanego ego.
W mojej lewej ręce zmaterializował się pistolet, który szybko wycelowałam i wystrzeliłam tak, żeby chybił zaledwie o centymetr od jej ucha.
Nawet nie drgnęła! - Nie mogłam w to uwierzyć.
- Najdoskonalszy obiekt badań - kobieta wydawała się zachwycona. - W końcu to podobno ty posiadasz informacje pierwowzoru i największy potencjał.
Prychnęłam z lekceważeniem.
- Nie mam pojęcia o czym ty mówisz - odparłam. - Nie wiem nic o pierwowzorze - uniosłam brwi.
Naprawdę nie miałam pojęcia o czym ona mówi... Geny pierwowzoru? Przecież, jak się tam pojawiłam to na pewno nie mogłam być ich pierwowzorem, ponieważ to miejsce dawno już działało. Może mnie z kimś myli? Zresztą pewnie blefowała, żeby odwrócić moją uwagę.
Szybko się odwróciłam za siebie.
Dwójka chłopaków za mną rzuciła się w moją stronę.
Pierwszy chwycił jakiś łom (co w laboratorium robi łom?!), a drugi postanowił spróbować ze mną szczęścia bez broni.
- Mam dla was jedną prośbę - oznajmiłam. - Zdychajcie! - Warknęłam.
Zablokowałam cios pierwszego i drugiego z prawej ręki, lecz nagle zaczęli atakować również lewymi. Szybko się uchyliłam przed pierwszym, a następnie podcięłam nogi chłopakowi nr 1, a drugiemu za mną strzeliłam w kolano, a następnie zwaliłam na podłogę obok numeru pierwszego.
Trzeci stał przy wyjściu, a kobieta gdzieś w międzyczasie się ulotniła.
Miałam ochotę rzucić się do dalszej walki, żeby wyeliminować przeciwnika, a potem się rzucić w pogoń, ale powstrzymałam tą chęć.
Podeszłam do chłopaka i spojrzałam na niego.
Nie wydawał się być w pełni przytomny.
- Dasz radę iść? - Spytałam.
Kiwnął wolno głową i wstał.
Zachwiał się, a ja go podtrzymałam. Widocznie musiał być bardzo osłabiony.
- Kim jesteś? - Spytał się mnie po chwili.
- Rin - odparłam.
Nagle zbladł patrząc się w moją stronę.
- Coś się stało? - Zapytałam się.
Szybko przypomniało mi się o chłopaku, który stał przy wyjściu na dalszy korytarz.
Spojrzałam w tamto miejsce. Oczywiście puste. Pewnie nietrudno było się domyślić kto zamierzał mnie właśnie od tyłu zaatakować.
Uniknęłam pierwszego ciosu, ale nie miałam zbytnio gdzie uciekać. W końcu byłam między tym silnym chłopakiem, a Akatrielem.
W dodatku pojawiło się przy wejściu kilkanaście osób. Cholerny Akatsuki - gdzie on się podziewał zamiast eliminować przeciwników?
Cicho zaklęłam.
Źle. Źle. Źle. Bardzo źle. Było bardzo źle. Przydałaby się jeszcze jedna osoba. Nie mogłam jednocześnie walczyć i pilnować osłabionego chłopaka, żeby mu się nic nie stało, a na pewno nie mogłam walczyć na dwa fronty.
Akatriel wydawał się już dochodzić do siebie. Musiałam tylko kupić jeszcze ze dwie minuty czasu, żeby odzyskał w miarę sprawność, ponieważ podejrzewałam, że użyli jakiś środków obezwładniających na czas eksperymentów, żeby nie zaczął się rzucać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz