Odkąd trafiliśmy do tej betonowej dżungli byłem jakiś zagubiony. Mało jadłem, bywały dni, że żyłem o wodzie. Przesypiałem nieraz doby. Nic, ale to NIC mi nie pomagało. Dobrze, że był kawałek parku, jakiś lasek za miastem i co najważniejsze, Aurora. Nie wiem co bym zrobił, gdyby jak niektórzy zaginęła w tym portalu. Nie przeżyłbym takiej straty. Wydaje mi się, że odkąd się tu znaleźliśmy bardziej ją doceniłem, jakby...Mocniej pokochałem.
Popołudniu udałem się do parku. Jak zawsze, kiedy nie bardzo wiedziałem co począć. Podreptałem wolno alejką w ludzkiej postaci. Ani razu tutaj nie przybrałem formy wilka, z czystej ostrożności. Ludzie nie mieliby litości dla takiego bydlęcia, nie wszędzie spotyka się basiora wielkości konia. trafiłbym do jakiejś klatki i zaraz badaliby mnie pod każdym kątem udając, że nie robią mi niczego złego...
Nieważne. Przysiadłem na ławce i rozejrzałem się, było kompletnie pusto. Odchyliłem głowę do tyłu, przyglądając się niebu. Tutaj zdawało się jakby...Chłodniejsze. Bardziej szare. Jak wszystko. Nawet drzewa były tu smutne. Nawet, kurwa, drzewa...
Zacząłem nucić coś pod nosem, odpłynąłem myślami do domu. Do lasów, gdzie czasem ciężko było o kawałek choćby padliny, do polan, rzek, jezior, wodospadu...Pamiętałem jak dziś pomagającą mi Kiche, kiedy przygarnęła mnie takiego rannego, głodnego, zmarzniętego. Zastanawiałem się jak przeżyłem ówczesną zimę. To był jakiś cud. Tak, jak cudem wydawało mi się zostanie samcem alfa. Dopóki nie straciliśmy Kiche...
W międzyczasie poznałem Aurorę. Później Lizardy, pojawienie się Lanei i...I najpiękniejszy dzień ze wszystkich, kiedy kochana Aurora w końcu stała się moja.
Właśnie, Lanea. Też ostatnio była jakaś nieswoja. Nie było jej się z reszta co dziwić. Była zakochana. Amei zniknęła, a mojej siostrze znów zawalił się świat. Nie zasłużyła na to, psiakrew. Nie miałem pojęcia za co to biedactwo musiało tak cierpieć.
Nawet nie zauważyłem, kiedy wśród tych wszystkich wspomnień zeszkliły mi się oczy. Co gorsza-usłyszałem, że ktoś się zbliża. Przetarłem szybko twarz, może nie zauważy...Żałosne.
Szybko zawinąłem się z miejsca i poszedłem do domu. Nie wiedziałem co mi było. Czułem wściekłość, bezsilność, wszystko...Wszystko na raz. Bez powodu. Usiadłem na łóżku i uderzyłem pięścią o poduszkę, padłem wreszcie bez sił. Kilka kolejnych dni nie opuszczałem mieszkania. To chyba depresja...
<Ktokolwiek...?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz