Siedziałam akurat w salonie, kiedy wszedł do środka Mins.
- Cześć - przywitał się.
- Cześć - możliwe, że wyrwało mi się przy tym westchnięcie.
- Co się stało?
Aż tak źle kryłam emocje?
- Alex nie żyje - powiedziałam zgodnie z prawdą.
- Przykro mi - zmieszał się. - Mógłbym coś zrobić, aby cię pocieszyć?
- Wątpię, czy możesz mi pomóc.
- Ale ja chciałbym coś zrobić.
- Nic nie możesz zrobić rozumiesz? Chyba, że potrafisz wskrzeszać ludzi durniu. Naprawdę jesteś taki głupi? Nic nie możesz zrobić.
- Przynajmniej dowiedziałem się, co o mnie myślisz - zachował kamienny wyraz twarzy, ale trochę się zgarbił, chyba go zraniłam...
- Mins, przepraszam...
Ale on już wyszedł.
Rzuciłam książkę na podłogę i wybiegłam. Wilczur tylko podniósł uszy.
- Mins! Zatrzymaj się! - krzyczałam za nim.
Zatrzymał się. Dobiegłam do niego i położyłam mu dłoń na ramieniu.
- Słuchaj... Przepraszam cię, ja... nie chciałam.
- Nic się nie stało.
- Może dasz się zaprosić na herbatę? Proszę?
Usiadł ze mną, włączyłam coś w telewizji i poszłam zaparzyć wodę.
- Ile słodzisz? - zapytałam chłopaka.
- Dwie łyżeczki.
- Dzięki - spróbowałam się uśmiechnąć i wróciłam do kuchni.
Gdy wróciłam do salonu, trzymał w rękach książkę.
- Od kiedy interesują cię sposoby torturowania, co? - spytał podejrzliwie.
- Od dawna.
Kiwnął niechętnie głową.
- Och, czekaj, co to jest za wilczur? - wskazał na wilka.
- Znalazłam go rannego na ulicy, sama nie wiem. Wydaje się być normalny.
- Aha.
Wtedy usłyszałam trzask i szyba przy drzwiach wejściowych się posypała, na podłodze leżał kamień z jakąś wiadomością przywiązaną do niego...
<Cosik, ktosik?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz