niedziela, 20 lipca 2014

(Wataha Wody.) Od Salai'a.

Wylądowałem w pierwszym lepszym barze sącząc kolejne słabe drinki. Przechyliłem szklankę i po moim gardle spłynęła resztka słodkawego płynu.  Oparłem dłonie na stoliku i przyjrzałem się swojemu zniekształconemu odbiciu w szkle. Od tyłu podeszła jakaś truskawkowa blondynka.
- Na koszt firmy. – Szepnęła mi do ucha, postawiła kolejną szklankę na stole i odeszła kręcąc biodrami. Mój wzrok z powrotem powędrował do pustej szklanki. Palce zacisnęły się na zimnym szkle aż to popękało. Rozkruszyło się w moich dłoniach.
Chwyciłem nowego drinka i znów zacząłem delektować się ciepłem rozchodzącym się w moim wnętrzu.
- Alex.? – usłyszałem kroki i niedowierzający głos jakiejś kobiety. – Myśleliśmy, że nie wrócisz...
Urwała w momencie kiedy przekrzywiłem głowę. Jej oczom ukazały się ciemne znaki na mojej twarzy. Zmarszczyłem brwi.
- Skąd go znasz.?
- Czemu wyglądasz jak on.? – Odgryzła się.
Złote spojrzenie powędrowało po ciele dziewczyny. Długie czerwone włosy które kontrastują ze zbyt bladą twarzą.
- Jak Cię nazywają.? – Zadałem kolejne pytanie.
- Hinomoto.
Także mnie zlustrowała.
- No więc. Czemu wyglądasz zupełnie jak Alastair.?
- Był moim bratem.
Zapadła głucha cisza. Złote oczy wpatrzone w czerwone. Dziewczyna pobladła jeszcze bardziej o ile to możliwe.
- Był.? – Wyszeptała.
- Zabiłem go.
Mimo nieciekawej rozmowy w moim wnętrzu panował spokój . Wreszcie wszystko się skończyło. Ukrywanie się, śledzenia, zmiany tożsamości.
- Jak.?
Cofnijmy się do tych wydarzeń. Wpadłem w pętle swoich wspomnień.

***

- Bracie.
Alex odwrócił się błyskawicznie.
- Co Ty tu robisz.?! Przecież zginąłeś.
- Całe życie w błędzie. – Przymknąłem oczy.
- Jakim cudem.? – Spytał sztywno.
- Już na początku wojny musiałem odejść. Udawać zmarłego, żyć w przestępczym światku. Tylko po to byś mógł żyć spokojnie. Aktualnie polują na nas ludzie. Sądzimy, że to kwestia działalności mojej poprzedniej watahy. Przepraszam za to, co zachwalę nastąpi.
Chłopak zmienił postawę na czujną. W smutku pokiwałem głową i błyskawicznie wbiłem w jego bok zatrute ostrze. Złote oczy powoli bledły. Traciły swój blask.
Złapałem upadające ciało w ramiona.
- Onii-San… - Słaby głos Alexa.
- Nic nie mów. Cokolwiek się stanie zawsze będę Cię kochał mój młodszy, głupi braciszku.
Położyłem dłoń na spoconym czole brata i przy pomocy technik medycznych odebrałem mu świadomość. Z bezwładnym ciałem na rękach podszedłem do jeziora i wszedłem do wody. Wyciągnąłem ręce zaciskając pięści. Z melancholią patrzyłam na niknące w głębi ciało mojego małego brata.

***

- JAK do cholery.!? – Do -rzeczywistości przywrócił mnie krzyk Hinomoto.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz