Postanowiłam odwiedzić Kondrakara. Słyszałam plotkę, że chciał się
zabić, trzeba by to sprawdzić, stary znajomy, może jeszcze mnie pamięta.
Poszłam do watahy ognia, Brisingera nie było, minęłam jego grotę i zawitałam w grocie Kondra.
Leżał w ludzkiej postaci na łózko.
Szczerze nie chciało mi się wierzyć, że to on... pamiętałam go jako
czerwonowłosego wesołka i chłopaka, który mógł ciągle imprezować. Miał
tyle energii a teraz? Leży na łóżku smutny i ani drgnie.
- Cześć Kondro... bo to ty tak? - odezwałam się niepewnie do białowłosego chłopaka
- Taa... to ja... a ty to? - odpowiedział wstając
-Lovley Loyal, poznaliśmy się podczas wyprawy po ludzką postać.
- Ach to ty... ta co tak do Minsa ciągnęła, a teraz do mojego alfy? -
uśmiechnął się łobuzersko, skrzywiłam minę, bo nie lubię jak tak mi
wypominają, że byłam kolejną laską Minsa... byłam! To czas przeszły! Po
co tak ciągle to wspominać?!
- Ech daruj sobie ten komentarz.
- Komentarz? Hah, ale przecież to prawda... - znów się uśmiechnął, ale tym razem szyderczo...
- Prawda prawdą ,ale nie życzę se abyś mi to wypominał. Poza tym to było kiedyś czyli w czasie przeszłym...
- Jak chcesz... i tak to dla mnie bez znaczenia... Przyszłaś tu jak każdy, by mnie pocieszyć tak?
- Coś w tym stylu... raczej chciałam wiedzieć po co chciałeś się zabić?
- Nie potrzebne ci to do szczęścia... nie lubię o tym mówić... - odwrócił wzrok
- Nie odwracaj się i spójrz na mnie swoimi czerwonymi oczami jak kiedyś.
- Nie mogę gdyż mam już tylko jedno oko... a poza tym jak powiedziałaś ,,kiedyś to czas przeszły...''-zaśmiał się
-Więc powiesz mi? Może jakoś pomogę? - nalegałam
-Wkrótce ci powiem, a teraz idź już stąd, chcę pobyć sam... - powiedział
-To do zobaczenia...
- Do zobaczenia i dzięki, że chciało ci się przyjść.
- Drobiazg. - powiedziałam i wyszłam z groty.
Za mną wszedł ktoś inny. Usłyszałam jak jakaś wadera z nim rozmawia... chyba chciała się z nim przejść...a nawet na pewno,bo o chwili wyszli za mną.
-Dokąd mnie zabierzesz Alice? - zapytał dziewczyny, a ona odpowiedziała:
-Zobaczysz.. .to magiczne miejsce... - Pociągnęła go za rękę i gdzieś pobiegli.
Hm... nie wiedziałam, że Kondro ma jakąś przyjaciółkę... a może to jego dziewczyna? Nie raczej nie...
Pobiegłam do domu, spojrzałam na zakurzone książki na półce w mojej
grocie, przetarłam je szmatką, jedna przykuła mój wzrok... Nosiła tytuł
,,Święty rycerz''.
Usiadłam przy stole i zaczęłam czytać...
Nie była to jakaś super książka, ale fajnie się ją czytało.
Miała też co jakiś czas ilustrację, więc łatwiej sobie było coś wyobrazić,
skończyłam na momencie jak łączą się dwie historie, bohaterowie Edwin i
Edgar składają przysięgę sługi i pana.
Wtedy usłyszałam chrząknięcie,a jak się odwróciłam moim oczom ukazał się Brisinger.
Od razu się uśmiechnęłam i podeszłam.
-Cześć kochanie. - zaczął.
-Hej. Co tam u ciebie?
-Nic ciekawego. Postanowiłem cię odwiedzić. Dawno cię nie widziałem.
-Jak się czujesz po utracie ręki?
-Jak się czuję? Znakomicie!
-Jak to znakomicie?
-Ahh no tak. Ty nie wiesz. Wszystko zaczęło się po twoim powrocie do
watahy Mroku. Otóż Hefajstos został moim patronem. i zrobił dla mnie
to. - podwinął rękaw i mym oczom ukazał się automat.
- To cudownie! Znowu jesteś w całości!- przytuliłam go
-Hehe taa...- uśmiechnął się
-Tęskniłam...chciałam przyjść ,ale wiem ,że od kiedy jesteś alfą masz
więcej obowiązków i zajęć...nie chciałam przeszkadzać Misiaczku.-dodałam
i chwyciłam go delikatnie za ucho,chciałam się zabawić...
-Love słońce...dla ciebie zawsze mam czas ,więc wpadaj do watahy ognia kiedy chcesz.
Pocałowałam go namiętnie po czym pociągnęłam za rękę na łóżko, położyłam się obok niego.
-Kocham cię...- powiedziałam patrząc mu w oczy -I pragnę mieć tylko dla siebie...- wyszeptałam mu do ucha
<Brisinger? Kochaniutki mój ;* Wybacz ,że tak niewiele dopisałam,ale braaak mi weny... >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz