Alastair zostawił Love pod opieką swoich medyków a mnie samego odprowadził do mojej watahy.
-Wszystko będzie dobrze.- powiedział i odszedł.
Poszedłem do siebie. Nie miałem zbytnio ochoty teraz patrzeć na nikogo. Ktoś jednak musiał zakłócić mój spokój. Usłyszałem czyjeś wołanie z głównej jaskini. Tytania krzyczała moje imię. Poszedłem sprawdzić o co chodzi.
-Co się stało?- spytałem.
-Ktoś nowy do ciebie.- wskazała palcem czarnowłosą dziewczynę.
Poszedłem w jej kierunku. Wyglądała na pewną siebie.
-Witam. Czy mogłabym dołączyć do Twojej watahy?- zapytała.
-Eh.. Tak. tam zostaw rzeczy.- wskazałem ręką pustą grotę. -Wybacz moje zachowanie, ale nie mam nastroju.
-Rozumiem. Nie jesteś jedyny. Dziękuję.
Popatrzyłem chwilę jak dziewczyna kieruje się w stronę groty. Udałem się w stronę średniej wielkości głazu i w postaci wilka wskoczyłem na niego. Zacząłem obserwować rozpoczynające się zaćmienie słońca. Niedługo po nim zauważyłem Kondrakara i dwie towarzyszące mu osoby. Love i.. EFFY?! A ta czego tu jeszcze szuka? Nie chcę jej tu. Zszedłem ze skały i rzuciłem się Love na szyję. Spojrzałem na Effy.
-O widzę, że jednak chcesz z powrotem swoje rzeczy. Idź sobie po nie i wynoś się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz