wtorek, 22 lipca 2014

(Wataha Ognia) Od Shane'a

 Dzień w sklepie odbębniłem, bez żadnych większych ekscesów. Po pracy wybrałem się na spacer, rozpierała mnie jakaś dziwna energia...
 Jakaś laska o niecodziennych włosach zastąpiła mi drogę.
- Chcesz czegoś? - zapytałem.
- Nie ma co robić? Może być pogadał? To miejsce jest nudne, jak flaki z olejem.
- Masz wilczą postać? - zaryzykowałem.
Tak jak myślałem - ma.
- A więc jak się nazywasz?
- Shane. Shane Collins. - przedstawiłem się. - A ty?
- Rin. Po prostu Rin.
- Tak z ciekawości, to co tutaj robisz? - zapytałem dziewczynę. - Nie sprawiasz wrażenia, jakbyś była stąd.
- Mieszkam  w Dzielnicy Mroku. Mam małą przechadzkę i unikam pewnych osobników społeczeństwa ludzi - mówiła ogólnie - jak mi się wydawało, omijając szczegóły. - A tak w ogóle to ile masz lat? Tysiąc, sto, dwieście? A może czterysta? Albo... - zawiesiła głos.
- Ile ty żyjesz?
- Dłuuugo. - posłała mi słodki uśmiech. - A ty?
- Siedemnaście.
Polubiłem ją. Niby nic nie robiliśmy - znaczy, stop - odkryła całą moją historię na podstawie mojego zdjęcia, była bardziej zaznajomiona z technologią, niż ja. Hah. Dotrzymując zakładu - poszedłem za nią do alejki.
 - Nic nie mów im o mojej obecności - prosiła.
Ale dwóch policjantów patrolujących ten obszar szybko nas zauważyło.
- Dzisiaj już chyba masz zajęcia w szkole - powiedział ten przy kości. - Młoda panno, chyba jesteś właśnie na wagarach.
Cholera, naprawdę, Rin? Masz setki, jak nie tysiące lat, a ganiają cię policjanci? Zaraz się wyda, że ja też powinienem być w budzie. Dziewczyna zaklęła pod nosem. Gliny zaciągnęły nas siłą na posterunek.  
Cudownie.
- Nie martw się, zaraz ich załatwię - szepnęła, a jej lewą rękę otoczyły iskierki prądu, które tańczyły wesoło, czekając, aż będą mogły zatopić się w ofierze.
- Przestań! - zasłoniłem rękę przed ich wzrokiem - Przecież to policja, nawet ty nie możesz niczego takiego zrobić, bo nie obędzie się to bez rozgłosu.
Kapnęli się, że nie jestem nigdzie zapisany, ona też. Zapisali nas do liceum. Od przyszłego tygodnia mamy do niego uczęszczać.
Kiedy w końcu dali nam spokój, odetchnąłem, zaczynali mnie ostro wkurzać.
- Przejdziesz się ze mną na strzelnicę? - dostałem uroczą propozycję od towarzyszki. - Mam ochotę się odstresować, chyba, że wolisz strzelać do ludzi?
- A mogę zabrać dodatkową broń?
- Jasne.
- To dzisiaj strzelnica.
- Szkoda, liczyłam na ludzi.
- Potrzebuję rozgrzewki, mała.
Ugryzłem się w język. Mała? Naprawdę? Powiedziałem tak do niej po kilku godzinach znajomości? Zaraz uzna mnie za frajera albo mięczaka albo jakiegoś fanatyka, unicestwi, wcześniej wyśmieje i tyle.
- Cienki jesteś - zachichotała, jakby ignorując tamto "mała", ulżyło mi niesamowicie.
- Ohh, tak?
- Tak.
- Przekonajmy się zatem.
I ruszyliśmy sprawdzić moje umiejętności.

<Młoda panno?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz