czwartek, 24 lipca 2014

(Dzielnica Ziemi) od Phantoma

   Nie wiem jak długo przesiadywałem w domu. Aurora gdzieś zniknęła, miała do tego tendencje. Nigdy nie trzymała się swoich terenów. A ja nie chciałem jej trzymać na siłę, tak się nie robi. Kochałem ją i nie chciałem, żeby czuła się źle, nawet swoim kosztem.
   Ze mną samym było słabo. Otoczenie wysysało ze mnie życie. Byłem jak trup. Ale to pewnie wszystko kwestia przyzwyczajenia. Musiałem oswoić się z nowym życiem. Z innymi zasadami, warunkami i normami w społeczeństwie. Tu nie wystarczyło warknąć i ugryźć. Tu trzeba było mieć olej w głowie. Dużo, dużo oleju.

   Szedłem między blokami, jakby donikąd. Miasto było dziś jakoś dziwnie puste, może to przez pogodę. Ludzie mają dziwne widzi mi się. Ale nieważne. Dziwniejszy był hałas, który usłyszałem. Z daleka zobaczyłem dziewczynę w otoczeniu bandy byczków. Zdecydowanie nie chcieli grać z nią w łapki. Postanowiłem podejść, jednemu z nich rąbnąłem w potylicę, bo tak. Padł.
 -No cze.-mruknąłem. To była ta chwila, kiedy trzeba było pokazać kto tu, do cholery, rządzi. Wyszczerzyłem się jak psychol, podszedłem do dwóch facetów, trzymających, um...W zasadzie nie miałem pojęcia kim jest ofiara. Kojarzyłem ją z Watahy Mroku, ale nie z imienia.
Jeden z mężczyzn parsknął śmiechem.
 -Chłopaki, załatwcie teko szczyla.-rzucił do zebranych. Wadera wyszarpała mu w tym czasie rękę i przywaliła drugiemu z trzymających z prawego sierpowego w szczękę. Całkiem nieźle. Teraz to mi było wesoło.
 -Cofnij się.-stanąłem przed nią, odgradzając ją od grupy. Co prawda po ludzku nie miałbym z nimi żadnych szans, ale żyłem na własnych zasadach. Przybrałem formę wilka, miny mieli bezcenne.
-Oszalałeś!?-usłyszałem za sobą. Ale co mnie to obchodziło? Tyle strachu, ten szok...Wyszczerzyłem kły i warknąłem. Lubiłem to, brzmiałem jak grom. Byłem sporo większy od byle człowieczyny, rzuciłem się między nich. Wpadłem w jakiś szał, trans. Ktoś coś do mnie krzyczał, ktoś panikował, rozległy się strzały. Moje ofiary zaczęły się rozbiegać, więc postanowiłem szybko wszystko skończyć. Z ziemi wybiły się korzenie, chwytały i wciągały w glebę wszystkich po kolei. Dopiero wtedy poczułem silny ból w brzuchu i tylnej nodze. Padłem na ziemię i przybrałem ludzką formę. Wykrzywiłem się z bólu. Krew ciekła jak strumyk z mojego uda. Spod koszulki to był już wodospad. Nieznajoma podbiegła.
 -Odbiło Ci!? Jak mogłeś użyć mocy!? Jesteś ranny! Ugh...Poradziłabym sobie przecież!-krzyczała, na co tylko uniosłem brew.
 -Nie poradziłabyś sobie. Nie wychyliłabyś się z obawy o to, co powie Ci alfa. Ładnie się odwdzięczasz za pomoc.-syknąłem. Spróbowałem się podnieść-Kurwa mać!-warknąłem pod wpływem fali bólu.
-Racja. Wezwę pomoc. Wybacz.-wilczyca chwyciła telefon i coś wystukała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz