Następnym moim celem było mieszkanie Nadii. Owszem, wiedziałam już od pracowników, że jest bardzo małe prawdopodobieństwo, że ją tam spotkam, gdyż podobno jej nie ma, ale nigdy nie zaszkodzi spróbować, zwłaszcza, że miejsce jej zamieszkania nie było zbyt daleko od miejsca pracy pod którym aktualnie się znajdowałam.
Wolnym krokiem ruszyłam poprzez dzielnicę dopóki nie stanęłam pod odpowiednim adresem. Weszłam do środka budynku. Oczywiście nie spodziewałam się, iż kawalerka pozostała pod jej nieobecność otwarta, ale znałam podstawy otwierania zamków niekonwencjonalnymi metodami co większość ludzi określiłoby włamywaniem, ja wolałam tą pierwszą nazwę.
Na moje szczęście zamek nie był zbyt skomplikowany, więc puścił prawie od razu. Popchnęłam drzwi i weszłam do środka. Nic - tak jak myślałam nikogo nie było. Przyjrzałam się cienkiej warstwie kurzu na półkach i wyglądało na to, że były nieużywane około 2-3 dni.
Jeśli chodzi o samo wyposażenie mieszkania to wyglądało na to, iż wszystko jest w porządku. Okna całe. Zero włamań i zaginionych przedmiotów. Gazeta na biureczku obok laptopa i wszystkie półki pozamykane, a grzebać w jej rzeczach osobistych nie zamierzałam.
Pamiętając o zamknięciu zamka opuściłam teren kawalerki i znalazłam się ponownie na korytarzy nie mając pojęcia co zrobić dalej. Jak do tej pory to miałam więcej pytań niż odpowiedzi. Nie. Miałam same pytania, ponieważ dotychczasowe odpowiedzi były po prostu kolejnymi pytaniami, kwestiami których nie byłam zbytnio pewna.
Może jednak spróbuję dowiedzieć się coś o tej wzmożonej aktywności wyłapywaniu dzikich zwierząt. Jakkolwiek absurdalnie i bezpodstawnie ta wskazówka nie brzmiała była ona ostatnią wiadomością od niej i musiałam podjąć to działanie, nawet jeśli istniało ponad pięćdziesięcioprocentowe ryzyko, że jest to jedynie ślepy zaułek i strata czasu - brak wyboru sprawia, że robimy rzeczy, których w innej sytuacji nawet nie wzięlibyśmy pod uwagę.
Moim celem było najbliższe schronisko. Zobaczę czy dowiem się czegoś ciekawego po wizycie tam i przy okazji przyjrzę się zwierzakom pod pretekstem zabrania jednego do domu, kto wie - być może mi się dziwnym trafem poszczęści.
Ruszyłam dosyć szybkim krokiem, chociaż nie biegłam - wolałam nie zwracać na siebie zbytniej uwagi w takim miejscu, gdzie nigdy nie było do końca wiadomo co się dzieje w ciemnych zaułkach, a kłopoty były ostatnią rzeczą, jaką potrzebuję.
Weszłam do środka i od razu zrobiło mi się szkoda tych zwierząt. Może od razu ludzi, by tak zamknąć w klatkach? Wiele z nich same, by sobie poradziło na wolności i niekoniecznie krzywdziliby ludzi, ale jak wiadomo homo sapiens jest pełne uprzedzeń, stereotypów oraz trzyma się zawsze tych samych założeń (oczywiście bez obrazy dla wyjątków, ja tu mówię o ogóle społeczeństwa z którymi spotkałam się w tym mieście).
Nikogo nie było, więc szybko się rozejrzałam. Chciałam podejść do dalszych, większych klatek, ale w tym samym momencie pojawił się ktoś wyglądający jednocześnie na ochroniarza, jak i opiekuna:
- Mogę w czymś pomóc? - Zapytał się.
Głos niósł się echem w tym miejscu i miałam dziwne wrażenie, że cokolwiek tutaj powiem zostanie usłyszane nawet na drugim końcu budynku.
- Taak - powiedziałam po chwili wahania. - Szukałam jakiegoś zwierzaka do adopcji - uśmiechnęłam się. - Nie miałby pan nic przeciwko, gdybym się rozejrzała?
Miałam nadzieję, że warto było prowadzić tą farsę i że Nadia tutaj była.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz