niedziela, 21 września 2014

( Dzielnica Mroku) od Nadii

Mój dzień zaczynał się standardowo. Wstać rano, wyszykować się do pracy i tak dalej. Jednak teraz zamiast siedzieć w mieszkaniu i robić coś co by mi odpowiadało, siedzę w boksie we schronisku. Leżałam skulona w kącie nie pokazując pyska. Ludzie mnie mijali i patrzyli jak na zwykłe zwierzę. I oto mi w sumie chodziło. Co tutaj robię skąd się wzięłam? Sama nie wiem, niewiele pamiętam.
***
- Och, czemu muszą robić taki bałagan - marudziłam pod nosem - przecież nie mają 6 latek.
W sumie to wszyscy sprzątali bo parę minut wcześniej rozegrała się niezła bójka.  Latało wszystko od talerzy po krzesła. Goście byli nieźle nawaleni.
Właśnie zakończyłam zmiatać na szufelkę ostatnie kawałki szkła gdy po chwili poczułam na sobie czyiś oddech. To był Marcus. Już wrócił ale jeszcze jakoś nie dałam mu płytki z dowodami przeciw Todowi, swoją droga chłopak ostatnio coś mało się pokazuje. Chodzi do pracy ale nie zaczepia mnie ani nic. Może to nawet dobrze, niepotrzebnie się czepiam.
- Możesz na chwilę? - powiedział wskazując palcem na zaplecze.
Przytaknęłam.Szybko wzięłam i wyrzuciłam szkło po czym udałam się w kierunku zaplecza.
On standardowo zapalił papierosa i spojrzał na mnie swoimi oczyma.
- Co chciałeś? - spytałam krzyżując ręce.
- Nic istotnego, chcę tylko wiedzieć czy może wiesz coś jakiś wilkach w mieście?
Skąd on wie? W sumie pisali o tym w gazecie i wszędzie o tym plotkują ale nie rozumiem czemu mnie się akurat spytał. Mógł równie dobrze kogoś z kuchni są starsi ode mnie i wiedzą więcej ode mnie.
- N-nie, a teraz pozwolisz, że odejdę muszę wziąć swoje rzeczy dzisiaj mam mnóstwo spraw na głowie - skłamałam.
Wiedziałam, że wzbudziłam jego zainsteresowanie ale nie chciałam o tym dłużej mówić bo mogłabym coś palnąć nieodpowiedniego.
Szybko spakowałam swoje rzeczy i przebrałam się.  Pożegnałam się z każdym i skierowałam się w stronę domu. Spokojnie maszerowałam przez uliczki. Po chwili w powietrzu dało mi się wyczuć zapach innego wilka. Był mi obcy ale i zarazem znajomy.
Spokojnie podeszłam do jednej z uliczek i wtedy ukazała mi się postura wysokiego wilka a jego pysk umazany we krwi. Był jednak ślepy gdyż jego oczy miały taki zamglony  kolor. I wtedy rozoponałam w nim moją matkę. Niby nie kojarzę jej rysopisu ale pamiętam, że od zawsze była ślepa.
Powoli zaczęłam się wycofywać, bo widziałam w niej dziką istotę a nie pół-wilka,pół-człowieka. Kiedy już się obróciłam powolnym krokiem zaczęłam odchodzić, jednak po chwili usłyszałam za mną warczenie. Nie chciałam się obracać ale zrobiłam to i ujrzałam ją. Widać nie widziała nic we mnie jak tylko wroga. Chciałam uniknąć walki ale nie dało się bo ona coraz bliżej do mnie podchodziła przy czym wyszczerzała kły. Szybko się rozejrzałam po czym dokonałam przemiany i zaczęłam biec ile sił w nogach. Pod tą postacią byłam znacznie szybsza. Ona jakoż iż była pełno wartościowym wilkiem doganiała mnie. Po upływie paru sekund skoczyła na mnie i przy gwoździła do chodnika.
Wiedziałam, że to moje ostatnie chwile życia i gdy miała już mnie zagryźć upadła obok mnie martwa na ziemie. Szybko zorientowałam się, że to hycel do niej strzelił. Nie miałam czasu aby ją opłakiwać podniosłam się i pobiegłam ile sił gdy poczułam piorunujący ból w prawej przedniej łapie. Postrzelił mi ją.
Chciałam walczyć z bólem ale przegrałam. Nim się obejrzałam odpłynęłam.
***
I właśnie obudziłam w schronisku z opatrunkiem na łapie. Leżałam a świat mi lekko wirował. Musiałam wy myśleć sposób jak się wydostać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz