Po wojnie z Lizardami wróciłam na stare śmieci. Nie wiem, czy to był tylko sen czy nie, ale mam pełno śladów na ubraniu i ciele, więc chyba to jednak prawda. Przebrałam się w jakieś niepodarte ubrania i wyszłam z groty. Gdy tak już trochę czasu szłam, zauważyłam moją alfę idącego z jakąś dziewczyna. Nie była jakaś zbytnio atrakcyjna ani ładna. Wyglądała jak biały szczur w zimie pokryty śmieciami tego świata. Była jakaś dziwna, przypominała typową szmatę. Przeszłam obok nich bez żadnego słowa. Lecz jak to te durnie co jest ich wiele, Brisinger musiał się popisać przed swoją koleżanką.
-Och, Love patrz, z kim ja teraz muszę się zmagać- powiedział to tak jakby myślał, że nie słyszę. Nie dam się gówniarzowi obrażać. Podeszłam do niego i kulturalnie się spytałam
-Przepraszam, ale masz coś do mnie?- spytałam
-Widzisz, z jakimi ludźmi muszę się zmagać.- Powiedział i muszę przyznać, że się zdenerwowałam. Co on myślał, że jest nie wiadomo kim, że jak jest zasranym alfą to może obrażać ludzi od tak po prostu.
-Wiesz, nie muszę spotykać się z jakimiś szmatami jak ty. Nikt cię nie chce czy coś, a może w twoim guście. Prawie cycków to nie ma prawie jak facet normalnie, zmieniłeś orientacje czy co?- trochę przesadziłam, ale sam zaczął, poza tym należało mu się.
-Patrz jakie to głupie i puste- no i w końcu przegiął pałę. Popchnęłam go i upadł wraz z tą jego Love na ziemi, a raczej na błocie. I ta szmata zaczęła ryczeć, a ten już z mieczem i do mnie skacze z miną bojowego chomika. Odskoczyłam od niego i sięgnęłam po mój kochany topór. Pobiegłam do niego ładując całe ciało prądem i moją broń. Gdy byliśmy naprzeciw siebie kopnęłam go w brzuch, cały prąd przeszedł przez niego jednocześnie go paraliżując, popchnęłam go z bara i wylądował na ziemi. Byłam na niego taka zła, że mogłam go zabić i w końcu prawie to zrobiłam. Skierowałam swoją całą moc w topór i już chciałam zakończyć jego życie, wykonałam ruch, lecz ta jego Love go obroniła przyjmując na siebie obrażenia. Chłopak w jednej chwili się załamał wraz z dziewczyną, która leżała mu na kolanach.
-Wypierdalaj mi stąd!- krzyknął z głosem jakby mu rozdzierali gardło w sumie się nie dziwie. Jak chciał tak zrobiłam, poszłam od nich w las. Zastanawiałam się, jak byłam do tego zdolna, dlaczego agresja mnie aż tak bardzo poniosła, żeby zrobić takie coś osobom, których praktycznie nie znam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz