sobota, 19 lipca 2014

Od Akatriela

Wlokłem się powoli w stronę złomowiska, które od jakiegoś czasu nazywałem "domem". W oddali usłyszałem grzmot - oznakę pierwszej, wiosennej burzy. Westchnąłem cicho, już wyobrażając sobie zimne krople, które w nocy będą stopniowo wyciągać ze mnie ciepło. Doszedłem do wniosku, że wieczorna rundka po śmietnikach może okazać się niezbędna do zaśnięcia. Wchodząc do pierwszego, ciemnego zaułka, który się nawinął, szybko zrobiłem sobie w głowie listę rzeczy, które muszę znaleźć.
"Koc, folię, opcjonalnie jakieś pręty i sznur"
Stanąłem na środku zaułka i wciągnąłem głęboko powietrze, w poszukiwaniu zapachu plastiku, jednak mój nos zaatakował tylko odór gnijących resztek i brudnych szczurów. Nie mając większego wyboru, zacząłem metodycznie przeszukiwać kolejne pojemniki na śmieci, robiąc przy tym straszny hałas.
- Nie moja wina, że robią takie wysokie te kosze na śmieci... Co by im szkodziło, jakby były 5 centymetrów niższe?! - zacząłem mamrotać. W końcu znalazłem jakąś szmatkę, którą od biedy mogłem nazwać kocem i odłożyłem ją w kąt, żeby nie przeszkadzała mi w dalszych poszukiwaniach. Nagle drzwi tuż obok mnie otworzyły się gwałtownie. Szybko odskoczyłem za najbliższą hałdę worków ze śmieciami. Z ukrycia obserwowałem, jak właściciel pobliskiej restauracji uzupełnia jeden z koszy. Gdy zamknął za sobą drzwi, podszedłem bliżej i poczułem niebiański zapach spaghetti. Zaraz zacząłem łakomie dobierać się do resztek, nie zważając na hałas.
- Cholerny szkodniku! - usłyszałem, gdy drzwi do restauracji znów się otworzyły. Coś śwignęło tuż nad moją głową i uderzyło w ścianę za mną. Już chciałem uciekać, gdy zauważyłem dośc spory kawałek pieczonego kurczaka. Tak dawno nie jadłem żadnego mięsa, że postanowiłem podjąć ryzyko zdobycia go. Skoczyłem do przodu i na ślepo zacisnąłem szczęki, łapiąc kurczaka, po czym ostro skręciłem i ruszyłem w stronę ulicy. Właściwie bardziej w stronę lecącej cegły, która trafiła mnie prosto w głowę. Dziwnym sposobem ziemia nagle znalazła się bardzo blisko. Wyrżnąłem ostro nosem o bruk, cenny kurczak gdzieś mi wypadł. Spróbowałem się pozbierać, ale świat jakby oszalał. Ściany pobliskich domów to przybliżały się, to oddalały. Przekleństwa właściciela restauracji zlały się w niewyraźny bełkot. Skupiłem się tylko na jednym - dotarciu do świateł ulicy. Nagle jedna ze ścian poleciała w moim kierunku. A może to było podłoże? Co za różnica. I tak nie miałem już siły się podnieść. Wtedy do mojej świadomości dobił się kobiecy głos, wykrzykujący coś dla mnie niezrozumiałego.
<tajemniczy kobiecy głosie zwany także Aoime?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz